W niedzielny wieczór rzesze Białorusinów wyszły na ulice swojego kraju, aby zaprotestować przeciwko wynikom wyborów, które ogłosiła białoruska Centralna Komisja Wyborcza. Stwierdzono, że zwyciężył Aleksander Łukaszenka, który otrzymał poparcie na poziomie 80 procent.
– Zawsze fałszowano wyniki, ale tym znacząco przesadzono. Myślę, że wielu obywateli mojego kraju poczuło, że to już jest jawna kpina z nich i dlatego tak licznie wyszli demonstrować – mówi Alina Koushyk w rozmowie z WP Kobieta.
Solidarność z Białorusią
Dziennikarka nie ukrywa, że była mocno poruszona, obserwując brutalność policji. – Jest wiele rannych osób, kilkaset zatrzymano i przewieziono do tzw. miejsc izolacji czasowej. Wiem, że są już tak przepełnione, że niektórzy od razu trafiali do aresztu – opowiada nam.
Alina Koushyk pracowała do trzeciej w nocy i wie, że na długo nie zapomni wczorajszego dyżuru. – Pracowaliśmy nieustannie, ale trudno było panować nad emocjami. Niejednej osobie popłynęły łzy z oczu, widząc, co dzieje się w naszej ojczyźnie – przyznaje.
– Obserwując odwagę i determinację tych ludzi, wierzę, że w końcu Białorusini są w stanie zmienić sytuację w kraju. To jest przełomowy moment, dlatego tak ważne jest okazanie wsparcie i solidarności z Białorusią. Zachęcam wszystkich do udziału w zgromadzeniach, które dzisiaj będą zorganizowane na terenie niektórych polskich miast, m.in. w Warszawie o 19 przed pomnikiem Kopernika czy w Łodzi przy Pasażu Schillera. To doda im sił – podkreśla dziennikarka.
Starcia na Białorusi. Michał Szczerba z Mińska: dramatyczna noc, milicja użyła broni
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS