A A+ A++

W czwartek w Warszawie, w siedzibie Akademii Dyplomatycznej, politolog prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski wygłosił wykład poświęcony historii relacji polsko-ukraińskich. Wydarzenie – skierowane do korpusu dyplomatycznego akredytowanego w Polsce – współorganizował Instytut De Republica. Językiem wykładu był język angielski.

W swoim wykładzie prof. Żurawski vel Grajewski przedstawił historyczną perspektywę związków Polski i ziem ukraińskich oraz przywołał dziedzictwo I Rzeczypospolitej, do którego dziś coraz chętniej odwołują się nie tylko Polacy, ale i Ukraińcy:

Wielkie księstwo litewskie było zdominowane przez żywioł słowiański. Naród polityczny był jeden, był to naród szlachecki, stanowiący około 10 proc. populacji, a więc stosunkowo dużo na tle ówczesnej Europy. To była największa wolna wspólnota polityczna do czasów powstania Stanów Zjednoczonych.

Po upadku Rzeczpospolitej pojawiły się demosy etniczne: polski, ukraiński, litewski, białoruski. W Polsce pamięć o wspólnym państwie jednak przetrwała, a teraz budzi się także na Ukrainie. Tam już 40 proc. obywateli odwołuje się do tego dziedzictwa. A pamięć ma znaczenie.

I Rzeczpospolita nie umiała sobie poradzić z Kozakami, nie pasującymi do systemu feudalnego. To z kolei doprowadziło do rebelii, do powstania Chmielnickiego, i do zaangażowania się Rosji w nasze sprawie. W 1645 roku rosyjskie wojska po raz pierwsze wkraczają do Kijowa, rok później do Wilna. Mówię o tym, by pokazać współzależność między polsko-ukraińską współpracą, a naszym powodzeniem. Jeśli współpracujemy, mamy się dobrze.

Prelegent wskazał, że z Rosją (Moskwą) toczyliśmy w sumie 18 wojen. Wszystkie, w których walczyliśmy razem z Ukraińcami, wygraliśmy. Kluczem do całego regionu, do jego powodzenia, jest więc Ukraina.

Prof. Żurawski przywołał także wizytę Józefa Piłsudskiego w Tokio w czasie wojny rosyjsko-japońskiej; w przedłożonym wówczas memorandum przedstawił postulat podzielenia imperium rosyjskiego wzdłuż granic etnicznych. Dotyczyło to także Ukrainy.

W okresie międzywojennym polska myśl polityczna miała świadomość, że nie jesteśmy w stanie samodzielnie przetrwać miedzy Rosją, nieważne jakiego koloru, a zjednoczonymi Niemcami.

W Polsce od dawna silnie obecny jest prometeizm polityczny. Celem było wspomożenie wszystkich krajów położonych na wschód od nas na ich drodze do niezależności. Nie chodzi tylko o naszych sąsiadów, ale także o takie państwa jak Azerbejdżan czy Gruzja.

Częścią polskiej tożsamości jest samopostrzeganie się Polski jako przedmurza chrześcijaństwa, „antemurale”. Ukraina również podziela tę autodefinicję, mówił o tym także w Kijowie Jan Paweł II.

Ogromna większość Polaków podziela „dobre stereotypy” na temat Rosji: jest to państwo przesadnie scentralizowane, skorumpowane, nieefektywne, okrutne, brutalne. Podobnie zachowuje się jego armia. Mówię, że są to dobre stereotypy, bo one są prawdziwe. Wszystkie wojny z Rosją tak wyglądały. Ciała zabitych w Irpieniu wyglądają tak, jak ciała pomordowanych w Katyniu.

**Jak wygląda obecna sytuacja z polskiego punktu widzenia?

Nigdy nie wierzyliśmy, że Rosja zrezygnowała ze swoich imperialistycznych celów. Rosja jest dobra w propagandzie, kształtowanej zależnie od oczekiwań poszczególnych grup odbiorców. Np. w odniesieniu do Niemiec, opisując upadek ZSRR, budowano przekaz podobny do niemieckiego mitu o klęsce w I wojnie światowej. Sugerowano zdradę polityków, cios w plecy. W przypadku Polski podkreśla się kłopoty polskiej mniejszości na Litwie. Eksponuje się domniemane „nazistowskie” sympatie niektórych środowisk ukraińskich –

— mówił prelegent.

Rosja nie ma żadnych, w istocie żadnych tradycji demokratycznych. Okres między upadkiem caratu a objęciem władzy przez bolszewików był raczej okresem anarchii, a nie demokracji. Może dałoby się coś znaleźć w historii Pskowa. Ale nie jest tego wielu.

— podkreślał.

Rosyjska agresja przeciwko Gruzji obudziła przynajmniej część polskiej elity politycznej. Podczas szczytu NATO w Bukareszcie w 2015 powstała grupa B9, skupiająca państwa zagrożone działaniami Rosji. Podczas szczytu w Warszawie zaproponowaliśmy strategię odstraszania, opartą na wysuniętej, wzmocnionej obecności wojskowej sojuszu na wschodzie. Chodziło nam o stworzenie sytuacji podobnej do tej widocznej w Niemczech w okresie zimnej wojny. Zachodnie garnizony w Berlinie zachodnim nie były militarnym problemem dla Sowietów, ale jednak nie uderzyli; wiedzieli, że oznaczałoby to otwarty konflikt z całym Zachodem.

Prelegent postawił też pytanie: Co nam mówi rosyjska agresja przeciwko Ukrainie?

To, że rosyjska elita jest w stanie podejmować całkowicie nieracjonalne decyzje. Pamiętajmy, że decyzje podejmowane nie są na podstawie rzeczywistości, ale na podstawie wyobrażenia o rzeczywistości, które mają w głowach decydenci.

Rosja jest państwem mafijnym. Główną zasadą, „silnikiem” rosyjskiej polityki jest zdobycie władzy i jej utrzymanie. Władzy nie można stracić, bo lider rzadko uchodzi z życiem. Łatwiej wysłać na śmierć własnych żołnierzy, niż ryzykować swoim życiem.

W ocenie prof. Żurawskiego, Ukraina stanowi egzystencjalne zagrożenie dla rosyjskiej elity:

Tu nie chodzi o ziemię, Rosja jest największym państwem na świecie. Rosja nie jest w stanie akceptować obszarów wolności. Dlatego też dążyła do zniszczenia I Rzeczypospolitej, kraju wolności. Ukraińcy, z rosyjskiego punktu widzenia, popełnili tę samą „zbrodnię”: zmienili prezydenta w wolnym głosowaniu. Jak śmieli, ci ludzie, uważani w istocie za Rosjan? Jeśli oni mogą, to może i Rosjanie zaczną o tym myśleć? A co, jeśli Ukraina odniesie sukces gospodarczy, społeczny, polityczny? Rosja nie mogła sobie na to pozwolić.

Rosjanie sądzili, że ukraińska świadomość narodowa jest słaba. Uwierzyli w swoją propagandę. Dlatego dokonali inwazji 150 tysiącami żołnierzy na kraj, który miał pod bronią 300 tys. żołnierzy, i to otrzaskanych w walkach na wschodzie kraju, doświadczonych w realnej walce. A mimo to Rosja oczekiwała sukcesu, uderzając w kraj wielkości Francji, kraj z 30-40 milionami ludności. A armia rosyjska na poligonach wokół Ukrainy po prostu piła. Za co piła? Za sprzęt, który rozsprzedawała.

Rosja planowała swoje zbrodnie. Rosja wzięła ze sobą na wyprawę mobilne krematoria. Miały być użyte przy eksterminacji elit ukraińskich. Chodziło o dekapitację elit. Dla polskiej opinii publicznej był to jasny sygnał, że od lat 40. nic się nie zmieniło. Rosja kradnie dzieci, tak jak III Rzesza, i  jak kiedyś carska Rosja. Rosjanie to barbarzyńcy – tak to postrzegają Polacy.

To wszystko sprawiło, że Polska musiała przemyśleć swoją politykę – podkreślił mówca. Jak zaznaczył, „nie możemy sobie pozwolić na okupację nawet kawałka naszego terytorium”:

Dlatego kupujemy nowoczesny ciężki sprzęt. Jednocześnie przekazujemy nasz dotychczasową naszą broń Ukrainie. Sprzęt w rękach ukraińskich żołnierzy niszczy rosyjski potencjał. Żaden rosyjski żołnierz zabity na Ukrainie, żaden zniszczony czołg, nie dokona inwazji na Polskę. To jest oczywiste. Dla nas to „proxy war”, wojna zastępcza.

Szacowana liczna Ukraińców w Polsce – uchodźców oraz pracowników – wynosi ok. 3 mln. I nie ma żadnych protestów, żadnych dużych napięć. Wręcz przeciwnie. Polska straciła 6 mln obywateli w czasie II wojny światowej. Każda rodzina kogoś straciła. Gdy zobaczyliśmy uciekające kobiety i dzieci, zobaczyliśmy naszych dziadków, pradziadków. Nie mogliśmy nie pomóc. Ale było i inne zjawisko, też poruszające: Setki tysięcy młodych Ukraińców po wybuchu wojny wróciło z Polski na Ukrainę. Zasilili armię walczącą o wolność swojego kraju. Polska zagwarantowała obywatelom Ukrainy wszystkie prawa obywateli, poza politycznymi. Ukraina uczyniła to samo, także w odniesieniu do polskiego biznesu, który będzie traktowany tak samo jak ukraiński.

Prelegent ocenił, że „potencjał współpracy polsko-ukraińskiej jest olbrzymi**.

Rosyjskie zagrożenie nie zniknie. I nikt inny, poza Polską i Ukrainą razem, nie ma potencjału, by je powstrzymać. Chętnie witamy w tym sojuszu inne kraje, ale wiemy, że są one małe.

I ostatnia uwaga. Polska, gdy budowała wspólne państwo z Wielkim Księstwem Litewskim, zaprosiła litewskiego księcia na polski tron. Nie narzuciliśmy Litwie własnego monarchy. Wiemy doskonale, że mniejsi partnerzy muszą być szanowani.

Zapytany przez jednego z gości wykładu, czy Trójkąt Lubelski – powołany przez Polskę, Ukrainę i Litwę – to „północny Benelux”, czyli region dążący do jak najściślejszej współpracy, prof. Żurawski odpowiedział:

To odwołanie się do Unii Lubelskiej, zawiązanej w 1569. Ta unia była skierowana przeciwko Moskwie. Jest dużo wzajemnej sympatii, ale jest za wcześnie, by mówić o czymś więcej. Musimy być pragmatykami. Dziś najważniejszym problemem jest wojna.

Jeśli Ukraina wygra, będzie wielu ojców zwycięstwa. Zwycięstwo musi oznaczać, że rosyjska zdolność do wywołania kolejnej wojny, musi być złamana. Nie chodzi o to, by okupować Kreml. Chodzi o coś podobnego do skutków klęski Rosji w wojnie z Japonią w 1905 roku, gdy system polityczny Rosji załamał się. Nie wiemy też, co stanie się na Białorusi. Co dalej z Naddniestrzem? Co z Gruzją? Cały rosyjski system jest kruchy, widać potencjał pozwalający na myślenie o zmianie –

— podsumował gość Akademii Dyplomatycznej i Instytutu De Republica.

CZYTAJ: O polskiej strategii wobec wojny na Ukrainie. Mamy szansę stać się głównym bastionem obrony i centrum rozwoju gospodarczego regionu

autor: Fot. wPolityce.pl
autor: Fot. wPolityce.pl
autor: Fot. wPolityce.pl
autor: Fot. wPolityce.pl

Sil

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGoręcej z każdym dniem. Sprawdź prognozę pogody
Następny artykułNBA: Jeremy Sochan o treningach, planach na wakacje, grze w kadrze i play-offach