Wiktor Bagiński obecnie jest reżyserem teatralnym, ale jeszcze 10 lat temu był dobrze zapowiadającym się piłkarzem. Jako junior występował w Zagłębiu Lubin i Lechu Poznań, a nawet w młodzieżowej reprezentacji Polski. Miał okazję grać w jednej drużynie z takimi zawodnikami, jak Piotr Zieliński czy Tomasz Kędziora. W piłce seniorskiej jednak nawet nie zadebiutował.
Grał z Zielińskim i Kędziorą, ale wybrał teatr. “Futbol to gra zespołowa, a ja z domu wyniosłem indywidualizm”
Nie wszystkie wspomnienia z piłki Bagiński ma jednak pozytywne, co zdradził w rozmowie z Onet Sport. Nawet grając w reprezentacji Polski miał do czynienia z rasizmem. Bagiński jest bowiem czarnoskóry: jego ojciec, którego nigdy nie poznał, jest Nigeryjczykiem.
– Grałem w reprezentacji juniorskiej, mierzyliśmy się z Łotwą. Strzeliłem wtedy gola i po meczu poszliśmy do kibiców, żeby podziękować za doping. Jeden z nich krzyknął do mnie wtedy: “Wyp… czarn…!”. Taki incydent zapamiętałem z tamtych czasów. Tym boleśniejszy, że przecież jestem Polakiem, urodziłem się tutaj i reprezentowałem nasz kraj. Mam tylko inny kolor skóry – opowiadał Bagiński, który też z tego względu miał nietypowy pseudonim, “Kiki”.
– Był taki piłkarz Kiki Musampa, grał w Manchesterze City i podobno stylem gry go przypominałem, czyli byłem silny i dobrze zbudowany. Wymyśliła to grupa kilku kolegów, w tym Piotrek Zieliński. Ten “Kiki” zresztą został ze mną do dziś. Właśnie piszę scenariusz filmu, gdzie tak się nazywa główny bohater – piłkarz Lechii Dzierżoniów – zdradził 28-latek, który wyjaśnił powody, dlaczego zdecydował się na teatr zamiast piłki.
– Ale, jak widać, możliwa. Futbol to gra zespołowa, a ja z domu wyniosłem indywidualizm. Dlatego praca reżysera jest mi bliższa. Bo tutaj jestem jeden. Mówi się, że jak sztuka wyjdzie dobrze, aktorzy dostają barwa. A jak źle – winny jest reżyser. Pasuje mi to. Dlatego w piłce, gdybym przy niej został, wolałbym być trenerem – tłumaczył Wiktor Bagiński.
“Muszę zaapelować do selekcjonera Michniewicza: oddajcie Piotrkowi dziesiątkę!”
Bagiński opowiedział też o swojej znajomości z Piotrem Zielińskim. Zaapelował też do selekcjonera Czesława Michniewicza, by przywrócił pomocnikowi Napoli numer “10” w reprezentacji.
– Dziś już kontaktu nie mamy, każdy ma swoje życie, ale wówczas byliśmy naprawdę dobrymi kumplami. Pochodzi z Ząbkowic i tam się poznaliśmy na jakimś turnieju. Mieliśmy po dziewięć lat, mamy bardzo blisko siebie urodziny – on 20, ja 23 maja. Jego tata Bogdan woził nas na mecze. Na przykładzie Piotrka mogę dać radę wszystkim młodym chłopakom chcącym zostać znakomitymi piłkarzami: niech piłka nie odkleja wam się od nogi. Wracasz ze szkoły – prowadź piłkę. Jesteś zmęczony po treningu? Nie szkodzi, zostań jeszcze i ćwicz zagrania obiema stopami. Piotrek w każdej wolnej chwili miał piłkę przy nodze. Przecież to nie jest tak, że od początku grał lewą i prawą równie dobrze. On ten element non stop trenował. Nie ma innej drogi. Pamiętam szczególnie jeden mecz “Ziela”: graliśmy z Anglią, a on dwa razy założył siatkę Raheemowi Sterlingowi. Coś pięknego. Dlatego boli mnie, że Piotrek nie gra w kadrze z numerem dziesiątym – mówił.
– Jak jeździliśmy na mecze reprezentacji i Piotrek nie dostawał koszulki z dziesiątką, nie pokazywał pełnego wachlarza możliwości. A jak tylko zakładał “dychę”, coś mu się przestawiało i był prawdziwą bestią, grał jak z nut. Dlatego muszę zaapelować do selekcjonera Czesława Michniewicza: oddajcie Piotrkowi dziesiątkę! Ja wiem, to jest detal, ale właśnie takie mikrorzeczy decydują o tym, czy odnosisz zwycięstwo. “Zielu” się oczywiście totalnie nie przyzna, że to jest dla niego bardzo ważna kwestia. Myślę, że czytając to teraz, śmieje się i mówi, że gadam głupoty. Ale taka jest moja opinia – podsumował były młodzieżowy reprezentant Polski.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS