A A+ A++

Zobacz wideo

Sąd uznał, że absolutnie nie ma podstaw do tego, by ograniczyć mamie sześcioletniego Bartka prawa rodzicielskie. Bartek praktycznie od początku identyfikuje się jako chłopiec, choć – biologicznie – urodził się jako dziewczynka. Ma chłopięcą fryzurę, chłopięce zachowania, nie chodzi w sukienkach, jeździ samochodem – zabawką, na placu zabaw bawi się niemal wyłącznie z chłopcami. I od długiego już czasu denerwuje się, gdy nazywa się go Zosią. Wcześniej bywało, że był z tego powodu nawet agresywny.

Mama początkowo nie do końca wiedziała, co się dzieje

Obserwowała swoje dziecko i wyczuwała, że jest coś, co może budzić jej niepokój, ale nie umiała tego nazwać. – Początkowo nie dopuszczałam do siebie myśli, że moja córka czuje się i chce być chłopcem – przyznaje pani Dorota. Była ona u kilku specjalistów – lekarzy i psychologów; szukała zrozumienia i wsparcia. Eksperci, w tym seksuolog dr Stanisław Dulko, nie mieli wątpliwości, że mają do czynienia z chłopcem, który tak się identyfikuje i tak się wewnętrznie czuje. – Usłyszałam, że mam Bartka, dziecko transpłciowe. I żeby był szczęśliwy i miał szczęśliwe dzieciństwo, powinnam to zaakceptować. Przyznaję, nie było to dla mnie łatwe, nie stało się to z dnia na dzień, ale nie mogłam przejść obok tego obojętnie – tłumaczy.

Zaczęła Bartka nazywać Bartkiem, pozwalała mu ubierać się tak, jak chciał, bawić się w to, co chce i jak chce. Nie narzuca mu swojej woli. Prosiła, by tak samo było w przedszkolu, ale nie znalazła zrozumienia. – Mimo że opinie lekarskie były jednoznaczne w przedszkolu dalej mówiono na moje dziecko “Zosia”. Pamiętam jak wychowawczyni codziennie rano, gdy wchodziliśmy do przedszkola, mówiła “Zosiu, jesteś taką ładną dziewczynką” – opowiada pani Dorota.

To sprawiło, że Bartek nie chciał chodzić do przedszkola. Codziennie rano były spory i kłótnie o to, jak ma się ubrać; mama słyszała od dziecka, że nie chce – absolutnie nie chce iść do przedszkola. – To nie zdarzyło się raz czy dwa. To była nasza codzienność. Płacz, gniew, czasami agresja. Mnie od rana bolał brzuch, bo wiedziałam, co za chwilę będzie – opowiada.

W końcu zabrała Bartka z publicznego przedszkola – przeniosła go do innej placówki. Takiej, w której jest chłopcem, nikt mu tego nie zabrania i na siłę nie nazywa Zosią; takiej, w której jest szczęśliwy, ma kolegów, jest lubiany. Do takiego, po wyjściu z którego codziennie opowiada mamie, co się danego dnia wydarzyło. – Wcześniej, w poprzednim przedszkolu, nic mi nie chciał mówić. Teraz jest zupełnie inaczej. Dostał zrozumienie i szacunek – mówi pani Dorota.

Puk, puk, tu opieka społeczna

Dużym zaskoczeniem dla pani Doroty był moment, ponad rok temu, gdy okazało się, że jej rodziną zainteresowała się opieka społeczna. Zaproponowano, by rodzinę swoją opieką objął specjalnie przydzielony asystent. Bo ktoś anonimowo doniósł, że mama źle zajmuje się swoim dzieckiem – że z dziewczynki “robi” chłopca; że wmawia Zosi, że jest Bartkiem; że manipuluje dzieckiem i narzuca mu swój punkt widzenia. Pani Dorota na żadnego asystenta rodziny się nie zgodziła.

– Domyślam się, kto napisał do opieki społecznej te anonimy – to prawdopodobnie rodzice dzieci z tego przedszkola, do którego wcześniej chodziło moje dziecko. Nie wiem, czemu to zrobili. Nie wydaje mi się, żeby chciano mi jakoś zrobić na złość. Myślę, że bardziej chodziło o niezrozumienie tematu – być może w ich ocenie ja – idąc za dzieckiem i jego potrzebami – miałabym mu rzekomo robić krzywdę. A to kompletna nieprawda – tłumaczy pani Dorota.

“Dla dobra dziecka”

Gdy sprawa o ograniczenie pani Dorocie praw rodzicielskich trafiła do sądu, przyłączyło się do niej Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. – Postawę tej kobiety od samego początku postrzegaliśmy wręcz jako bardzo odważną w realiach, w których mamy w naszym kraju wysoki poziom homofobii i transfobii – mówi prezeska stowarzyszenia, Karolina Kędziora.

Pełnomocniczką pani Doroty była przed sądem adwokatka, Maria Sankowska-Borman. – Pani Dorota, działając naprawdę w stu procentach dla dobra swojego dziecka, pozwoliła mu na to, by tak jak siebie widziało, tak jak siebie czuło, tak jak się zachowywało, to takim dzieckiem było. Czyli, żeby było Bartkiem – mówi mecenaska. – Pani Dorota posiada wiele diagnoz, z których jasno wynika, że jej dziecko jest dzieckiem transpłciowym. Nie można jej czynić zarzutu, że – wypełniając też zalecenia lekarskie – działa niewłaściwie, czy ze szkodą dla dziecka. Wprost przeciwnie – mówi pani mecenas.

To samo potwierdził też sąd. – Sąd uznał, że nie ma przesłanek, by ograniczyć pani Dorocie władzę rodzicielską. Sąd potwierdził, że pani Dorota wypełnia swoje obowiązki rodzicielskie w sposób właściwy, że w żaden sposób nie zagraża dobru dziecka – wprost przeciwnie, robi wszystko, by Bartek był dzieckiem szczęśliwym i by mógł być tym, kim się czuje – mówi prawniczka.

“Rodzice nie reagują. Dochodzi nawet do samobójstw”

Pani Dorota nie kryje, że orzeczenie sądu i to, co usłyszała, bardzo ją wzruszyło. – Jako mama nie spodziewałam się takich słów, bardzo mnie wzruszyły. Usłyszałam od sądu, że to bardzo dobrze, że tak wcześnie zareagowałam na to, co dzieje się z Bartkiem; że bardzo dobrym posunięciem była zmiana przedszkola dla dziecka i zmiana otoczenia; że Bartek może się rozwijać tak, jak się czuje. Usłyszałam, że sąd zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy rodzice tak reagują i że często dochodzi nawet do samobójstw – mówi pani Dorota. – Muszę przyznać, że po tych wszystkich zarzutach, które wcześniej usłyszałam, słowa sądu bardzo mnie podbudowały. Ja się rzadko wzruszam, ale tu rzeczywiście się wzruszyłam. Sąd podszedł do mnie jako do matki, która chce jednego – dobra swojego dziecka – dodaje mama Bartka.

– Moim zdaniem, głównym powodem tego, że doszło do procesu, jest brak edukacji. To wciąż przynosi mnóstwo negatywnych konsekwencji, których mogłoby nie być, gdyby nie niewiedza. Ludzie nie wiedzą, czym np. jest transpłciowość. Jednocześnie od kilku lat dzieje się coś bardzo złego w naszym społeczeństwie, bo nienawistne komunikaty, nawołujące wręcz do dyskryminacji czy wykluczenia, padają z ust przedstawicieli władzy. A to powoduje, że nienawistnych zachowań, komentarzy, działań jest niestety coraz więcej. I to jest zatrważające – mówi Karolina Kędziora, prezeska Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPodziękowania za tegoroczne plony
Następny artykułObchody 40-lecia powstania "Solidarności" z Raciborskim Centrum Kultury