A A+ A++

Wszystkie kraje zamykały wówczas szczelnie granice i mimo to wirus rozprzestrzenił się błyskawicznie po całym świecie. Do Korei Północnej też pewnie dotarł, ale do połowy maja br. władze mówiły, że przypadków zachorowań nie ma…

– Wiem, bo śledziłem bacznie północnokoreańskie źródła. Informacje o zachorowaniach nie było, bo społeczeństwa w zasadzie nie testowano. Na początku pandemii Światowa Organizacja Zdrowia przysłała 10 tys. testów. Domyślam się, że przetestowano partyjne elity mieszkające w centrum Pjongjangu. Wówczas nie wykryto żadnego przypadku. I może to była nawet prawda, biorąc pod uwagę kogo testowano. Jednocześnie na kwarantannie przebywało wtedy kilkadziesiąt tysięcy osób.

Zdrowych na kwarantannę się nie wysyła…

– No właśnie, ale jak wiadomo w Korei Północnej trudno o zweryfikowanie jakichkolwiek informacji. Organizacji pozarządowych nie ma, ostatni polscy dyplomaci wyjechali z Pjongjangu we wrześniu 2021 roku, więc polska ambasada jest zamknięta. W Korei Północnej działają tylko dwie ambasady – rosyjska i chińska i to w ograniczonym wymiarze, ale od dyplomatów tych krajów niczego nie można się dowiedzieć.

Dane z czwartku to prawie dwa miliony przypadków czegoś, co władze nazywają „gorączką” i 63 zgony…

– Zakażonych przybywa w zawrotnym tempie, bo do Korei Północnej dotarł najprawdopodobniej omikron. Kiedy ten bardzo zaraźliwy wariant wirusa SARS-CoV-2 szalał w Korei Południowej, w szczycie zachorowań w odnotowywano 960 tys. zakażeń dziennie. Koreańczycy z Południa byli jednak w większości zaszczepieni. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że podawane tam szczepionki nie miały takiej skuteczności jak się spodziewano, katastrofy nie było. W przypadku Korei Północnej może być dużo gorzej, bo odsetek zaszczepionych jest śladowy. Nie wiadomo, kto jest zaszczepił ani czym, ba nie wiemy nawet, czy zaszczepione są najwyższe władze. Szczepionek nie ma. Jesienią 2021 roku władze odmówiły przyjęcia 3 mln dawek chińskiej szczepionki Sinovac oferowanych przez agendę ONZ w ramach mechanizmu Covax [globalna inicjatywa, zrzeszająca rządy i wytwórców farmaceutycznych, działająca w celu zapewnienia szczepionek przeciw COVID-19 dla najbardziej potrzebujących – red.]. Argumentowano, że w Afryce są bardziej potrzebujące i biedniejsze kraje niż Korea Północna.

Wiemy, że w ciągu 2,5 roku pandemii w liczącym 26 mln kraju wykonano ledwie 64200 testów. Takie dane podaje WHO…

– Tyle że przeprowadzono je w pierwszym roku pandemii, kiedy nie było jeszcze omikrona. Spekuluje się, że zaraźliwy wariant rozprzestrzenił się w kwietniu na cywilnym pochodzie z okazji 110. rocznicy urodzin Kim Ir Sena i na defiladzie z okazji 90-lecia powstania Koreańskiej Ludowej Armii Rewolucyjnej. Ze zdjęć widać, że nikt nie miał tam maseczek ochronnych. Z Korei Północnej docierają do mnie nieoficjalne wiadomości, że liczba zakażonych rośnie w bardzo szybkim tempie a władze przyznają, że nie wiedzą, czym się to skończy. Gospodarka kraju jest w bardzo złym stanie, nie ma testów, nie ma szczepionek, służba zdrowia nie jest w żaden sposób przygotowana na taką liczbę chorych. W szpitalach brakuje nie tylko lekarstw czy środków ochronnych, problemem są częste przerwy w dostawach prądu i wody. Kiedy w 2013 r. zachorowałem w Pjongjangu, uratowała mnie żona radcy z ambasady RP, bo miała dobrze zaopatrzoną domową apteczkę. Powiem oględnie, że to było dużo lepsze rozwiązanie niż pójście do szpitala. Strach pomyśleć, jak służba zdrowia wygląda teraz. Nie wiemy nawet, co podaje się ludziom na ową „gorączkę”.

Brytyjski „Guardian” pisze, że wojsko rozwozi coś, co nazywa się „eliksirem życia”, władze zalecają też stosowanie środków medycyny tradycyjnej takich jak płukanie gardła roztworem wody z solą czy picie naparu z liści wierzby…

(Śmiech) – Brzmi to jak jakaś poezja, ciekawe skąd „Guardian” czerepie takie wiadomości? Ja z kolei słyszałem, że władze za dobry środek na zwalczanie owej „gorączki” uważają miód. Problem w tym, że jak wiadomo Covid-19 to bardzo poważna choroba, która atakuje płuca, mózg, może doprowadzić do śmierci chorych, szczególnie jak mają inne choroby, bądź są słabi, niedożywieni czy wyczerpani.

A w Korei Północnej większość społeczeństwa jest delikatnie mówiąc niedożywiona…

– Dlatego władze zwróciły się o pomoc do Chin. Chińczycy zasygnalizowali, że takiej pomocy medycznej mogą udzielić, ale pojawił się problem, jak ją dostarczyć i dystrybuować w kraju tak zamkniętym i nieufnym wobec obcych? Spekuluje się, że omikron mógł zostać przywleczony do Korei Północnej właśnie z Chin w ładunku cargo. Czy tak było, nikt z zewnątrz nie jest w stanie zweryfikować. Kiedy w Korei Północnej działały jeszcze organizacje pomocowe, ich pracownicy nie mieli wstępu do pewnych prowincji, więc nie mieli pojęcia, jaka jest w nich sytuacja humanitarna. Tego typu rzeczy jak epidemie czy klęski głodu nie da się prześledzić za pomocą satelitów. Ale wracając do pomocy medycznej – gotowa udzielić jej jest także Korea Południowa. Władze w Pjongjangu jeszcze na tę ofertę nie odpowiedziały, bo bacznie obserwują pierwsze poczynania Yoon Suk-yeola, nowego prezydenta Korei Południowej, którego inauguracja miała miejsce niedawno.

Myśli pan, że przyjmą tę ofertę, kiedy znajdą się w katastrofalnej sytuacji?

– Korea Północna już jest w katastrofalnej sytuacji i myślę, że dlatego Kim Dzong Un ogłosił wykrycie pierwszego przypadku Covid-19. Chodziło o zwrócenie uwagi świata. Bez pomocy międzynarodowej władze sobie z pandemią nie poradzą.

Kim Dzong Un traktuje Covid-19 jako wroga, którego można zwalczyć, więc do akcji rzucił armię.

– W armii są lekarze wojskowi, którzy niosą pomoc potrzebującym. Tyle tylko, że bez rozpoczęcia masowej akcji szczepień władze sobie nie poradzą z pandemią. Niestety, nawet jakby nagle szczepionki dotarły do Korei Północnej, to już jest pewnie za późno na prewencyjne szczepienia. Najbardziej potrzebne są w tej chwili leki, które pomagają leczyć objawy Covid-19, a więc gorączkę, kaszel czy bóle głowy a takich środków nie ma.

Kim Dzong Un robi dobrą minę do złej gry. Na spotkaniu politbiura mówił, że wszystkiemu winna jest „niedojrzałość” urzędników na początkowym etapie epidemii. To dlatego pojawiły się „komplikacje i trudy”. Z oficjalnych zdjęć wynika, że beształ partyjną wierchuszkę z ćmiącym papierosem w dłoni.

– W sytuacjach kryzysowych przywódcy autorytarni zawsze szukają kozła ofiarnego, by zrzucić winę na innych. Putin też przecież zwołuje raz na jakiś czas Radę Bezpieczeństwa i pyta siedzących przy stole generałów „kto winowat?”. Korea Północna jest państwem totalitarnym, gdzie decyzję podejmowane są przez jedną osobę, ale system zarządzania ma sprawny. Tym razem władze są w kropce. Nie wprowadzono lockdownu w stylu chińskim, więc ludzie mogą wychodzić z domów do pracy czy na bazary. Zamknięto tylko granice pomiędzy prowincjami. Na drogach czy torach kolejowych postawiono posterunki. Próbowałem się dowiedzieć jakie zarządzenia pandemiczne wprowadzono w Pjongjangu, ale dyplomaci północnokoreańscy nabrali wody w usta.

Myśli pan, że katastrofa pandemiczna zaszkodzi Kim Dzong Unowi?

– Nie, jemu nic nie jest w stanie zaszkodzić. Zasadnicze pytanie brzmi czy i jak w walce z wirusem reżimowi pomogą Chiny? I czego będą oczekiwały w zamian? Jeśli chodzi o sytuację pandemiczną w Korei Północnej jest więc bardzo wiele zasadniczych pytań i bardzo mało jasnych odpowiedzi.

* Marceli Burdelski (ur. 1952) ekspert od Dalekiego Wschodu, w Korei Północnej był 20 razy, obecnie związany z Uniwersytetem Wrocławskim

Czytaj również: Nawet milion chorych. Do akcji wkracza wojsko

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWrocław: Tak wygląda plaża na Rynku. Są też ogrody
Następny artykułOznakowanie na Wieniawie poprawione