A A+ A++

„Jak patrzę na niektóre dane, to mnie wbija w fotel” – powiedział ekonomista Ignacy Morawski w wywiadzie udzielonym Grzegorzowi Sroczyńskiemu dla next.gazeta.pl. „Praktycznie cokolwiek weźmiesz, to jest lepiej, niż się można było spodziewać” – podkreślał.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

-Ile wyniosły oficjalne aktywa rezerwowe Polski? NBP publikuje dane. Priorytetem bezpieczeństwo i zachowanie płynności

-Optymistyczne informacje z MRPiT. Bezrobocie w Polsce najniższe w całej Unii! „Dobra sytuacja na rynku pracy efektem działań rządu”

-„Większość firm utrzymała wysoki poziom zatrudnienia”. PFR umarza subwencje. „W ubiegłym tygodniu podjęliśmy pierwsze decyzje”

Nasz eksport zasuwa jak nigdy. Już w lecie zeszłego roku uważałem, że odbicie po lockdownie będzie mocne ze względu na skalę wsparcia publicznego w krajach rozwiniętych. Natomiast siła tego odbicia w zimie w warunkach ogromnej fali epidemii była zaskakująca. Wiele firm nie bardzo rozumiało, co się właściwie dzieje, potraktowały to jako chwilową anomalię końca roku: „Może na Zachodzie odbudowują zapasy i dlatego tyle u nas zamawiają”. Ale na początku tego roku okazało się, że popyt nie spada i teraz nasze firmy zaczęły to traktować jako trwałe zjawisko

— mówił ekonomista podkreślając, iż „skala odbicia w przemyśle jest nieprawdopodobna, za chwilę to się zacznie też dziać w usługach”.

Dopytywany, które dane „najbardziej wbiły go w fotel”, Morawski odpowiedział:

Na przykład wyniki firm średnich i dużych w pierwszym kwartale – chodzi o firmy spoza sektora finansowego, zatrudniające co najmniej 50 osób. Ich przychody wzrosły o ponad 10 procent rok do roku. No to gdzie jest ta recesja? Przychody spółek giełdowych w pierwszym kwartale były na poziomie przedkryzysowego trendu.

Zaznaczył, że „jakaś część firm jest na skraju upadku, ale dla wielu trwa eldorado”.

Mijający kryzys gospodarczy miał takie cechy jak choroba, która go wywoływała – uderzał punktowo, nierówno, niektórym bardzo szkodził, ale większości nie dotknął

— zauważył.

Morawski: Pomagano nie bankom, ale firmom i pracownikom

W całej Europie politycy wyciągnęli wnioski z kryzysu finansowego 2008 roku i błędów, które później popełniono. Tym razem działali według założenia, że nie można dopuścić do istotnego wzrostu bezrobocia, bo to będzie zbyt niebezpieczne. Nie tylko gospodarczo, lecz także politycznie

— stwierdził ekonomista przypominając, że praktycznie we wszystkich krajach rozwiniętych uruchomiono tarcze antykryzysowe. Podkreślał, iż pomagano nie bankom, ale firmom i pracownikom.

Główne niebezpieczeństwo polegało na tym, że kryzys wywoła wyższy popyt na tak zwaną płynność, czyli że firmy będą gromadzić gotówkę, zwiększać oszczędności. I ludzie tak samo. Okazało się, że ten efekt był mniejszy, bo społeczeństwa, dzięki pomocy publicznej, czuły się mimo wszystko bezpieczne finansowo. Duża skala stymulacji fiskalnej sprawiła, że to ożywienie moim zdaniem będzie trwałe

— ocenił.

Mamy niebywały skok eksportu

W Polsce – jak mówiłem – mamy niebywały skok eksportu. I nie chodzi o żaden efekt niskiej bazy, że był dołek, więc teraz nadrabiamy, to jest prawdziwy skok w wielu branżach. Dotyczy przede wszystkim firm, które produkują trwałe dobra konsumpcyjne: sprzęt AGD, komponenty do różnych urządzeń, meble, elektronikę

— wskazywał zwracając uwagę, że „w czasie trwania restrykcji pandemicznych na całym Zachodzie nastąpiło przesunięcie popytu konsumpcyjnego z usług na towary”.

To dla naszej gospodarki sytuacja jak marzenie

— powiedział.

Jesteśmy hubem przemysłowym dla całej Europy, tak samo jak Chiny są hubem przemysłowym dla świata. I jeśli na całym Zachodzie dzięki rządowym tarczom ludzie czują się w miarę bezpiecznie i nie ograniczają wydatków, jeśli w dodatku przesuwają popyt z usług na sprzęt AGD czy meble, no to tak się składa, że my te rzeczy produkujmy. W Polsce zatrudnienie w przemyśle w ostatniej dekadzie wzrosło, niedużo, ale jednak, w większości krajów rozwiniętych udział przemysłu w zatrudnieniu spada. Dużą część produkcji przeniesiono z Europy Zachodniej do krajów Europy Środkowej

— wyjaśniał ekonomista.

Moim zdaniem ględzenie, że jesteśmy „montownią pralek”, jest już dawno nieaktualne. Od dziesięciu lat słyszę o tej „montowni pralek”, o „pułapce średniego rozwoju” i „panu Zenku”, który bazuje na taniej pracy i nie jest innowacyjny. Te koncepcje może były ciekawe, ale 12 lat temu, kiedy powstawały. Teraz już się nie sprawdzają. Szklany sufit nad naszą gospodarką pewnie gdzieś wisi, ale bardzo wysoko

— skonstatował.

aw/next.gazeta.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLas bez śmieci – kolejna inicjatywa młodzieżowa
Następny artykułKrzysztof Wolski nowym starostą powiatu kozienickiego