A A+ A++

Kiedy dzieci z Hulajpola w obwodzie zaporoskim pokazywały Aleksandrowi Kartasińskiemu na zdjęciach, gdzie były ich pokoje, zanim na budynek domu dziecka spadła rosyjska rakieta, łzy ciekły po twarzach wszystkich. Fundacja Happy Kids ewakuowała do Polski 1,5 tys. małych Ukraińców. Dostali od Polaków dach nad głową, wsparcie. Wielu umie już powiedzieć po polsku kilka prostych zdań. Ale z upływem czasu ich tęsknota za domem nie gaśnie. – Wprost przeciwnie. Codziennie pytają, kiedy wrócą do Ukrainy – przyznaje w rozmowie z Interią Aleksander Kartasiński. Dlatego łódzka fundacja robi wszystko, by, gdy nadejdzie czas, ukraińskie dzieci miały dokąd wrócić. Odbudowuje tamtejsze domy dziecka. Koszty? Niebotyczne.

Tu nie słychać eksplozji, nie ma syren, na dźwięk których trzeba biec do schronu. Ale nie ma tu także ukochanego domu. Nawet jeśli nie był tym rodzinnym.

1,5 tys. ewakuowanych dzieci

Kiedy rozmawialiśmy z Aleksandrem Kartasińskim cztery dni po wybuchu wojny w Ukrainie, Fundacja Happy Kids przyjmowała właśnie pierwszą grupę ewakuowanych z Ukrainy 60 dzieci. Kolejnych 40 właśnie do niej jechało, a w kolejce czekało 700 zgłoszeń z prośbą o pomoc.

Ewakuowaliśmy łącznie 1,5 tys. dzieci z ukraińskiej pieczy zastępczej i ich opiekunów. Znaleźli w Polsce schronienie w specjalnie przygotowanych miejscach – mówi dziś w rozmowie z Interią Aleksander Kartasiński, prezes Fundacji Happy Kids.

Duża grupa ukraińskich dzieci zamieszkała w Centrum Konferencyjnym Ossa, należącym do Grupy Polsat Plus.

Przed wojną w Ukrainie w pieczy instytucjonalnej przebywało 98 tys. dzieci. Prawie pięć razy więcej niż w Polsce.

– Dzieci, które do nas trafiły, to nie tylko te, które do tej pory funkcjonowały w ukraińskich domach dziecka, ale i dzieci, które w wyniku działań wojennych straciły bliskich, albo zagubiły się w wojennej zawierusze – podkreśla Kartasiński.

Niektóre dzieci ewakuowano bezpośrednio po bombardowaniach. Trafiły przed nalotem do schronów i stamtąd szybko je zabrano. Inne na pomoc czekały długo, bo nie można było z powodu działań wojennych nawet do nich dotrzeć.

Dziś, po ponad pół roku od wybuchu wojny, w nowych warunkach, z pomocą opiekunów, radzą sobie jak mogą. Ich tęsknota za domem jednak nie słabnie. – Cały czas jest w nich chęć powrotu. Te dzieci, które potrafią zapytać, powtarzają: “Kiedy pojadę do domu?”. Mówią wprost: “My chcemy wrócić do Ukrainy”. To widać. Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. To oklepane powiedzenie, ale w tym wypadku bardzo prawdziwe – słyszymy w fundacji.

Dom, którego już nie ma. “Po domach dziecka pozostały ruiny”

Problem w tym, że nie wszystkie dzieci, kiedy zakończą się działania wojenne, mają dokąd wrócić. Z wielu ukraińskich domów dziecka nie zostało nic, prócz sterty gruzu.

– W czasie ostatniego spotkania grupa z Hulajpola pokazywała mi zdjęcia swego dawnego domu. Mówili: “Zobacz, tutaj była łazienka, tutaj był pokój wychowawców, tutaj był pokój dzieci”. Mówili to ze łzami w oczach. Bo dom dziecka zniszczyła rosyjska rakieta. Ja im powiedziałem: “Nie martwcie się, odbudujemy. Albo zbudujemy nowy. Będziecie mieli swój dom, będziecie mieli dokąd wrócić“. Bo tam jest ich dom – zaznacza Aleksander Kartasiński.

– Władze ukraińskie starają się zadbać o to, by znaleźć miejsca na powrót ewakuowanych dzieci. My myślimy w kategorii jak im pomóc w odbudowie – tłumaczy prezes Fundacji Happy Kids.

Od miesięcy jeździ na teren Ukrainy, by szukać budynków, które można zaadaptować na domy dziecka. – Takich, które już stoją, bo nie ma czasu na budowanie od podstaw. Starych internatów, które są we władaniu władz lokalnych. Po to, żebyśmy mogli im pomóc przygotować pełen remont. Od węzłów sanitarnych po pokoje mieszkalne. Od kuchni po łazienki, od ogrzewania po dachy – opowiada Kartasiński.

Na miejscu fundacja stara się poszukiwać wykonawców spośród lokalnych firm. – Zlecamy im pracę, bo w ten sposób pomagamy ukraińskiej ekonomii, żeby chociaż w minimalnym stopniu zaczęła funkcjonować – dodaje nasz rozmówca.

Inwestycja za milion euro. “Środki od ludzi wrażliwych społecznie”

Fundacja planuje przygotowanie ponad 1 tys. miejsc, które będą czekać na dzieci. Koszty? Ogromne.

Pierwszy etap projektu zakłada wydatkowanie przez nas kwoty miliona euro, która pochodzi z darowizn i zbiórek, które cały czas prowadzimy. To nie są środki dotacyjne, państwowe. To środki od ludzi dobrego serca i firm wrażliwych społecznie – podkreśla Aleksander Kartasiński.

Na swym koncie fundacja ma już w tej materii duże sukcesy. – Kończymy właśnie pierwszy etap budowy ośrodka dla dzieci paliatywnych, dzieci wymagających szczególnych warunków. Budujemy całe skrzydło. Pierwsze piętro powinno być oddane w ciągu półtora tygodnia. Ten remont pochłonął ponad 150 tys. euro i szukamy teraz kolejnych 150 tys., żebyśmy mogli remontować kolejną część tego budynku. Nie poddajemy się. Działamy. Bo jest dla kogo – mówi Kartasiński.

Łatwo nie jest, bo braki paliwa i wysokie koszty wszystkiego, na czele z materiałami budowlanymi, nie przyspieszają prac. Stan remontowanych budynków często nie należy też do najlepszych.

Do tej pory fundacji udało się odbudować około 30 proc. niezbędnej dla dzieci z domów dziecka bazy lokalowej. Gdyby wojna się skończyła, część dzieci mogłaby już teraz wrócić do domu.

Na powrót wciąż warunków nie ma

Ale działania wojenne wciąż powrót uniemożliwiają. – Wracają jednostki. Przypadki, gdzie rodzice odzyskali prawa do opieki albo dzieci kończą 18 lat i decydują się na powrót. Oczywiście za zgodą władz ukraińskich. Więc takie przypadki mają miejsce, ale nie jest to proces usystematyzowany, który można byłoby nazwać falą powrotów – podkreśla Aleksander Kartasiński.

Pierwsze marzenia o powrocie przypadały na czas wakacji. Nie było jednak na to szans, ze względów bezpieczeństwa. Teraz w sercach najmłodszych wojennych uchodźców, tli się wiara, że momentem powrotów stanie się okres świąteczno-noworoczny.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowy CIO w Alior Banku
Następny artykułKilka starych i ciekawych zdjęć z Allegro (Radomsko i Przedbórz w czasie pierwszej wojny światowej)