A A+ A++

Zawsze, kurwa, to samo. Kiedy zasiadam do biesiadowania w
towarzystwie innych osób, z jakiegoś powodu fakt, że na moim
talerzu nie ma mielonego, steku, kiełbasy, czy chociażby zwykłego
czikena, wywołuje zamieszanie, jakbym co najmniej dokonał
publicznego czynu sodomickiego na kelnerce. Wśród nudnych i
ogranych niczym „Takie tango” docinków zawsze znajdzie się ta
jedna, żelazna pozycja obiadowego kabaretu, na którą niecierpliwie czekam, bo
przecież doskonale wiem, że zaraz to nastąpi. Już za chwilę, o…
teraz! „Eeee! Hitler też nie jadł mięsa! Hue, hue, hue!”
dolatuje do mojego ucha argument, który to ma mnie ugodzić mocniej niż cios drewniakiem w mosznę.

Osoba, która wysuwa takie działo, podczas gdy ja spokojnie żuję
sobie moje tofu w zalewie pieczarkowej, to ten sam zapyziały
śmieszek, który usłyszawszy, że ktoś nie je zwłok, zacznie
ostentacyjnie wskazywać palcem na swój pożółkły kieł. Ma to
świadczyć o tym, że on, nieco otyły, niedzielny stand-uper, co
to dostaje zadyszki w drodze z salonu do kibla, jest mięsożernym
łowcą, który gołymi ręcyma daniela dogoni, bestię zadusi i na
surowo spałaszuje jej ciepłe jeszcze mięso. To ten sam zabawny
człeczyna, który zajarzywszy ci w talerz i upewniwszy się, że nie
ma na nim ani krzty nieboszczyka, zacznie ci mlaskać w ucho, mówiąc:
„Mmmm… pyszny bekonik, mniam, mniam!”
. I chociaż argument o
tym, że Adolf mięsa nie jadł jest słabszy niż rap pana Yapy, to
trzeba wyrafinowanemu śmieszkowi racji trochę przyznać – Hitler faktycznie, na pewnym etapie swojego zafajdanego życia, skłaniał się ku
wegetarianizmowi.
Aby jednak zrozumieć wybory kulinarne parszywego wodza
III Rzeszy, trzeba należy spojrzeć na ten temat znacznie szerzej.
Okazuje się bowiem, że wyprzedzające swój czas podejście
nazistów do empatii wobec braci mniejszych było (o dziwo!)
znacznie większe niż szacunek do istot ludzkich!

Już pod koniec XIX
wieku w Niemczech pojawiły się ruchy, które zwracały uwagę na
dobrostan zwierząt. Krytykowano m.in. wiwisekcje, czyli zabiegi
operacyjne przeprowadzane w edukacyjnych celach na żywych
organizmach. Pod ostrzałem członków organizacji prozwierzęcych
znaleźli się też ortodoksyjni Żydzi, których populacja, na
przełomie wieków, znacznie się zwiększyła. Wielkie kontrowersje
budził ubój koszerny
, podczas którego żywej ofierze przecina się
żyły, tętnice, gardło i krtań, aby zwierzę wykrwawiło się na
amen. Zwiększającą się społeczną świadomość dotyczącą
niehumanitarnego traktowania zwierzaków wykorzystali naziści
podczas tworzenia swoich postulatów i już w latach 20. zaczęli
forsować prawa przewidujące surowe kary za okrucieństwo wobec
wszelkich stworzeń, a w 1931 roku usiłowali przepchnąć w Reichstag zakaz
przeprowadzania wiwisekcji. Będąc wówczas jeszcze polityczną
mniejszością, nie mieli jednak szans na zyskanie poparcia reszty ugrupowań
i ich pomysły spotkały się z bardzo umiarkowanym
zainteresowaniem.

Dwa lata później, gdy partia nazistowska zdobyła
władzę, jedną z pierwszych rzeczy, jaka została wprowadzona w życie, był
absolutny zakaz wiwisekcji (warto nadmienić, że w ten sposób
Niemcy stały się pierwszym krajem na świecie, który zdecydował
się na taki krok), a dosłownie chwilę później pochylono się nad
innymi tematami związanymi z obroną praw zwierząt. Wielkim
zwolennikiem zdelegalizowania sekcji przeprowadzanych na żywych
organizmach był ówczesny premier Prus Hermann Göring, który
uważał te procedury za przykład bestialstwa i zapowiedział, że
ci, którzy będą kontynuować takie zabiegi, zostaną zesłani do
obozów koncentracyjnych.
Trzeba przyznać, że słów na wiatr nie
rzucał – do takiego obozu wkrótce zesłany został pewien
wędkarz, który znęcał się nad swoją żabią przynętą.
Działania późniejszego zbrodniarza wojennego sprawiły, że w
oczach narodu urósł on do prawdziwego bohatera w walce o dobre
traktowanie zwierząt.

Plakat propagandowy z 1933 roku przedstawiający Göringa i hailujące na jego cześć zwierzęta po tym, jak w życie wszedł zakaz przeprowadzania wiwisekcji.

Już w kwietniu 1933
roku wprowadzone zostało m.in. prawo zabraniające uboju bez
wcześniejszego podania ofierze środków nasennych. Szybko też
wprowadzono kolejne rozporządzenia. Jeszcze przed końcem tego roku
zaczął obowiązywać Akt Ochrony Praw Zwierząt w Rzeszy
(Reichstierschutzgesetz). W dokumencie tym znalazły się zakazy,
które nawet w dzisiejszych czasach mogłyby u niejednego konserwatywnego obywatela wywołać oburzenie. Odtąd nie wolno było
wykorzystywać zwierząt w publicznych pokazach i filmach, jeśli
takie przedsięwzięcia związane były z zadawaniem im bólu albo
niszczeniem ich zdrowia. Ponadto na każdym etapie nauki w szkołach
wprowadzono też edukację na temat odpowiedniego traktowania
przedstawicieli innych gatunków ziemskiej fauny. Tymczasem myśliwi
musieli przełknąć pigułę w postaci znacznego ograniczenia
polowań oraz konieczność uczestnictwa w szkoleniach organizowanych
przez powołany do życia Niemiecki Związek Myślistwa. Tam panowie
ze strzelbami w dłoniach i z piórkiem w dupie uczeni byli etycznego
zabijania swoich ofiar. Niemcy stały się też pierwszym na świecie
krajem, który wprowadził ochronę wilków.
Mało tego – odtąd
transport zwierząt rzeźnych musiał podlegać ściśle ustalonemu
prawu, w którym wymieniono dokładne warunki, w jakich miało się
to odbywać.

Göring-wyzwoliciel uwalnia zwierzęta i zamyka ich dręczyciela

„Jak można
czerpać przyjemność, Herr Kerstein, ze strzelania od tyłu do
biednych stworzeń przechadzających się na skraju lasu…? To
naprawdę morderstwo!”

– słowa te wypowiedział nadzorca
nazistowskich programów ludobójczych Heinrich Himmler do swojego
lekarza, zapalonego myśliwego.
W 1934 roku w
Berlinie odbyła się międzynarodowa konferencja na temat rozwijania
kolejnych projektów mających na celu zapewnienie braciom mniejszym
należnego im szacunku. W międzyczasie zakazane zostało obcinanie
psom uszu i ogonów bez znieczulenia, a za zabijanie raków i krabów
poprzez wrzucenie ich do wrzątku groziła bardzo surowa kara, z
zesłaniem do obozu koncentracyjnego włącznie. Każdy posiadacz
zwierzęcia mógł pójść do pierdla na dwa lata za niewłaściwe
zachowanie wobec swojego pupila, a od czasu dojścia nazistów do
władzy, Niemcy musieli pożegnać się z jedną ze swoich ulubionych
potraw – bawarskim foie gras, czyli z pasztetem ze stłuszczonych
wątróbek gęsich i kaczych, które to organy pobierane były z
drobiu poddanego przymusowemu tuczowi.

Interesującą
ciekawostką jest to, że wiele praw wprowadzonych w okresie władzy nazistów zostało po wojnie pozbawione swojego
rasistowskiego wydźwięku i zachowanych w praktycznie niezmienionej
formie. Do dziś w Niemczech nielegalne jest np. zakładanie wnyków
oraz urządzanie polowań z udziałem psów.

W pewnym momencie
bardzo empatyczne podejście nazistów do spraw związanych z
dobrostanem wszystkich przedstawicieli fauny zaczęło nadgryzać
własny ogon. W 1942 roku w życie wszedł zakaz posiadania zwierząt
przez Żydów. W rezultacie dziesiątki tysięcy psów i kotów
odebrano ich właścicielom i poddano eutanazji
. Z całą
pewnością ich zabijanie odbywało się w znacznie bardziej
humanitarnych warunkach niż miała śmierć 6 milionów żydowskich ofiar
Holokaustu…

Jeśli mamy już
obraz tego, na jaką skalę forsowana była, oparta na empatii,
prozwierzęca ideologia ludzi, którzy niedługo potem mieli na
rękach krew 3% całej ludzkiej populacji, wegetarianizm Adolfa
Hitlera przestanie wydawać się czymś niezwykłym. Zresztą dotyczy
to nie tylko samych kulinarnych preferencji Führera, ale i jego
poglądów na temat odpowiedniego traktowania zwierząt. Wódz III
Rzeszy był na przykład wielkim przeciwnikiem wyścigów konnych,
uważając je za „ostatni przejaw feudalnego świata”.

Nie sądziłem,
że będziesz pragnęła pożreć martwe zwłoki… ciała martwych
zwierząt. Zwłoki!

– tak, według biografów Führera, miał się
on zwrócić do kobiety, którą zaprosił na randkę w jednej z
niemieckich restauracji.

Niestety, wbrew
temu, czego życzyliby sobie współcześni krytycy bezmięsnego
talerza, wegetarianizm Hitlera bardziej przypominał histeryczne
zachowanie „świeżych” roślinożerców niż osoby, która taką
dietę prowadzi od lat. Adolfowi zdarzało się spałaszować
parówki, których był wielkim smakoszem, a jednym z ulubionych dań
Hitlera był faszerowany gołąb…
Nie zapominajmy też, że
wegetarianizm to nie tylko kwestia kulinarnych wyborów, ale
całokształt podejścia do wszystkich istot żywych, więc Führerowi i jego sprzeciwowi wobec wrzucania krabów do wrzątku, przy
jednoczesnym nakazie gazowania milionów ludzi za pomocą środka przeznaczonego do eliminacji szczurów, bardzo daleko do takiej ideologii.
Czy zatem Adolf był wegetarianinem? Nie. Raczej po
prostu skłaniał się ku roślinnej diecie, a jego ortodoksyjne
podejście do zawartości swego talerza było w dużej mierze
rozdmuchane przez niemiecką propagandę tamtego okresu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGłówny Inspektorat Sanitarny ostrzega przed oszustwem “na kwarantannę”
Następny artykułMiłośnik luksusowych aut