A A+ A++

Coraz mniej jest tych, którzy pamiętają tamte dni, którzy z bronią w ręku tworzyli historię. I choć minął szmat czasu, to maj 1945 roku wciąż jest żywy w ich pamięci. Jednak w tym roku ze względu pandemię rocznicowe obchody będą dużo skromniejsze.

Pochodzi z Równego, z polskiej rodziny. Jak wybuchła wojna w 1939 roku, Edward Róg miał 11 lat. Najpierw przyszli do miasta Sowieci, a potem Niemcy. I kiedy młody Róg nie szedł do szkoły, to spisywał numery wozów niemieckich, które przejeżdżały przez miasto. Poprosiła go o to matka kolegi, której mąż przed wojną był oficerem. Po co jej te numery, nie powiedziała. Już po wojnie dowiedział się o „Wachlarzu”, organizacji dywersyjnej, dla której zbierał te dane. Dzięki nim alianci mogli śledzić ruchy wojsk niemieckich.

Kiedy na początku 1944 znowu Sowieci weszli do Równego, wszędzie w mieście pojawiły się wielkie afisze „Niech żyje I Korpus Polski”. Potem Sowieci zrobili pobór Polaków do wojska. Róg był za młody.
— Ale moich dwóch wujków poszło i dwóch braci — wspomina. — Ja dostałem „prykaz” od władz, że mam jechać do Czelabińska za Ural.
Matka dała mu na drogę prowiant. Ucałowała i wręczyła obrazek Matki Boskiej. Żeby cię synku chroniła od złego — powiedziała.

Razem z trzema innymi chłopakami uciekli z pociągu. Potem lasami, polami, tak przez kilka dni szli do Sum, gdzie — jak słyszeli — jest wojsko polskie. Na bramie powiedzieli, że są ochotnikami i chcą do wojska.
— No i przyszedł jeden z tych moich wujków, co poszli do armii — śmieje się Róg. — Uściskał i zaprowadził nas na kuchnię, gdzie dostaliśmy jeść. Do dziś czuję ten smak amerykańskiej tuszonki i czekolady, którą nam dali — opowiada.

Potem stanęli przed pułkownikiem. Jak ich zobaczył, powiedział: my dzieci nie przyjmujemy. Idźcie do domu, do szkoły.
Jakiego domu? — zaczęli prosić. Ubłagali, to wzięli ich do pułku zapasowego. Stąd Edward Róg trafił do łączności, do 11. Samodzielnej Kompanii Łączności. I tak dla chłopaka zaczęła się prawdziwa wojna. Tylko mundur miał za duży, ale sprzedał buty, co miał z cywila, to było na krawcową. Kobieta zwęziła mundur i już leżał jak ulał.

Karabiny dostali już w Kiwercach, gdzie później trafili. Stąd pociągami przez Łuck, Chełm i dalej już autami trafili pod Garwolin. A stąd na front. Dostali pierwsze ważne zadanie.
— Kazali nam pociągnąć linię telefoniczną z Rembertowa na Pragę — wspomina. — To było w sierpniu 1944 roku. Powstanie jeszcze trwało. Do stycznia staliśmy pod Warszawą. Jak ruszyła ofensywa, po wyzwoleniu Warszawy poszliśmy na Bydgoszcz. Na Wale Pomorskim Niemcy stawiali twardy opór.
— Było strasznie, wkoło chłopaki padli od kul — wspomina Edward Róg.

Sam omal nie zginął pod Kołobrzegiem. Dostali rozkaz połączenia linią telefoniczną sztabu dywizji z punktem obserwacyjnym nad morzem.
— To jest bardzo ważna linia, bo po tej linii idą wielkie rozkazy, musi pracować — powiedział im pułkownik ze sztabu.

Róg poszedł sprawdzić, ale to tylko pasąca się na łące krowa zerwała przewód. Naprawił. Rankiem wszedł już z budynku, gdzie stał sztab, żeby pilnować swego odcinka linii. Leżał w krzakach ze słuchawkami na uszach, kiedy podjechały katiusze. Rosjanie otworzyli ogień na morze. Wystrzelili rakiety i odjechali. Róg został. W chwilę potem rozpętało się piekło. To Niemcy z okrętów odpowiedzieli ogniem. I wtedy myślał, że już po nim, odłamek ranił go w głowę. Dziś śladem po uderzeniu jest blizna na skroni.

I za Kołobrzeg dostał brązowy medal “Zasłużonym na Polu Chwały”.
Flagi na Reichstagu nie wieszał. Wprawdzie na początku maja był na przedmieściach Berlina, ale stamtąd przerzucili ich oddział nad Łabę.
Tu dostali zadanie pociągnięcia linii telefonicznej przez rzekę, ale zabrakło kabla. Czekali, aż podrzucą. Rano przyjechał dowódca: chłopcy, dalej nie ciągniemy, po drugiej stronie są Amerykanie. Koniec wojny — powiedział.
— Chwyciliśmy za karabiny i zaczęliśmy strzelać na wiwat — wspomina koniec wojny Róg. Jak dziś pamięta, że świeciło słońce, dzień był ładny.
— Dobry dzień na koniec wojny— mówi.

Co poczuł na wieść o końcu wojny? — Wielką radość, ogromną ulgę i potworne zmęczenie, bo padaliśmy z nóg — uśmiecha się.
— Żołnierz frontu nie wybiera — mówi Edward Róg z Olsztyna, dziś porucznik. — Biłem się o Polskę, spełniłem swój obowiązek i przeżyłem, ale przecież miałem obrazek Matki Boskiej — tłumaczy sobie i do dziś nie rozstaje się ze świętym obrazkiem.

Swą żołnierską drogę zakończył w Rybniku, gdzie skierowali ich jednostkę. Rok po wojnie odszedł z wojska i przyjechał do Olsztyna, gdzie byli już jego rodzice, przesiedleni z Wołynia. Pierwszy raz w Olsztynie był już w lipcu 1945, kiedy przyjechał do rodziców na urlop. Miasto było całe w gruzach, starówka spalona.
W tym roku ze względu na pandemię nie będzie wielkich obchodów Narodowego Dnia Zwycięstwa. Edward Róg miał jechać do Kołobrzegu na uroczystości. Dostał zaproszenie od władz miasta.
— Koronawirus wszystko pokrzyżował — ubolewa weteran. — Może za rok…

Andrzej Mielnicki

Polaków nie było na paradzie
Dopiero od 2015 roku zakończenie II wojny światowej świętujemy 8 maja. Przez prawie pół wieku w PRL Dniem Zwycięstwa był 9 maja.
— Podpisanie aktu kapitulacji odbyło się w nocy z 8 na 9 maja — tłumaczy prof. Witold Gieszczyński, historyk z UWM. — Według czasu w państwach zachodnich było to przed północą, jeszcze 8 maja, a według czasu moskiewskiego już po po północy, czyli 9 maja. Oczywiście to miało wpływ na to, jak kto potem zagospodarował ten Dzień Zwycięstwa. Zachód świętował 8 maja, a blok wschodni 9 maja, także Polska, ale myślę, że tu akurat wówczas nie mieliśmy większego wyboru.

Decyzja parlamentu o zmianie sama w sobie była symboliczna, bo oznaczała zerwanie z postrzeganiem tego święta, tak jak postrzegał je Związek Sowiecki, a teraz Rosja.
— Bo przecież Sowieci postrzegają II wojnę światową wcale nie od 1939 roku, tylko od 22 czerwca 1941 roku, tytułując to jako wielka wojna ojczyźniana — mówi prof. Gieszczyński.

Od zakończenia wojny minęły już 75 lat. Czy pamięć o niej słabnie?
— W młodym pokoleniu ta pamięć jest na pewno słabsza, ale z drugiej strony widać zainteresowanie tematyką wojenną. Dowodem na to mogą być imprezy nawiązujące do wydarzeń z czasów II wojny światowej, udział w nich grup rekonstrukcyjnych złożonych z młodych ludzi czy filmy wojenne, na które młodzież tak chętnie chodzi do kin. Oczywiście to młode pokolenie inaczej patrzy na historię z lat 1939-1945 niż pokolenie ich dziadków czy pradziadków. Inny jest stopień emocji.

8 czerwca 1946 roku w Londynie dla uczczenia zwycięstwa nad Niemcami oraz Japonią w II wojnie światowej odbyła parada zwycięstwa. Na paradzie zabrakło polskich żołnierzy, którzy walcząc w Polskich Siłach na Zachodzie byli jedną z najliczniejszych walczących nacji po stronie sił alianckich.
— Brytyjczycy zachowali się fatalnie —  podkreśla prof. Gieszczyński. — Winston Churchill nie był już wtedy premierem. Na czele rządu stał Clement Attlee z Partii Pracy. Naciski sowieckie na rząd brytyjski i pewna poprawność polityczna, jeżeli chodzi o kwestię niedrażnienia Moskwy, spowodowały, że Polaków z tej defilady w sposób haniebny wypchnięto.

Andrzej Mielnicki

Czytaj e-wydanie

Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

W piątkowym (8 maja) wydaniu m.in.

Plakat promujący zbiórkę na potrzeby powstańcówEgzamin z dobroci i motywacji
Po raz kolejny dr Szymon Żyliński poprosił swoich studentów, żeby swoją wiedzę o nowych mediach wykorzystali w praktyce. Ci natychmiast przystąpili do działania, które może zmienić nie tylko średnią ich ocen, ale i czyjeś życie. Pomóc możemy wszyscy.

Zabrzmiał tylko jeden salut
Koniec wojny w maju 1945 roku miał zupełnie inny wymiar w Berlinie, Moskwie, Warszawie, Olsztynie. Tu ludzie, choć czuli ulgę, czuli też strach i niepokój. O końcu wojny w maju 1945 roku i pierwszych powojennych miesiącach mówi historyk Tadeusz Baryła z Instytutu Północnego w Olsztynie.

Marta JaworskaMarta, wracaj do biegu życia!
Marta Jaworska od lat angażuje się w akcje charytatywne i wolontariat. Wszyscy znają ją jako dziewczynę o wielkim sercu. Tym razem to ona potrzebowała pomocy i znalazła ją między innymi wśród przyjaciół z Elbląga.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzybędzie niemal 250 nowych fotoradarów, a to nie wszystko. GITD buduje wielką sieć
Następny artykułWakacje a koronawirus. “Rz”: Niemcy przyjadą na wczasy do Polski