A A+ A++

W niedzielę 16 sierpnia 2009 roku, nasze Stowarzyszenia Abstynenckie ALA i AZYL zorganizowało spływ kajakowy Pilicą na odcinku Tomaszów Mazowiecki – Zakościele. Uczestnictwo w wodnej imprezie okazało się dla mnie znakomitym pomysłem, jako, że był to jedyny racjonalny sposób na rozładowanie wewnętrznego napięcia, z jakim, od co najmniej miesiąca się borykałem. Nigdy w swoim życiu nie miałem okazji – lub, jak kto woli, nie starałem się – brać udziału  w tak pięknej, odprężającej imprezie. Za co dziękuję ówczesnym prezesom stowarzyszeń (Sławek Łaski i Rysiek Juda).

Wstyd przyznać, że dopiero mając 64 lata, skorzystałem z możliwości poznania najpiękniejszych zakątków regionu, w którym się urodziłem  i wychowałem. Na partnerkę do kajakowej dwójki zaprosiłem przebywającą u mnie na wakacjach, moją ukochaną wnuczkę, dziesięcioletnią Martusię. Pogoda była piękna, słoneczna, – jak ostatnie trzy tygodnie – idealna na niedzielny wypoczynek.

Zebraliśmy się przed południem na przystani OSiR-u (dawna przystań klubu Lechia) w liczbie 26 osób. Po krótkiej odprawie, przydzielono naszej grupie kajakowej trzech ratowników–przewodników, udzielono instruktażu dotyczącego zachowania bezpieczeństwa na wodzie. Wzięliśmy wiosła, kapoki i ruszyliśmy na brzeg rzeki, gdzie zacumowane były kajaki.

Usadowiłem wnuczkę w kapoku naszej łupiny i sam zająłem miejsce za nią. Uderzając na przemian to lewym, to prawym piórem wiosła, szybko odbiłem od brzegu i znaleźliśmy się na środku rzeki, obierając kierunek Spała, Inowłódz, Zakościele. To piękne uczucie, kiedy widzi się po lewej czy prawej stronie płynące kajaki, a przed sobą zakola wijącej się rzeki. Spojrzałem na wnuczkę, zobaczyłem jej uśmiechniętą buzię oraz radość bijącą z oczu, które mówiły mi, jak bardzo jest szczęśliwa, jaką wakacyjną frajdę sprawił jej dziadek. Czuliśmy się bezpiecznie w kawalkadzie kajaków, bo wokół nas  w swych jedynkach kręcili się ratownicyprzewodnicy często pytając, – Czy u was wszystko w porządku, czy macie siłę wiosłować?  A jak czuje się dziewczynka?

Przed każdą pułapką czy wodną przeszkodą, jak na przykład pod mostem na Karpatach, żelaznym mostem kolejowym na Niwce, przy karczach, powalonych drzewach, niebezpiecznych, nagłych załomach, wirach rzecznych i wielu innych niebezpieczeństwach czyhających na wodnym szlaku, zawsze czuwał ratownik – przewodnik, wskazując nam bezpieczną drogę do jej opłynięcia.

Zostawiliśmy za sobą Nowy Port na lewym brzegu rzeki, Ludwików na prawym i sunęliśmy dalej pomiędzy polami, na których widoczne były jeszcze niesprzątnięte, malownicze, złote snopki zboża, pomiędzy rozległymi łąkami, nieużytkami i kępami drzew. Kiedy znaleźliśmy się na wysokości oczyszczalni ścieków, w dawnych latach należącej do zakładu „Wistom”, obecnie do Urzedu Miasta, zauważyłem, że zlikwidowano dopływ rzeki Czarnej i Wolbórki (wchłonął je sztuczny akwen oczyszczalni ścieków), wpadających razem na tym krótkim odcinku, do Pilicy. Pamiętałem dorzecze tych połączonych rzek, jeszcze z okresu szkolnego, kiedy na Łąki Henrykowskie przychodziliśmy z kolegami na wagary. 

redakcja_

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPuławska uroczystość Dnia Edukacji Narodowej odwołana
Następny artykułAlfen dostarczy 2 000 ładowarek do dwóch holenderskich prowincji