A A+ A++

Platforma Obywatelska miała problem z pokoleniową sukcesją od dawna. To środowisko, sięgające jeszcze Kongresu Liberalno-Demokratycznego, zostało stworzone przez ludzi z pokolenia pierwszej „Solidarności” albo jeszcze starszych (Tusk, Bielecki, Lewandowski, Bartoszewski, Płażyński…). Aparat i terenowe struktury tego środowiska budowali z kolei ludzie z pokolenia politycznie dojrzewającego w NZS-ie i na ulicznych zadymach lat 80. ubiegłego wieku (Schetyna, Halicki, Siemoniak…). Oba te pokolenia nie bardzo potrafiły przedrzeć się do młodszych Polaków – nie pamiętających PRL-u, będących dziećmi w początkach transformacji ustrojowej – ze swoją polityczną diagnozą, językiem, biograficznym doświadczeniem.

Rok 2020 miał być rokiem przełomu pokoleniowego w Platformie. Istotnie, należący do młodszego (w gruncie rzeczy średniego) pokolenia Rafał Trzaskowski (49 l.) świetnie wypadł w wyborach prezydenckich, ale już zagospodarowanie tego sukcesu poprzez zbudowanie masowego ruchu społecznego przerosło nieco jego polityczne zdolności. Nieco młodszy od niego Borys Budka (43 l.) przejął po Schetynie (57 l.) Platformę Obywatelską, jednak najpierw ugrzązł w kłopotach związanych z wymianą kandydatów Platformy w wyborach prezydenckich, potem w sporach wewnętrznych PO. Trudno go dzisiaj kojarzyć z nowym wizerunkiem, choć szansą, a przede wszystkim testem zdolności organizacyjnych i artykulacyjnych mogą być dla niego obchody dwudziestej rocznicy powstania Platformy.

Z „młodszych” polityków PO (czyli także należących tak naprawdę do średniego już pokolenia) o zbudowanie wizerunkowej powagi walczą także Sławomir Nitras (48 l.) czy Bartosz Arłukowicz (49 l.), jednak na razie nie zaprezentowali jeszcze wyrazistego politycznego planu, a ich indywidualne działania i ambicje przyczyniają się raczej do zwiększenia ogólnego chaosu po stronie opozycji.

A PSL „młody” Włodzimierz Kosiniak-Kamysz (40 l.) został politycznie znokautowany. Nie bez udziału swoich starszych kolegów, z których co najmniej Marek Sawicki (63 l.) i Waldemar Pawlak (60 l.) już pracują dla Kaczyńskiego, a Kamysz, który wciąż się Kaczyńskiemu opiera, jest z punktu widzenia ich własnych interesów coraz większym ciężarem i przeszkodą.

Na lewicy Adrian Zandberg (41 l.) już w 2015 roku wypromował się na logo pokoleniowej zmiany. Partia Razem, którą stworzył, okazała się jednak sektą, która w dodatku później podzieliła się i skłóciła wewnętrznie. Dziś jej działaczki i działacze zarzucają sobie wzajemnie molestowanie, mobbing i nieprzestrzeganie coraz bardziej wyśrubowanych norm politycznej poprawności. Te zarzuty i oskarżenia nie ominęły samego Zandberga. Start Roberta Biedronia (45 l.), który też miał być symbolem pokoleniowej zmiany na lewicy, również okazał się raczej falstartem. W 2018 roku, startując osobno, skanibalizował dla swojej Wiosny 6 procent głosów demokratycznej opozycji (wówczas tworzącej stosunkową szeroką Koalicję Europejską). Ostatecznie Wiosna okazała się raczej projektem osobistym, który zaprowadził co prawda Biedronia do Parlamentu Europejskiego, ale jednocześnie mocno nadwątlił jego wizerunek w polityce krajowej, czego dowodem był wynik, jaki Robert Biedroń uzyskał w wyborach prezydenckich, w których większość wyborców lewicy (łącznie z najmłodszymi) stracił na rzecz Trzaskowskiego.

Dziś o realną kontrolę nad lewicą walczą ludzie zdecydowanie niemłodzi, tacy jak Włodzimierz Czarzasty (60 l.), a nawet Marek Dyduch (63 l.) – ten ostatni ze wsparciem innego nestora lewicy, Leszka Millera (74 l.).

Z kolei w Platformie Obywatelskiej „młode” (czyli tak naprawdę średnie) pokolenie boi się powrotu Donalda Tuska (63 l.), boi się powrotu Grzegorza Schetyny (57 l.), a także boi się ambicji i popularności Radosława Sikorskiego (57 l.).

Czy młodzi wybierają młodych?

Czy znaczy to, że młodsze pokolenia są politycznie mniej zdolne? Czy kłopoty sukcesyjne dotyczą wyłącznie opozycji albo czy jest to wyłącznie problem polski? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi „nie”.

Po pierwsze nie jest prawdą, że młodzi głosują wyłącznie na młodych i wyłącznie młodzi potrafią ich politycznie mobilizować. To nie jest prawda ani w naszym wymiarze lokalnym, ani w wymiarze globalnym. Oglądaliśmy ostatnio prawdziwie apokaliptyczny (i wcale jeszcze nie zakończony) bój o przyszłość demokratycznej Ameryki i całego demokratycznego Zachodu, czyli wybory prezydenckie w USA. Kluczowymi postaciami tego epickiego starcia byli trzej panowie raźno zmierzający w stronę osiemdziesiątki: Joe Biden (79 l.), który te wybory wygrał, Donald Trump (75 l.), dla którego ryzykowali, a nawet tracili życie dwudziesto- i trzydziestoletni „szamani” oraz „szamanki” skrajnej populistycznej prawicy. Do pewnego momentu w wyborczym wyścigu uczestniczyła także nadzieja lewicowej i skrajnie lewicowej młodzieży w USA i na całym świecie, czyli Bernie Sanders (79 l.).

Z kolei casting na polityczne stanowisko być może najważniejsze dla przetrwania Unii Europejskiej, czyli na następcę Angeli Merkel (66 l.), wygrał właśnie szef CDU w Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet (60 l.). Bardzo żwawy i młody duchem, zajmujący ciekawe centrowe pozycje zarówno w kwestii imigrantów (wspiera ich integrację do tego stopnia, że prawicowe tabloidy nazwały go „tureckim Arminem”), a jednocześnie walczy z niemieckim antysemityzmem i antyizraelskością wycofując publiczne poparcie i odcinając publiczne fundusze dla instytucji i imprez, które atakują Żydów i bojkotują państwo Izrael. Armin Laschet jest euroentuzjastą (z prawdziwie młodzieńczą energią opowiada się za głębszą integracją UE). Jednak biograficznie jest to raczej pokolenie Schetyny i Sikorskiego, niż Trzaskowskiego i Arłukowicza.

Z kolei po stronie polskiej prawicy, szczególnie tej rządzącej, panem życia i śmierci pozostaje Jarosław Kaczyński (72 l.), dla którego wciąż bardzo żywa jest epoka Władysława Gomułki (czasami z rozrzewnieniem wspomina nawet Mieczysława Moczara, dzięki któremu „mógł razem z bratem znów śpiewać w szkole AK-owskie piosenki” – cyt. za wywiadem-rzeką, jaki w 2005 roku zrobili z nim Piotr Zaremba i Michał Karnowski). Z kolei „młodzi” (też co najmniej ze średniego pokolenia), tacy jak Zbigniew Ziobro (50 l.), Jarosław Gowin (59 l.) czy Mateusz Morawiecki (52 l.) wciąż odgrywają (czasem bez entuzjazmu) role złych i dobrych policjantów w teatrzyku całkowicie kontrolowanym przez matuzalema Kaczyńskiego.

Problem pokoleniowej sukcesji

Jak z tego wynika, polityczni idole młodzieży nie muszą być młodzi. Niemniej wciąż kwestią kluczową dla przetrwania politycznych idei oraz instytucji pozostaje rozwiązanie problemu pokoleniowej sukcesji. Skuteczne zachęcenie przestawicieli kolejnych pokoleń do kontynuowania, modyfikowania, a jeśli to konieczne przywracania do życia założonych przez starszych partii czy sformułowanych przez nich społecznych, politycznych i ekonomicznych diagnoz.

Jarosław Kaczyński wciągnął do swojego obozu prawicową młodzież, zaproponował jej przyspieszony awans pokoleniowy (także w instytucjach państwa i w gospodarce) za cenę przyjęcia partyjnych legitymacji PiS czy Solidarnej Polski. Zgadzając się nawet na to, aby w takim procesie ideowcy pomieszali się z oportunistami. PO nie bardzo może dziś proponować młodym stanowiska w państwie i gospodarce (okres swoich rządów Platforma nieco pod tym względem przespała), nawet jeśli próbuje co nieco ruszyć na poziomie samorządowym. Szymon Hołownia – inna nadzieja „młodych” w średnim wieku – potrafi rozmawiać z ludźmi osobiście, jednak nie buduje struktur, nie wiadomo, czy potrafi to robić. Jego najważniejszym personalnym osiągnięciem 2020 roku było ukradzenie Lewicy posłanki Hanny Gill-Piątek, a jego personalnym osiągnięciem roku 2021 ma być podprowadzenie senatora związanego z KO. Hołownia marnuje w ten sposób efekt świeżości, powtarzając najstarsze błędy i patologie polskiej polityki. Wcale nie gwarantując tego, że ma realny pomysł na zaproszenie do niej młodych ludzi – przez siebie wychowanych, ukształtowanych, politycznie wyedukowanych.

To wszystko nie nastraja pozytywnie. Polska polityka – szczególnie polska polityka demokratyczna, liberalna, postępowa, emancypacyjna, proeuropejska – potrzebuje młodych liderów. Albo przynajmniej liderów, którzy potrafią młodzież zmobilizować tak, aby zapewnić demokratycznym, liberalnym, emancypacyjnym, proeuropejskim ideom w Polsce pokoleniową sukcesję. Inaczej tylko zamordyści, nacjonaliści czy ludzie traktujący religię jako poręczną polityczną czy ideologiczną pałkę będą mieli następców i spadkobierców wśród młodych Polaków.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułStraszny wypadek na sankach. Nie żyje 12-latek
Następny artykułPepsiCo osiągnie neutralność klimatyczną do 2040 roku