A A+ A++

Do rejestru wrogów, wspieranych podobno przez kandydatów do NATO, Erdogan dorzucił zwolenników Fetullaha Gulena, islamskiego kaznodziei na emigracji w USA, którego oskarża się o co najmniej inspirację antyprezydenckiego, nieudanego puczu średniej rangi oficerów z połowy lipca 2016 r. Oraz kurdyjską milicję Ludowe Jednostki Ochrony (YPG), sojuszników Zachodu w północnej Syrii, które – jako braci ideologicznych PKK – Turcja uparcie zwalcza, również zbrojnie. Erdogan przywołuje przykład z przeszłości, gdy Turcja zgodziła się na akcesję Grecji do NATO, co dziś uważa za polityczny błąd.

Wprawdzie specjaliści od tureckiej polityki uważają, że za ewentualnym wetem stoją amerykańskie sankcje wykluczające Turcję ze współpracy przy produkcji wielozadaniowego myśliwca F-35 oraz uniemożliwiające zakup nowych samolotów F-16, a także szwedzkie i fińskie embargo na broń, spowodowane tureckimi akcjami przeciwko syryjskim Kurdom. Poza tym Skandynawowie ani myślą patrzeć przez palce na turecką politykę, naruszającą np. w dziedzinie praw człowieka europejskie standardy. Niemniej problem PKK jak i Ruchu Gulena Turcja traktuje śmiertelnie poważnie, a groźba weta sugeruje, że Erdogan postanowił nowym kandydatom do NATO nieco przytrzeć nosa.

Dyskryminacyjne praktyki

Wedle narodowej mitologii wywodzą się od starożytnych Medów, którzy 600 lat przed Chrystusem rozbili imperium Asyryjczyków i zdobyli Niniwę. Kurdem był np. Saladyn, bohater świata islamu, zwycięski wódz wojen z krzyżowcami w Ziemi Świętej, zdobywca Jerozolimy w 1187 r. Kurdów jest na świecie ponad 30 mln i należą do największych narodów, które nigdy nie doczekały się niepodległości, obiecywanej po I i II wojnie światowej, jeśli nie liczyć epizodu z Królestwem Kurdyjskim (1921-24) w Iraku i Republiką Mahabadzką (1946) w Iranie. Mieszkają również w Syrii oraz w Turcji, gdzie stanowią dochodzącą do 20 mln mniejszość.

Kurdowie tureccy wojny o niepodległość wszczynali już w Imperium Osmańskim w początkach XIX w. Ich rodzący się nacjonalizm zderzył się z narodowymi aspiracjami Ormian; to Kurdowie byli bezpośrednimi wykonawcami podczas ludobójstwa. W republice Ataturka, uznającej – za Europą Zachodnią, a zwłaszcza Francją – imperatyw państwa jednoetnicznego kilka razy stawali w krwawo tłumionych powstaniach. Od Stambułu doczekali się miana Turków górskich, język kurdyjski był zakazany, jak również obchodzenie świąt, np. kurdyjskiego Nowego Roku – Newroz. Dyskryminacyjne praktyki, zdecydowanie częściej radykalne niż umiarkowane, dotrwały do dziś. Krótkie okresy względnej koegzystencji przerywały dekady represji, pacyfikacji wiosek i zamykania w więzieniach kurdyjskich działaczy, tak lokalnych jak ogólnokrajowych, zrzeszonych w legalnie działających organizacjach. Za wypowiedziane w tureckim parlamencie kilka słów po kurdyjsku czekały wieloletnie wyroki.

Nie zapomnę dialogu z tureckim pogranicznikiem, gdy wracałem z irackiej części Kurdystanu. Mówił mi pełen gniewu, że nie ma takiego słowa, jak Kurdystan. A skoro nie ma słowa, jego wymawianie jest zabronione. A skoro jest zabronione, nie ma Kurdów i Kurdystanu, również dlatego, że żaden kraj na świecie nie ma u siebie reprezentacji Kurdystanu. Posterunek niemal dotykał rzeki Tygrys, a na drugim, irackim brzegu pysznił się przeogromny napis: „Welcome to Kurdistan”. Ale pogranicznik miał zabronione kategorycznym rozkazem, by patrzeć poza plecy.

Sojusznik stał się wrogiem

Abdullah Ocalan, dzisiaj człowiek w sile wieku, był studentem politologii w Ankarze, gdy do Turcji dotarły idee zrewoltowanej młodzieży Zachodu 1968 r. Zamknięto go za rozrzucanie radykalnie lewicowych ulotek. Kiedy wyszedł z więzienia, pojechał na Wschód i założył swoją pierwszą organizację partyzancką „Kurdystan Rewolucyjny”. Kilka lat później, wraz z lewicowymi towarzyszami, powołał Partię Pracy Kurdystanu, której przewodzi do dzisiaj. Miał konspiracyjny przydomek „Apo”, co znaczy wujek. Stworzył partyzantkę ortodoksyjną ideologicznie i obyczajowo. Peszmergowie PKK, choć ludzie absolutnie świeccy, byli surowo karani za tytoń i picie alkoholu. Znaczną część oddziałów stanowiły dziewczęta, lecz nie daj Bóg, by jakąś przyłapano na romansie z kolegą. Cieszył się wielkim uznaniem w całym Kurdystanie, choć niekiedy wchodził w drogę innym, równie szanowanym kurdyjskim przywódcom.

Zresztą – granice geograficzne i podziały ideowe mają w Kurdystanie niewielkie znaczenie. Gdy dyktator Iraku, Saddam Husajn, zaatakował bronią chemiczną kurdyjską Halabdżę, następnego dnia przez zieloną granicę przybyli z pomocą lekarze z Iranu i z Turcji. Syryjskich Kurdów walczących z Damaszkiem wpierają ich tureccy i iraccy bracia.

Bliskowschodnia polityka jest bardziej zaskakująca niż kolorowe obrazki, jakie możemy oglądać w kalejdoskopie. Był czas, gdy bojownicy PKK ćwiczyli w libańskiej dolinie Bekaa, nadzorowani przez syryjskich i palestyńskich instruktorów. Podczas I wojny libańskiej w początku lat 80. XX w. brali udział w walkach z izraelskim wojskiem. Minęło kilka dekad, a Izrael jest jednym z największych stronników kurdyjskich aspiracji niepodległościowych (podczas referendum niepodległościowego w irackim Kurdystanie widziałem ludzi wychodzących z meczetów pod izraelskimi i kurdyjskimi flagami). Syryjski sojusznik zaś stał się śmiertelnym wrogiem.

Najsilniejsza kurdyjska partia polityczna?

PKK od 1976 r. prowadzi niemal bez przerwy wojnę partyzancką z Turcją. Siedzi w górach, w położonej najbardziej na wschód części Anatolii, regionu tradycyjnej biedy, zasiedlonego głównie przez Kurdów. Ma swoje bazy po irackiej stronie granicy, co miało tłumaczyć kilkukrotne tureckie interwencje w północnym Iraku, choć irackim, umiarkowanie religijnym peszmergom zorganizowanym w wojsko przede wszystkim przez klan Barzanich nie zawsze było po drodze z radykalnymi marksistami. Współdziała z irańskimi Kurdami z Partii Wolności Kurdystanu i z YPG w Syrii, walczącymi z reżimem Baszara Assada.

Obok organizacji Kurdów irackich PKK jest bez wątpienia najsilniejszą kurdyjską partią polityczną i partyzantką. Ma swoje oddziały na Zachodzie, uformowane w związki zawodowe lub organizacje dobroczynne. W latach 90. ubiegłego wieku niemieckie służby szacowały liczebność członków PKK w swoim kraju na grubo ponad 6 tys., a sympatyków na 10 razy więcej (dla Niemców PKK to organizacja terrorystyczna). Ze Skandynawii nadają związane z PKK kurdyjskie telewizje, gazety i portale.

Erdogan nie odpowiada

Abdullah Apo Ocalan od 1980 r. mieszkał na emigracji w Damaszku. W 1998 r. został wydalony z Syrii pod naciskiem Turcji i USA. Przez rok szukał azylu we Włoszech, Grecji, Holandii i Rosji. Zewsząd go przeganiano jako niepożądanego. Służby specjalne Turcji aresztowały go w Kenii. Proces nie trzymał standardów praworządności, a przez cały świat przewalały się demonstracje kurdyjskiej diaspory, domagające się jego uwolnienia. Został skazany na śmierć, co zamieniono na dożywocie. Jest jedynym więźniem na wyspie Imrali na Morzu Marmara. Zza krat wzywa do pokoju i rozmów kurdyjsko-tureckich, choć partyzanci PKK nadal działają w tureckich górach i miastach. Recep Erdogan nie odpowiada. A teraz postanowił napomnieć Zachód, choć najpewniej nic z tego nie wyjdzie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Mała firma – ABC Biznesu” – ostatnia szansa na przystąpienie do projektu
Następny artykułJulia Tymoszenko: Nie wolno zaspokajać wroga