A A+ A++

Na garnuszku Putina. Europejska lista hańby

Schröder nie zamierza rezygnować z sowitej rosyjskiej pensji. Nawet po krwawej łaźni, jaką funduje Ukraińcom jego mocodawca z Kremla. Grono podobnych byłemu kanclerzowi Niemiec byłych europejskich polityków jest zresztą liczne. Należy do niego premier Francji Francois Fillon, który zarabia na życie w koncernie paliwowym Zarubieżnieft, były kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel, który zasiada we władzach firmy Łukoil, była szefa austriackiego MSZ, Karin Kneissl z rady nadzorczej Rosnieftu czy Lord Barker of Battle, były brytyjski minister energii, który dorabia w metalurgicznym kombinacie En+.

Schröder, owszem, przyznał, że cierpienia narodu ukraińskiego muszą być zakończone jak najszybciej i taka jest odpowiedzialność rosyjskiego rządu. Ale jak ognia unikał słowa atak czy inwazja. I podobnie jak w 2014 roku, podczas pierwszej odsłony konfliktu na Ukrainie, zawile tłumaczył okoliczności, jakie jego zdaniem usprawiedliwiają roszczenia Rosji wobec sąsiednich państw. Jeszcze kilkanaście dni temu były kanclerz wyrażał nadzieję, że „na Ukrainie skończy się pobrzękiwanie szabelką”.

Schröder, obok reżysera Wima Wendersa czy byłego prezydenta Niemiec Romana Herzoga był sygnatariuszem głośnego listu 60 niemieckich intelektualistów, którzy już dwa lata temu ostrzegali świat przed wojną. Tyle że jako agresora i winnego nie wskazywali Rosji a brak zrozumienia jej interesów po stronie Zachodu. „Nikt nie chce wojny, ale nie wolno wypychać Rosji z Europy” – pisali sygnatariusze listu. Zwrot ukraińskiego społeczeństwa w kierunku Zachodu i zachodnich wzorców demokracji sygnatariusze listu uznali za zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji budzące uzasadnione obawy na Kremlu.

Gerhardz Schrödera życie na koszt firmy

Irracjonalna interpretacja źródeł napaści Rosji na niepodległą Ukrainę szokuje. Łatwo jednak wskazać jej źródła, jeśli przyjrzeć się zażyłości byłego polityka rządzącej obecnie w Niemczech SPD z Władimirem Putinem.

Pałac Jusupowów uchodzi za drugi po Pałacu Zimowym najbardziej spektakularny gmach w Sankt Petersburgu. Wybudowany 250 lat temu budynek należał do rodziny Jusupowów, rodu tak bogatego, że tę fortunę porównywano z majątkiem cara. To tutaj pod koniec kwietnia 2014 roku, niedługo po napaści prorosyjskich separatystów na wschodnią Ukrainę i aneksji Krymu przez Rosję, były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder zorganizował swoje 70. urodziny.

Taka impreza emerytowanego polityka zwykle mało kogo obchodzi. Ale nie tym razem. Zdjęcia sprzed pałacu, na których Schröder w napięciu czeka na głównego gościa, a w chwilę potem robi z Putinem serdecznego „niedźwiedzia”, pokazywały najważniejsze media na świecie. Rachunek za wystawne przyjęcie pokryła spółka Nord Stream, kontrolowana przez Gazprom.

St. Petersburg, Rosja. To zdjęcie obiegło cały świat. Gerhard Schroeder i Władimir Putin w Pałacu Jusupowów na przyjęciu z okazji 70. urodzin byłego kanclerza Niemiec


St. Petersburg, Rosja. To zdjęcie obiegło cały świat. Gerhard Schroeder i Władimir Putin w Pałacu Jusupowów na przyjęciu z okazji 70. urodzin byłego kanclerza Niemiec

Fot.: Anatoly Maltsev / PAP/ EPA

Tajna narada Schrödera z Putinem

Uściski Schrödera z Putinem pokazywano głównie w kontekście Ukrainy, w której sprawie niemiecki ekskanclerz zajął już wtedy dość jednoznaczne stanowisko. Podczas debaty zorganizowanej przez lewicowy tygodnik „Die Zeit” mówił, że Bruksela nie ma zielonego pojęcia o tym, co się dzieje na Ukrainie. – Zastanawiam się, czy kraj tak podzielony kulturowo można stawiać przed wyborem: stowarzyszenie z UE albo unia celna z Rosją – mówił Schröder w 2014 roku.

Niemiecka telewizja ZDF ujawniła, że kiedy Putin przejmował kontrolę nad Krymem, Schröder wziął udział w nieoficjalnej naradzie w rosyjskiej ambasadzie w Berlinie. Radzono tam, jak poprawić nadszarpnięty wizerunek Rosji w Niemczech. Prorosyjskie sympatie byłego kanclerza nie są tajemnicą, jednak jego zdjęcia w serdecznych uściskach z Putinem wywołały w Niemczech burzę z piorunami. Tym większą, że kiedy Schröder balował z Putinem w Pałacu Jusupowów, prorosyjscy separatyści na Ukrainie przetrzymywali niemieckich ekspertów OBWE jako zakładników.

Opozycyjna wtedy partia Zielonych zaproponowała nałożenie na byłego kanclerza zakazu wypowiadania się o Ukrainie, twierdząc, że to szkodzi Niemcom. – Schröder sieje kremlowską propagandę. Każdy powinien zrozumieć, że on jest teraz płatnym rzecznikiem Rosji, co rodzi potężny konflikt interesów – grzmiał Manuel Sarrazin, deputowany do Bundestagu z partii Zielonych. Kanclerz Angela Merkel określiła zachowanie Schrödera jako bezwstydne.

Nasz człowiek w Rosji

Jednak duża część Niemców, w tym ludzi związanych z polityką, nie widziała wówczas w zachowaniu Schrödera niczego bulwersującego. – Nie sądzę, żeby jego przyjaźń z Putinem w jakikolwiek sposób szkodziła Niemcom. Przeciwnie, może pomóc. Mam nadzieję, że Schröder wykorzysta swe wpływy w Rosji z korzyścią dla kraju – mówił Philipp Missfelder, ekspert ds. polityki zagranicznej, doradzający wówczas CDU, czyli partii Angeli Merkel.

To pokazuje niezdecydowanie opinii publicznej w Niemczech. Owszem, sąsiadom zza Odry nie podobało się łamanie prawa międzynarodowego na Ukrainie, ale jednocześnie zależało im na utrzymaniu dobrych relacji z Rosją. Prawie połowa Niemców uważała w 2014 roku, że w sprawie Ukrainy ich kraj powinien zachowywać neutralność. Nawet dziś, po napaści Rosji na Ukrainę ponad 40 proc. Niemców uważa, że mediatorem w tej sprawie powinien być lojalny klient Putina, Gerhard Schröder.

Doktor Schröder

Kiedy w 1998 r. Gerhard Schröder przejmował urząd kanclerza, Niemcy nazywano ironicznie chorym człowiekiem Europy. Wzrost gospodarczy był symboliczny, a liczba bezrobotnych zbliżała się do 5 mln. A przecież Schröder to zdeklarowany lewicowiec. Pochodzi z bardzo ubogiej rodziny – jego ojciec zginął w 1944 r. w Rumunii, matka była sprzątaczką. Podobno w dzieciństwie bywał tak głodny, że zdarzało mu się wyjadać kit z okien. To w dużej mierze dzięki pomocy państwa udało mu się zdobyć wykształcenie i zostać adwokatem.

A jednak jako kanclerz miał odwagę skończyć z modelem państwa opiekuńczego. Obciął wydatki socjalne i zliberalizował rynek pracy. Efekt? Niemcy powstrzymali wzrost długu publicznego, a firmy zaczęły zwiększać zatrudnienie. To między innymi dzięki Schröderowi w Niemczech na wiele lat zapanowała gospodarcza prosperity. Dla samego kanclerza zdecydowane reformy miały jednak przykre konsekwencje.

Wyborcy machnęli ręką na to, że w sesjach dla kolorowych magazynów występował w drogich garniturach od Armaniego (stąd przydomek Kaszmirowy Kanclerz) i na jego cztery małżeństwa (ksywka Władca Pierścieni, w 2018 roku ożenił się po raz piąty). A także na aferę fryzjerską, po której media ochrzciły go „farbowanym kanclerzem”. Bo kiedy jedna z agencji podała informację, że Schröder farbuje włosy, ten poszedł do sądu. I dzięki zeznaniom swoich osobistych fryzjerów, którzy zaprzeczyli, jakoby kanclerz korzystał z farby kryjącej siwiznę, uzyskał obowiązujący do dziś w Niemczech zakaz pisania na ten temat.

Ale zakręcenia kurka z pieniędzmi liczni beneficjenci niemieckiego socjalu mu nie darowali. W 2005 r. jego partia poległa w przedterminowych wyborach. Jednak zanim do gabinetu kanclerza wprowadziła się Angela Merkel, Schröder rozpoczynał już nowe życie poza polityką.

Po odejściu z urzędu kanclerza mieszkający w Hanowerze Schröder (ma tu XIX-wieczny dom) zaczął pracę w prowadzonej przez przyjaciela kancelarii prawnej. Ale szybko zrobiło mu się za ciasno. – Miałem świadomość, że w hanowerskim sądzie nie mogę realizować swoich zainteresowań ani wykorzystać wiedzy i znajomości ze świata polityki – wspominał Schröder w jednym z wywiadów. Najbardziej cenna była rzecz jasna znajomość z Putinem.

Ojciec chrzestny

Od lat miał z nim świetny kontakt. Nie przypadkiem z okazji 60. urodzin kanclerza rosyjski prezydent odwiedził Berlin ze stuosobowym chórem Kozaków, a Schröder adoptował dwoje osieroconych dzieci z Sankt Petersburga, miasta, w którym karierę zaczynał Putin. Niektórzy żartowali, że jedyne, co ich różni, to przywiązanie do marek samochodów. Schröder, kiedy został szefem rządu, zrezygnował z mercedesów na rzecz audi. Putin jest wierny mercedesom. Jednak ważniejsze niż gesty były czyny. Zwłaszcza ten jeden, który wciąż się Schröderowi wypomina.

Wrzesień 2005 r. Dziesięć dni przed wyborami parlamentarnymi kanclerz asystuje w Berlinie wraz z Putinem przy podpisaniu przez Gazprom i niemieckie koncerny E.On i BASF wartej 4 mld euro umowy na budowę Nord Stream, pierwszej nitki gazociągu północnego. Zaledwie kilka tygodni później Schröder zostaje szefem rady nadzorczej spółki budującej gazociąg po dnie Bałtyku z pensją 250 tys. euro rocznie.

Zaraz potem okazało się zresztą, że tuż przed zejściem z politycznej sceny jego rząd zaakceptował udzielenie Gazpromowi gwarancji kredytowych na budowę bałtyckiej rury. Na miliard euro. Wybuchła afera. Schröder tłumaczył, że o niczym nie wiedział, ale przykry zapach pozostał.

Cicho sza

Jak pisał niemiecki miesięcznik branżowy „Manager Magazin”, Gazprom, czyli dominujący udziałowiec spółki Nord Stream zatrudnił Schrödera dla wyeliminowania opozycji politycznej wobec tej inwestycji. Jednym z krajów, który najgłośniej zgłaszał obiekcje, głównie ekologiczne, była Finlandia. Ucichły, kiedy konsultantem pracującym dla Nord Stream został znajomy Schrödera, były fiński premier Paavo Lipponen. Kiedy pod koniec 2011 r. pierwsza nitka bałtyckiej rury została oddana do użytku, Schröder był już cenionym na międzynarodowym rynku konsultantem.

W europejskiej polityce Schröder uchodził za pragmatyka i człowieka kompromisu. Dziesięć lat temu, kiedy ważyły się losy rozszerzenia UE o kraje z naszego regionu, Schröder musiał do tego pomysłu przekonywać nawet wewnątrzpartyjną opozycję. – Nie wyobrażam sobie, żeby rozszerzenie Unii rozbiło się o sprzeciw Niemiec – mówił w Bundestagu. Tłumaczył, że przyjęcie krajów naszego regionu do UE będzie rodzajem zadośćuczynienia za powojenną izolację, ale też otworzy przed niemieckimi firmami nowy rynek zbytu i da im zaplecze wykształconej i taniej siły roboczej.

W niemieckim środowisku biznesowym Schröder ma opinię twardego menedżera. Kiedy jako polityk SPD i premier Dolnej Saksonii w latach 90. trafił do rady nadzorczej Volkswagena, wbrew partyjnej instrukcji poparł powołanie na stanowisko prezesa uchodzącego za bezwzględnego Ferdinanda Piecha. Za jego kadencji Volkswagen stał się drugim po Toyocie największym producentem samochodów na świecie. Potem, już jako kanclerz, Schröder wprowadzał przepisy sprzyjające koncernom motoryzacyjnym, za co zyskał przydomek Auto Kanclerz.

Inny przykład: Schalke 04 Gelsenkirchen i Borussia Dortmund to najbardziej znane kluby piłkarskie z Zagłębia Ruhry. Ich kibice od lat prowadzą między sobą świętą piłkarską wojnę – wygranie lokalnych derbów ma dla nich taką samą wagę jak tytuł mistrza Niemiec. Schröder jest honorowym członkiem władz Borussii Dortmund, co jednak nie przeszkodziło mu w uratowaniu Schalke przed bankructwem. Kilka lat temu, kiedy klub z Gelsenkirchen przeinwestował i w związku z kłopotami finansowymi groziła mu degradacja, Schröder skontaktował władze Schalke z Gazpromem. Do dziś rosyjski potentat gazowy jako główny sponsor wykłada co roku 40-60 mln euro na utrzymanie klubu. Choć po napaści na Ukrainę decyzją klubu logo Gazpromu zniknie z koszulek. A z rady nadzorczej wyleciał objęty właśnie amerykańskimi sankcjami prezes Nord Stream 2, były agent Stasi, przyjaciel Putina i Schödera, Matthias Warning.

Za kulisami

Schröder, jak twierdzą jego współpracownicy, świetnie czuje się w zakulisowych rozmowach. Jest mistrzem przełamywania biznesowych barier przy kieliszku wykwintnego czerwonego wina.

W 2008 r. jedną z największych firm paliwowych na świecie, rosyjsko-brytyjskim TNK BP, wstrząsnął ostry konflikt akcjonariuszy. Rosyjscy oligarchowie nie mogli się porozumieć z Brytyjczykami w sprawie zarządzania firmą. Angielscy i amerykańscy menedżerowie z British Petroleum zaczęli mieć problemy z rosyjskimi wizami, a rosyjscy akcjonariusze koncernu oskarżyli prezesa BP Roberta Dudleya o łamanie prawa. Pod koniec 2009 r. do rady nadzorczej koncernu wszedł Gerhard Schröder. Udało mu się doprowadzić do zbliżenia, w styczniu 2010 r. Rosjanie i Brytyjczycy ogłosili, że zakopują topór wojenny.

Zawieszenie broni trwało dwa lata, a kiedy konflikt o kontrolę nad TNK BP wybuchł na nowo, Schröder odszedł z firmy. Brytyjczycy najwyraźniej jednak docenili kompetencje byłego kanclerza Niemiec, bo to z ich rekomendacji desygnowali go do rady nadzorczej Rosnieftu (BP ma ok. 20 proc. jego akcji), rosyjskiego giganta paliwowego i głównego konkurenta Gazpromu.

Rosja stała się zresztą jego drugim domem. Do Moskwy jeździł tak często, że w końcu kupił dom na przedmieściach. Ale często bywa też we Francji, gdzie od kilku lat jest doradcą w banku inwestycyjnym Rothschild. Regularnie lata do Ankary. Od czasów kanclerskich utrzymuje znajomość z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem, co jest o tyle cenne, że niemieckie koncerny energetyczne chętnie wzięłyby udział w budowie elektrowni w tym kraju. A i dom wakacyjny w tureckim kurorcie Bedrum, kupiony za ćwierć miliona euro, odwiedza często. Były kanclerz bywa też w Chinach i krajach Zatoki Perskiej.

Prorosyjska postawa Schrödera razi wielu polityków, ale w kręgach biznesowych mało kto wytyka mu zażyłe relacje z Władimirem Putinem. Klaus Mangold, szef Wschodniego Związku Gospodarczego, organizacji zrzeszającej firmy prowadzące biznesy na Wschodzie, komentował wprost: – Jako szefa rady nadzorczej zdecydowanie wolę byłego kanclerza niż urzędnika ze Szwajcarii, Luksemburga czy Timbuktu. Czysty biznesowy pragmatyzm.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZabójstwo w Belwederze. Największa zagadka II Rzeczpospolitej
Następny artykułAdam pozwał rodziców za zmarnowane życie. Bo miał traumatyczne dzieciństwo