A A+ A++

Jeśli zrozumiemy absurdalny humor tej sceny, a także docenimy autoironię Wosia, będziemy na tym filmie dobrze się bawić. Film Michała Węgrzyna to bowiem komedia i tylko jako taka może się bronić. Trudno tylko powiedzieć, czy twórcy filmu właśnie tego chcieli – obsadzili główne role aktorami znanymi z ról komediowych, więc zawsze mogą powiedzieć, że zrobili sobie jaja na miarę Monty Pythona.

Z drugiej strony twierdzą, że przedstawili dekadę lat 70. XX w. w Polsce jako uniwersalną historię o nieudanej próbie wyrwania kraju z biedy. Zamierzali więc stworzyć obraz Gierka na podobieństwo Prometeusza, który chciał dać ludziom ogień – za co został ukarany przez bogów. W tym filmie bogowie siedzą na Kremlu i w Waszyngtonie.

W fabularnych filmach o historii nietrzymanie się faktów ma kilka powodów. Po pierwsze zdarzają się niechciane błędy, po drugie zamierzone uproszczenia mające na celu choćby zdynamizowanie akcji, po trzecie wreszcie – jawne manipulacje.

„Gierkowi” Węgrzyna można wybaczyć jakieś niedoróbki wynikające może z budżetowych ograniczeń, czy wprowadzenie fikcyjnych postaci i wydarzeń, jeśli tylko to drugie czemuś służyłoby. Gorzej, jeśli film lansuje przy okazji bałamutną wizję historii.

W filmie Edward Gierek jest Edwardem Gierkiem, ale już pozostałe postaci pierwszoplanowe są aluzjami do rzeczywistych uczestników wydarzeń. Trudno powiedzieć, po co ten zabieg. Postać generała jest tożsama z gen. Wojciechem Jaruzelskim, a premiera Filipa z Piotrem Jaroszewiczem. Wśród najważniejszych postaci jest też towarzysz Maślak, uważany za postać zupełnie fikcyjną, ale ma on bardzo dużo ze Stanisława Kani. Choćby grzybne nazwisko i fizyczne podobieństwo. Maślak również, tak jak Kania (tyle że z Franciszkiem Szlachcicem), przyjechał nocą w grudniu 1970 r. do Katowic, by zaoferować Gierkowi wzięcie władzy po Władysławie Gomułce i tak jak Kania w latach 70. XX w. Maślak nadzoruje służby specjalne. To wreszcie także Maślak rozsiada się przy biurku Gierka, gdy ten już jest prawie na wylocie. Kania przecież zastąpił Gierka latem 1980 r.

Tyle że w film sugeruje, iż następcą Gierka jest generał (w domyśle Jaruzelski). Scenarzyści zapewne zastąpili prawdziwego Kanię cynicznym i żądnym krwi Maślakiem, bo Kania akurat był stosunkowo „miętki” i rozwiązania siłowe nie były jego marzeniem. Dlatego przecież odszedł ze stanowiska I sekretarza KC PZPR.

Wprowadzenie fikcyjnej postaci Maślaka sprawia jednak, że scenariusz filmu nie trzyma się kupy. Maślak w 1970 r. namawia Gierka do przejęcia władzy, strasząc widmem rozlewu krwi, jeśli władzę weźmie Mieczysław Moczar. Tyle że zaraz potem Maślak z generałem niby-Jaruzelskim natychmiast knują przeciw Gierkowi – a ich jedynym marzeniem jest wzięcie narodu za mordę, czyli dokładnie to, co zrobiłby Moczar. Więc po co windowali Gierka? Na to pytanie film niestety nie odpowiada. Maślak kreuje Gierka na przywódcę, a potem go zwalcza chyba tylko dla sportu. Inaczej wszystkie jego intrygi są właściwie pozbawione sensu. A nich zbudowany jest film.

Generałowi zaś marzy się jedynie wojna – gdziekolwiek, z kimkolwiek, ale najlepiej z własnym narodem. W tym filmie jest on nie tylko złym człowiekiem. Jest też idiotą. Kreowanie Gierka na jedynego sprawiedliwego przy jednoczesnym demonizowaniu postaci generała niby-Jaruzelskiego, który nawet chciał Gierka otruć, jest nie to, że niesprawiedliwe (Jaruzelski ma swoich obrońców, niech oni go bronią), ale po prostu nieprawdziwe. Ani Gierek nie był taki dobry, ani Jaruzelski taki podły i głupi.

Maślak i generał przedstawieni w filmie są jako pachołki i marionetki przywódców Związku Radzieckiego – nawet nie tyle schorowanego Breżniewa, ile szefów KGB, którzy już pod koniec lat 70. XX w. projektowali w Polsce stan wojenny. „Gierka” zresztą otwiera scena internowania głównego bohatera w grudniu 1981 r. Na zasadzie klamry ta scena kończy też film, ale jest znacznie rozbudowana. W efekcie nieświadomy polskiej historii widz może nabrać przekonania, że stan wojenny wprowadzono tylko przeciwko Gierkowi. I gdy jeszcze internowani wraz z nim ludzie z jego ekipy śpiewają w ośrodku w Wigilię kolędę o patriotycznym wydźwięku, to film ociera się już o kicz. Czy naprawdę los Gierka i jego ludzi był największą tragedią grudnia 1981 r.?

Gierek w filmie to postać niemal święta. Skromny, uczciwy, prostoduszny aż do naiwności. Nie dowiemy się od Węgrzyna nic o drodze Gierka na szczyty – której etapem także były słynne słowa o gruchotaniu kości przez śląską wodę w marcu 1968 r.

Z jednej strony film pokazuje go więc jako polityka wielkiego formatu, z drugiej jest on beznadziejnie słaby w partyjnych grach. A przecież prawdziwy Gierek potrafił powiedzieć do swych partyjnych kolegów: nie jesteście, towarzysze, palcem robieni…

W filmie Gierek tylko raz traci kontrolę nad sobą, gdy, oczywiście zmanipulowany, złorzeczy na robotników z Radomia w 1976 r. Twórcy sugerują, że podwyżki, które wywołały te protesty, były efektem spisku przeciw Gierkowi. Ale to, co Gierek mówi w filmie o robotnikach, to tylko ułamek tego, co naprawdę powiedział.

Skromność Gierka też miała swoje granice. To prawda, że jak w filmie, nie chciał swoich portretów w urzędach, ale cała propaganda sukcesu i jego pokazywane w mediach gospodarskie wizyty są dowodem, że towarzysz Gierek lubił siebie. I to z wzajemnością.

Akurat szkoda, że w filmie nie ma właściwie wątku ówczesnej telewizji i jej prezesa Macieja Szczepańskiego.

To, co natomiast w filmie Węgrzyna dziwi najbardziej, biorąc pod uwagę, że do scenariusza rękę przyłożył taki społeczny wrażliwiec jak Rafał Woś, to absolutna przedmiotowość społeczeństwa. Ono tu nie gra żadnej roli, jest właściwie nieobecne. Jeśli zaś strajkuje, to podpuszczone przez SB, które w tym filmie ma wyjątkowo ubogie kadry – Maślak steruje polską polityką przy pomocy chyba tylko trzech esbeków.

Wątpliwości budzą też relacje Gierka z Moskwą. W filmie marzy on o prawdziwej niepodległości, którą miałaby Polsce dać… bomba neutronowa. W rzeczywistości jego związki z „radzieckimi” pozostają zagadką. Wpisanie do konstytucji PRL przyjaźni Polsko-radzieckiej oraz budowa szerokotorowej linii kolejowej ze Śląska do ZSRR – to gesty, na które Gomułka nigdy nie poszedł. Pierwszy to sprawa symboliczna, ale drugi to już kwestia podległości gospodarczej. Warto też dodać, że panująca w latach 70. XX w. moda na technokratów i menadżerów w Polsce, była kalką takiejże mody w Związku Radzieckim.

Tyle że z filmu tego się nie dowiemy – formułkę o sojuszu polsko-radzieckim powtarza w koło Macieju jedynie generał niby-Jaruzelski, gdy przejmuje władzę nad Polską. Zresztą zaraz potem tenże generał wpada w łapy imperialistów z Zachodu… Bo w tym filmie Amerykanie myślą tylko o pieniądzach, a Rosjanie tylko o rozlewie krwi (no i o wódce). Węgrzyn sugeruje, że to Amerykanie i ich sojusznicy opychali Polakom różne, nieraz przestarzałe, technologie, za które kazali sobie płacić pożyczonymi pieniędzmi. W ten sposób pomijana jest zupełnie odpowiedzialność Gierka za szereg bezsensownych transakcji.

W efekcie opowieść Węgrzyna o Gierku to opowieść o spisku, który zawiązują przeciw towarzyszowi Edwardowi właściwie wszyscy. Jedynie na koniec prymas Stefan Wyszyński wyciąga doń pomocną dłoń.

W Polsce Edwarda Gierka – tego filmowego – zawsze świeci słońce (zima stulecia obnażająca słabość państwa jest tylko wzmiankowana), a ulice są dziwnie czyste. Nawet stoczniowcy z Gdańska przez dekadę się nie postarzeli.

Żyć, nie umierać. I jeszcze pić coca-colę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFrancja na kolejnym etapie segregacji sanitarnej. Paryż wprowadził kontrowersyjną ustawę
Następny artykułW Kędzierzynie-Koźlu po raz pierwszy w tym roku zebrała się Młodzieżowa Rada Miasta