A A+ A++


Zobacz wideo

Kobieta, która nie jest już dyrektorką szkoły w rozmowie z dziennikarką “Gazety Wyborczej” zrelacjonowała całą sprawę.

Jak mówi, dotarły do niej sygnały, “że uczniowie ze starszych klas: piątej, szóstej i siódmej, skarżą się, że mają problem na lekcjach religii”.  “Że ksiądz dotyka po udach, wkłada rękę między nogi, a kiedy głaszcze po plecach, ręką schodzi do pośladków. Czuli się z tym źle, niekomfortowo. (…) Dzieci zgłosiły problem swoim nauczycielom, a oni mnie. Od razu zorganizowałam spotkanie w szkole. Poprosiłam na nie tylko te dzieci, które zgłosiły problem. Postanowiłam, że podczas tego spotkania uspokoimy dzieci, zapewnimy je, że nie zostaną z tym same, żeby wiedziały, że zostaną zaopiekowane. A do księdza zadzwoniłam, żeby nie przychodził do pracy. Moim zdaniem tak to powinno się odbywać” – wspominała.

Rozmówczyni “Wyborczej” podkreśla, że podczas spotkania z uczniami “dziewczyny płakały”. “W takich sytuacjach nie jest tak, że dorosły ma się zastanawiać, czy to prawda, czy nie. To nie na tym polega. Dorosły, gdy usłyszy coś takiego od dziecka, ma zgłosić to odpowiednim organom. I tyle. To najważniejsze” – stwierdziła, dodając, że po spotkanku pojechała do kurii, żeby zgłosić sprawę.

Relacje uczniów dotyczyły księdza, który pracował w szkole od dwóch lat, dotykanie uczennic pojawiło się pół roku przed tym, jak dowiedziała się o tym kierująca wtedy szkołą kobieta.

Po rozmowie z uczniami i zawiadomieniu kurii, dyrektorka szkoły zorganizowała spotkanie z rodzicami. Poza zrelacjonowaniem tego, co się wydarzyło i jakie podjęła kroki, poprosiła, żeby rodzice nie mówili o sprawie innym mieszkańcom wioski. Co ważne, okazało się, że rodzice nie wiedzieli o zachowaniu księdza, dzieci im nie powiedziały.

Jak przyznała rozmówczyni “GW”, z czasem zrozumiała zachowanie uczniów. Stwierdziła, że dzieci nie miały zaufania do rodzin. “Spośród rodziców dziewięciorga dzieci, tylko jeden uwierzył w to, co mówiły. Za to zaraz po tym spotkaniu zaczęły się pielgrzymki rodziców do mnie: że to nieprawda, dlaczego tak robię, dlaczego chcę pognębić księdza. Dzieci zaczęły zgłaszać nauczycielom, że krzyczą za nimi na wsi, że czują złość wsi do siebie. (…) Rodzice zażądali, że zanim zgłoszę to policji, chcą spotkania z przedstawicielem kurii. Takie spotkanie zostało zorganizowane kilka dni później. Przyszedł na nie tłum ludzi. Przedstawiciel kurii bardzo ładnie się zachował, bo powiedział, że na rozmowę zaprasza tylko zainteresowanych rodziców. Wyjaśnił im, jakie są procedury, że ksiądz został odsunięty od obowiązków do wyjaśnienia, że każdy to może zgłosić, nie tylko kuria czy ja” – wspomina.

Podczas trwania spotkania, przed budynkiem szkoły zbierał się tłum mieszkańców wioski. “Ludzie przyszli po majówce bronić księdza. Kiedy wyszliśmy, zaczęły się krzyki, przekleństwa. Ktoś przywiózł taczki. Chciano mnie na te taczki wrzucić, ale chyba zabrakło odwagi. Nie mogłam wyjść ze szkoły, wyrywano mi telefon, kazano mi “wypie…ć”, zarzucano mi, że ja to rozhulałam, a koronny argument był taki, że nie mam chłopa, więc innym zazdroszczę. Argumenty rodziców były takie, że przecież się nic nie stało, a księża zawsze macali” – relacjonuje kobieta.

Od jednej z matek miała usłyszeć: “Ale co się takiego stało? Księża zawsze macali, sadzali sobie dzieci na kolana. Żeby pani wiedziała, co się kiedyś działo”. “Mówię: Proszę pani, ale na Boga, to pani córka. Opowiedziała: ‘No i co?’. Wypada się zastanowić, co się w tych domach dzieje…” – powiedziała rozmówczyni “GW”. Na wyzwiskach pod adresem kobiety się nie skoczyło.

“Nie mogłam wsiąść do samochodu, ani wyjechać. Skakano mi po aucie, zagradzano mi drogę” – wspomina i przyznaje, że błędem było niepowiadomienie policji. “Ale zrobiłby się taki dym na tej wsi, a konsekwencje poniosłyby te dzieci, one nie miałyby tam życia. Ja już wtedy wiedziałam, że odejdę. Myślałam: ‘Boże, co te dzieci będą przeżywać?’. W tym wszystkim najważniejsze dla mnie były dzieci i mała wioska, która osądza. Która jest gorsza niż sąd” – powiedziała. Policję o całym zajściu powiadomiła następnego dnia.

Sprawa zachowania księdza została umorzona. Duchowny “wrócił do parafii na prośbę mieszkańców”. Ale jak podkreśla była już dyrektorka szkoły “już nie uczy”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJakie są zastosowania mieszalników w procesach produkcyjnych?
Następny artykułTyska Liga Szóstek po 11. kolejce – Luz Blues i Hiacynt