A A+ A++

Jeśli zmiany w Kodeksie wyborczym proponowane przez PiS zaczną obowiązywać, samorządy będą musiały m.in. dowieźć do lokali wyborczych osoby po 60. roku życia. Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. – Projekt jest gniotem: prawnym i logicznym – mówi Interii Piotr Rachwalski, ekspert ds. transportu publicznego i prezes PKM Świerklaniec. Samorządowcy robią dobrą minę do złej gry: – Bez szczegółowych wytycznych będziemy improwizować – nie ukrywa Krzysztof Iwaniuk, szef Związku Gmin Wiejskich RP i wójt Terespola.

– W niektórych miejscach do lokalu wyborczego jest kawał drogi. W związku z tym, w mniejszych miejscowościach, będzie można stworzyć jeszcze parę tysięcy takich punktów, szczególnie w tak zwanych “wsiach kościelnych”. Żeby ludzie, którzy wychodzą z kościoła, nie musieli się nadto trudzić, aby dotrzeć do lokalu wyborczego – w październiku, podczas rozmowy z mieszkańcami Puław, tłumaczył Jarosław Kaczyński.

Interia przyjrzała się zmianom dotyczącym samorządów, związanym z transportowaniem wyborców do lokali, w których jesienią będziemy wyłaniać posłów. O opinię poprosiliśmy zarówno polityków PiS, jak również ekspertów i samorządowców. Kłopoty zaczynają się już przy pierwszych pytaniach. W przepisach ustawodawca wspomina o “dwóch pełnych kursach”, które muszą się odbyć w odstępie przynajmniej czterech godzin. Czy kierowcy będą obowiązani dowozić oraz odwozić wyborców? Czy pełny kurs to odwiezienie i dowiezienie do głosowania czy może tylko podróż w jedną stronę? 

Mam nadzieję, że dla każdego wójta będzie to jasne i nikt nie zostawi swoich wyborców bez możliwości powrotu do domu. Było to podnoszone nawet w trakcie dyskusji na komisji. Padła jednoznaczne odpowiedź: chodzi o transport do lokalu i z lokalu – mówi nam Marek Ast z PiS, który reprezentuje wnioskodawców. – Dokładne ustalenia godzin kursów i tras należy do samorządu, który powinien podejmować racjonalne decyzje. To swego rodzaju furtka dla władz w regionie (mająca ułatwiać dostosowanie się do nowych przepisów – red.) – tłumaczy.

“Gniot prawny i logiczny”

Z zapisami w projekcie ustawy zapoznał się Piotr Rachwalski, ekspert ds. transportu publicznego i prezes PKM Świerklaniec. Zwraca uwagę, że poza stworzeniem nowych linii komunikacyjnych dowożących do lokali wyborczych trzeba też utworzyć przystanki – tam, gdzie ich nie ma, bo nie każda wieś w Polsce jest obsługiwana przez rejsowe autobusy. Szacuje się, że miejscowości całkiem wykluczonych komunikacyjnie jest w naszym kraju nawet 20 procent.

– Lokalizacje przystanków ustalane są uchwałą rady gminy. To cała, niekoniecznie prosta procedura, obejmująca m.in. działania komisji ds. bezpieczeństwa ruchu. Trwa to zwykle kilka miesięcy, w międzyczasie są ustalenia z policją, administratorem drogi, przewoźnikami, a to wszystko dla niekiedy pięciu wyborców – komentuje.

Jak w rozmowie z Interią podnosi Rachwalski, “nie jest też wprost powiedziane, że wojewoda pokryje także koszty utworzenia przystanków”. Chodzi m.in. o zakup i postawienie znaku drogowego, przebudowę infrastruktury i inne. – Tych przystanków nie będą ich uwzględniały obowiązujące zezwolenia dla linii komunikacyjnych. Galimatias w systemie się zwiększy, ponieważ będą obsługiwane raz na kilka lat, przy okazji wyborów – podkreśla.

Zdaniem szefa PKM Świerklaniec projekt “jest gniotem: prawnym i logicznym”. – Przewidziano w nim, że bezpłatne przewozy pasażerskie będą w gminach, gdzie w dniu wyborów nie funkcjonuje publiczny transport zbiorowy. A jeśli gdzieś będzie jeden kurs w niedzielę, na przykład dowożący do kościoła, ale nieobsługujący wszystkich wsi i przysiółków, to dalej transport “nie funkcjonuje”? – zastanawia się.

W praktyce nowelizacja utrudni pracę samorządowców. – Wrzucono coś, nie analizując tego wcześniej i nie badając, czy to jest do wykonania. Trzeba to zrobić prościej, zaufać wójtom i pozwolić im samodzielnie opracować formę transportu na wybory, bo modele funkcjonowania komunikacji są różne, na przykład z udziałem firm zewnętrznych lub bez nich. Samorządowcy mogliby ustalić chociażby, że tego dnia przejazdy będą bezpłatne – wskazuje.

W Polsce potrzebny jest taki system transportu, który działa w każdą niedzielę, a nie wyłącznie wyborczą. Lepsze byłoby, gdyby ustawa mówiła przykładowo o kursach w weekendy co dwie godziny, a w dni robocze co godzinę. Kolejny problem to braki wśród kierowców – wymienia nasz rozmówca. 

Decyzję, by w dniu wyborów funkcjonował darmowy transport do lokali wyborczych, Rachwalski nazywa “polityczną”. – Zrozumiałe, że trzeba ułatwić dotarcie do lokalu wyborczego, ale o niebo mądrzejsze było zalecenie z 2002 roku, by w dniu referendum w sprawie wejścia Polski do UE komunikacja działała jak w normalny dzień powszedni. To rozwiązanie lepsze od tworzonego dzisiaj – przypomina.

Samorządowcy: Będziemy improwizować

Żeby dowiedzieć się, jak w praktyce mają być realizowane rozwiązania proponowane przez PiS, zwróciliśmy się do samorządowców. Z punktu widzenia Związku Gmin Wiejskich RP zastanawiające jest już samo kryterium, które pozwala korzystać z darmowego transportu osobom po 60. roku życia: – To jeszcze w miarę sprawni ludzie, pomijam oczywiście inwalidów. Najstarszym i opiece społecznej zawsze pomagaliśmy – mówi Interii Krzysztof Iwaniuk, wójt przygranicznego Terespola.

Samorządowiec nie ukrywa, że zorganizowanie transportu dla 25 wiosek to “wyzwanie logistyczne”. – Nie wiem, jak mamy to zorganizować, skoro mamy ledwie pięć autobusów. Dookoła popadały PKS-y, mamy własne pojazdy, bo musieliśmy dowozić do szkoły dzieci. Tego nie zrobi się w jednej chwili, trzeba ułożyć grafik. Przywieźć, odwieźć ludzi, ustalić, gdzie są przystanki. Pojechać do kolejnej miejscowości – tłumaczy nam szef Związku Gmin Wiejskich RP.

Zwraca też uwagę na problem dowiezionych wyborców, którzy będą chcieli po głosowaniach wrócić do domu. – Autobus musi poczekać, nie ma czasu, żeby jechać gdzie indziej. I to do danego miejsca, gdzie jest lokal wyborczy. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że jeden autokar zawozi grupę, a potem jedzie po inną. Tylko gdzie ci ludzie będą czekać? W lokalu wyborczym, na dworze? Jeśli ma to tak wyglądać, dla mnie to dziwne – nie ukrywa Iwaniuk.

Gmina Wałcz zwarta i gotowa

Na sprawę nieco inaczej patrzą samorządowcy z gminy Wałcz. Chociaż 31 grudnia po raz ostatni odbył się kurs tamtejszego PKS-u, którego historia sięga 70 lat wstecz, nie brakuje im optymizmu. Głownie ze względu na doświadczenie. Wszak Wałcz to obszarowo największa gmina wiejska w kraju.

Zawsze dowoziliśmy swoich seniorów i niepełnosprawnych. Ustawa to dla nasz żadna nowość. Wynajmowaliśmy autobusy, uruchamialiśmy swoje zasoby, więc nie jesteśmy zaskoczeni – mówi Interii Joanna Mackiewicz, sekretarz gminy. – Planowaliśmy 30-35 minut na powrót w zależności od tego, jak liczebny był obwód wyborczy. Nigdy nie było żadnych problemów, wszyscy byli zadowoleni – dodaje.

Nasi rozmówcy zapowiadają, że w razie konieczności będą uruchamiać wszystkie zasoby, jakimi dysponują. To nie tylko własne busy czy samochody służbowe, ale również auta… straży pożarnej. – Będziemy informować mieszkańców, w jakim terminie będą kursy. Gmina nie jest tak wielka, żeby nie można było tego ogarnąć – uważa Dariusz Semeniuk, wójt gminy Włodawa. 

Wciąż jednak pozostaje sporo niewiadomych.

Joanna Mackiewicz: – Nie wiemy, jak będą przebiegały nowe okręgi wyborcze i obwody. Dotychczas mieliśmy dziewięć l … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiedronka prześcignęła Pocztę Polską. Sprawdź w czym
Następny artykułEdyta Zając w bikini na plaży. “Najpiękniejsza kobieta na świecie”