Z niedzieli na poniedziałek trzyosobową toruńską rodzinę spotkała tragedia. Woźniakowie – Barbara, Mariusz i ich 6-letni syn Wojtek stracili w pożarze cały życiowy dorobek. Spłonął ich dom na działkach „Rudaczek” w Toruniu. Około godz. 5 nad ranem rodzinę obudził czujnik czadu. – Otworzyliśmy drzwi od sypialni. Dym we mnie buchnął. Powiedziałam mężowi, że się pali. On szybko wybiegł i wyniósł syna na dwór w kołdrze – mówi Barbara Woźniak.
Potem mąż wrócił po nią, bo przez to, że nałykała się już dymu, nie była w stanie wyjść o własnych siłach. Cała rodzina wybiegła w piżamach, boso na dwudziestostopniowy mróz. Rodzice nie czuli chłodu. Byli w szoku. Tylko Wojtek krzyczał, że mu zimno.
Dom był zbudowany z bali drewnianych. Miał parter i poddasze użytkowe, gdzie znajdowały się sypialnie – rodziców i dziecka. – Mieliśmy zamknięte drzwi do sypialni, dlatego przetrwaliśmy. Inaczej byśmy się po prostu nie obudzili – opowiada pani Barbara.
Wszystko spłonęło
Z domu nie udało się niczego uratować. Nie wszystko się spaliło, ale pozostałe rzeczy są tak przesiąknięte wodą i dymem, że nie da się już z nich korzystać. Strażakom udało się wynieść część dokumentów. Zabrali też kurtki. Konstrukcja domu jest naruszona, belki są wypalone. Rodzina chce odbudować dom. Mieszkali tam dopiero od roku. Wszystkie instalacje były nowe.
Bezpośrednio po pożarze mama i syn zostali przewiezieni do szpitala. Podejrzewano u nich zatrucie czadem. Pani Barbara opuściła SOR tego samego dnia wieczorem, Wojtek został na trzydniowej obserwacji, podawano mu tlen i kroplówki. Pan Mariusz też był zatruty, ale został na miejscu, przy domu, żeby nad wszystkim czuwać. Teraz traci czucie w palcach, odczuwa skutki zatrucia czadem. Woźniakowie zatrzymali się pod Toruniem u rodziców pani Barbary. Będą się starać o mieszkanie socjalne od miasta na czas odbudowy domu. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie był na miejscu podczas pożaru. Woźniakowie mają dostać stamtąd jakieś wsparcie.
Potrzeba wsparcia finansowego, materialnego i psychologicznego
Rodzina potrzebuje też pomocy psychologicznej. Rodzice są na silnych lekach uspokajających. – Wojtek jest w kiepskim stanie do tego stopnia, że pyta mnie, czy tapeta w jego pokoju przetrwała – mówi Barbara Woźniak. – Nie dostaliśmy jeszcze żadnej pomocy psychologicznej. Jutro mamy mieć teleporadę z MOPR, ale na piątek jesteśmy już umówieni na konsultację psychologiczną w gabinecie.
Rodzinie pomaga Szkoła Podstawowa nr 17, do której uczęszcza Wojtek, i Centuria, gdzie chodzi na taekwondo. W obu tych miejsca udostępniono pomieszczenia do zbiórek. Centuria założyła też zrzutkę internetową (https://zrzutka.pl/4vw49h), drugą uruchomiła pani Barbara (https://zrzutka.pl/29m942). Poza pieniędzmi na odbudowę domu rodzinie potrzeba dosłownie wszystkiego – pościeli, ręczników, ubrań, sprzętów. Do klubu Taekwondo przy ul. Szosa Chełmińska 53 lub do SP nr 17 można przynosić artykuły codziennego użytku oraz dla Wojtka – ubrania 134/140 i buty 33/34, dla pani Barbary – ubrania w rozmiarze M/L bądź 40 i buty w rozmiarze 39, dla pana Mariusza – ubrania w rozmiarze L i buty 42. Uruchomiono też grupę z licytacjami na Facebooku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS