A A+ A++

Czytaj też: Stopy procentowe w górę po raz trzeci. Inflacja zostanie z nami na długo?

Co prezes NBP powiedział o inflacji i stopach?

Że inflacja ma osiągnąć szczyt w grudniu. A potem, w krótkim terminie zacznie spadać, za sprawą rządowej tarczy antyinflacyjnej, czyli obniżki akcyzy i VAT na niektóre produkty, głównie paliwo. Według prezesa, przez cały przyszły rok inflacja utrzyma się jednak na podwyższonym poziomie – NBP zakłada, że średnio wyniesie 5 proc.

Prezes Glapiński przyznał, że tarcza działa na skutki, a nie na przyczyny wzrostu cen. Nie wspomniał jednak, że jej elementem są również dopłaty dla konsumentów – ok. 5 mld zł – które zwiększą konsumpcję, więc będą działać proinflacyjnie.

Prezes Glapiński mówił o zacieśnianiu polityki pieniężnej przez NBP, bo stopy procentowe wzrosły od września w sumie o 1,65 pkt. proc., ale nie powiedział, że w tym czasie inflacja skoczyła o 2 proc. A to oznacza, że realne stopy procentowe (czyli różnica między stopami NBP i inflacją) stały się jeszcze bardziej ujemne. Teraz już blisko minus 6 proc. Trudno mówić więc o zacieśnianiu polityki pieniężnej, chyba, że punktem odniesienia byłby brak ostatniej podwyżki stóp.

– Nasze podwyżki są tak wykalibrowane, żeby nie osłabić wzrostu gospodarczego i aby nie wzrosło bezrobocie. Nikt tego nie chce – tłumaczył prezes banku centralnego. A przecież podstawowym – i wyraźnie zapisanym w ustawie – celem NBP jest dbanie o stabilność pieniądza. Dopiero potem – o ile to nie szkodzi temu celowi – jest mowa o wspieraniu polityki gospodarczej rządu.

Prezes stwierdził, że jest przestrzeń do dalszych podwyżek stóp, jeśli nie zmieni się koniunktura gospodarcza. Ale gdyby osłabła, to groziłoby wzrostem bezrobocia i wtedy podwyżek nie będzie.

Co prezes NBP powiedział o gospodarce i wzroście płac?

Prezes NBP zapewnił – podobnie jak i na poprzednich konferencjach – o bardzo dobrej koniunkturze gospodarczej w kraju. – Powtarzam to, że jest bardzo dobra, bo nie rozumiem, dlaczego to u niektórych wywołuje złość – mówił Adam Glapiński. Według niego PKB w II kwartale wzrosło o 5,3 proc., a w IV kwartale będzie jeszcze lepiej. – Solidnie rośniemy, bezrobocia praktycznie nie ma, a wzrost wynagrodzeń jest szybszy niż inflacja – chwalił się prezes.

Na szczęście dostrzegł też, że wzrost płac przewyższa wzrost wydajności, a to nie jest zdrowym objawem. Prezes nie wspomniał za to, że raportowany przez GUS wzrost płac dotyczy firm zatrudniających powyżej 9 osób, a więc tylko części gospodarki. Nie zwrócił też uwagi na rosnące obawy inflacyjne gospodarstw domowych. A te są największe od ćwierćwiecza – tak wynika z badań Sławomira Dudka z Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH i głównego ekonomisty FOR (ankieta przeprowadzona wraz ze Związkiem Przedsiębiorstw Finansowych). Przyspieszenia inflacji oczekuje 57 proc. ankietowanych – o 10 proc. więcej niż jeszcze kwartał wcześniej. Głównie z tego powodu gospodarstwa domowe oceniają swoją sytuacje finansową najgorzej od 2012 r.

Czytaj też: Co podwyżka stóp procentowych oznacza dla twojego portfela? [FAQ]

Co prezes NBP powiedział o przyczynach wzrostu inflacji?

Prezes powtórzył, że inflacja nie zależy od NBP. I wyliczał jej przyczyny: wzrost cen ropy o 8 proc. w ciągu roku, dwuipółkrotny wzrost cen węgla i pięciokrotny wzrost cen gazu, zerwane łańcuchy dostaw, rosnące ceny surowców rolnych. Wśród przyczyn wymienił też politykę klimatyczną Unii i rekordowy wzrost cen uprawnień do emisji CO2 – już prawie 90 euro za tonę. – Unia mogłaby to przerwać – mówił prezes. Tu wpisał się w polityczną ofensywę PiS, które w Sejmie przyjęło uchwałę, że Polska powinna na razie się z systemu obrotu uprawnieniami wypisać, a ustami premiera Morawieckiego zapowiada, że poruszy tę sprawę na spotkaniu przywódców UE. Warto jednak zaznaczyć, że zwyżka cen uprawnień do emisji CO2 szkodzi wprawdzie odbiorcom prądu (bo wzrosną rachunki), za to rządowi mocno się opłaca: ze sprzedaży darmowej puli uprawnień w tym roku zgarnął już ponad 25 mld zł. Teoretycznie te pieniądze mają iść na transformację energetyczną.

Najwięcej uwagi NBP i rada Polityki Pieniężnej poświęca cenie ropy i gazu, na które mają wpływ czynniki geopolityczne i presja Rosji. Ogranicza ona dostawy gazu Europie, by wymusić uruchomienie gazociągu NordStream 2.

– Inflacja jest problemem światowym: wzrosła do poziomu najwyższego od dziesięcioleci. W USA wynosi 6,2 proc. w unijnej Strefie Euro 4,9 proc. Ale nikt tam nie obwinia o to prezesów banków centralnych, bo to byłoby głupie – przekonywał prezes Glapiński.

Dostrzegł, że szef amerykańskiego Banku Rezerw Federalnych Jerome Powel zmienił zdanie na temat inflacji i już nie traktuje jej jako czynnika przejściowego. Oraz że ogłosił ograniczenie skupu aktywów.

Według Glapińskiego nikt nie krytykuje też szefowej Europejskiego Banku Centralnego Kristine Legarde, która nie podnosi stóp i wciąż prowadzi na dużą skalę skup aktywów. Strefa euro nie jest jednolitym organizmem gospodarczym i w różnych krajach inflacja jest różna – na Litwie ok. 9 proc., w Belgi wynosi 7 proc. A w Niemczech, które są bardzo na tym punkcie wyczulone, bo hiperinflacja sprzed wieku wywindowała do władzy nazistów, inflacja sięga 6 proc.

Prezes sam z siebie odnosił się też do zgłaszanych w mediach uwag analityków, ekonomistów i publicystów. O krytyce prognoz inflacyjnych NBP mówił, że jest bez sensu. Podobnie o zarzutach za zbyt późną reakcję na wzrost cen: – Czesi i Węgrzy szybciej zaczęli podnosić stopy, a mają podobną inflację – mówił.

Co prezes Glapiński powiedział o publikacjach w mediach?

Adam Glapiński odnosił się też do publikacji „Polityki” o tym, że zlecił zamontowanie kamer w NBP i podsłuchów. Zastanawiał się jak reagować i czy skierować sprawę do sądu. – Zaprzeczyłem, że żadnych kamer ani podsłuchów nie montowałem, ale mimo to ukazał się materiał i pewnie będzie powtarzany – mówił prezes. – Zakładam, że mówię do ludzi obdarowanych dobrą wolą i rozsądkiem.

Na potwierdzenie słów prezesa, oficjalny profil NBP na Twitterze opublikował „Reakcję na artykuł tygodnika „Polityka””. Nie jest to sprostowanie lecz list szefów trzech komórek związkowych działających w banku centralnym do prezesa NBP, w którym oświadczają oni, że „związki zawodowe działające w NBP nie mają nic wspólnego z informacjami przedstawionymi przez autora.” Choć samej informacji o kamerach i podsłuchach nikt w tym liście nie dementuje. Krótki list kończy się jak monologi przy słynnej szafie prezesa klubu „Tęcza”: „Dialog społeczny prowadzony jest w naszej instytucji z poszanowaniem praw obu stron, tj. pracodawcy i związków zawodowych.”

Prezes Glapiński odniósł się też do innej informacji – zamieszczonej jakiś czas temu w mediach społecznościowych przez biuro prasowe NBP. Chodziło o interwencji na rynku walutowym przed rokiem, którą porównano do szarży husarskiej. Przypomniał, że urosła ona do rangi mema w internecie, a był to cytat z uzasadnienia do nagrody jaką prezes otrzymał od jednej z gazet.

Czytaj też: „Ciszej nad tym skarbcem”. Prywatna kampania wyborcza Glapińskiego nie poprawia wiarygodności NBP

A czego prezes NBP nie powiedział w ogóle?

Prezes banku centralnego na dość długiej konferencji nie znalazł czasu, by odnieść się do istotnego ryzyka, jakie niesie ze sobą spór rządu z Brukselą o praworządność. Dlaczego jest ono istotne? Bo już wiadomo, że straciliśmy blisko 5 mld euro zaliczki z Krajowego Planu Odbudowy w tym roku. Oficjalnie powiedział to wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis.

Czytaj też: Pieniądze za praworządność. Jeśli rząd nie dogada się z UE, będzie musiał finansować samorządy i biznes.

Mało tego, na włosku zawisły w ogóle wszystkie płatności funduszy unijnych w kolejnych latach. Rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) uznał w tym tygodniu, że mechanizm „pieniądze za praworządność”, zaskarżony przez Polskę i Węgry, ma solidne podstawy prawne. Zwykle opinie rzeczników generalnych są potem potwierdzane przez sam TSUE. Jeśli taki wyrok zapadnie w ciągu najbliższych miesięcy, Komisja Europejska i grono przywódców UE będzie miało skuteczne narzędzie dyscyplinowania polskiego i węgierskiego rządu – wstrzymanie pieniędzy. Jeszcze wiosną rząd Mateusza Morawieckiego chwalił się, że wynegocjował 770 mld zł dla Polski i jak bardzo wspomoże to rozwój gospodarki. Prezes NBP nie zająknął się nawet co będzie, jeśli tych pieniędzy zabraknie.

Nie ocenił też kompleksowo rządowej tarczy antyinflacyjnej rządu. Choć prosiłoby się, aby szef instytucji odpowiedzialnej za wartość pieniądza i wysokość stóp, podzielił się opinią, czy planowane posunięcia rządu pomogą zdusić inflację, czy wręcz przeciwnie, doleją oliwy do ognia. Tego zabrakło też zresztą w komunikacie Rady Polityki Pieniężnej po ostatnim posiedzeniu.

Czytaj też: „Inflacja skonsumuje tarczę Morawieckiego w miesiąc”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJustyna Skrzypczyk i fałszywe sprawozdanie. Przekręt wyborczy w Nowinach
Następny artykułGlapiński nie ma sobie nic do zarzucenia. Ale nie powiedział o wszystkim