A A+ A++

Nie będzie już Christiana Gytkjaera w Lechu Poznań. Sto osiemnaście meczów. Sześćdziesiąt trzy bramki. Ileż możemy mu przypisać podczas poznańskiej przygody? Że można strzelać bramki regularnie. Pojechać z Poznania na kadrę Danii. Dał Lechowi wiele. Nie zasiadaliśmy co tydzień do jego meczów jak do telenoweli, nie był fenomenem socjologicznym, ale na pytanie: Christian Gytkjaer? Zawsze odpowiemy: dobry piłkarz.

Poznaliśmy go przez trzy lata bardzo dobrze, znamy jego mocne i słabsze strony. Gytkjaer to klasyczna dziewiątka w pełnym rozumieniu tego słowa. Nie rozumiemy przez to: kołek stojący w polu karnym. Nie, asyst czy kluczowych podań nie ma za wiele, tak można było z nim pograć klepę w okolicach szesnastki, można było liczyć, że mądrze i w tempo odegra. Funkcjonował w systemie, nie był obok niego.

Niemniej nie da się ukryć: to nie napastnik, który w razie potrzeby wróci, pomoże rozegrać, rzuci jakąś super prostopadłą piłkę. Odpowiadał przede wszystkim za strzelanie bramek i z tego zadania się wywiązywał, co takie oczywiste w polskiej lidze nie jest. Rokrocznie – a w zasadzie co okienko – przyjeżdżają do Polski zagraniczni snajperzy, z lepszą lub gorszą łatką strzelca, a potem mają pod górkę. Nie trzeba wyciągać koniecznie z szafy takiego szrotu jak Djuranović czy Serrarens – możni ESA też się nacinali.

Gytkjaer miał strzelać i strzelał. To tak proste. Trzy sezony wystarczyły by wskoczył do dyszki najlepszych strzelców w historii Lecha.

Obcokrajowcem, którego wyprzedził po drodze jest Artjoms Rudnevs. I Rudnevs jest ciekawym porównaniem. Strzelał z podobną regularnością. Licząc wyłącznie ligę, Gytkjaer strzelał co 144 minuty, Rudnevs co 129. Ani jeden, ani drugi, nie mają mistrzostwa Polski. To swoją drogą fenomen, że ostatni tytuł Kolejorz zrobił, kiedy trzema najlepszymi snajperami byli pomocnicy, bo w sezonie 14/15 Hamalainen trafił 13 razy, Pawłowski 9, Jevtić 7.

Tak naprawdę to, co najbardziej różni Rudnevsa i Gytkjaera, to puchary. Udane z miejsca zapisują się w historii nie tylko klubu, a przygoda z Rudnevsem w jednej z ról głównych to historia całej polskiej piłki. Hat-trick na Juventusie, bramka strzelona Starej Damie w rewanżu, do tego bramka strzelona Bradze. To elementarz, każdy kibic polskiej piłki jest sobie w stanie przypomnieć bombę Rudnevsa z meczu we Włoszech. Lech trafił do grupy śmierci, do grupy z markami godnymi Ligi Mistrzów i z niej wyszedł – wielka rzecz.

Lata, w których Gytkjaer strzelał regularnie, tak pamiętne po prostu nie będą.

Za co je pamiętać? Za spieprzony finisz w sezonie 17/18, kiedy Lech po wygraniu rundy zasadniczej w mistrzowskiej wygrał tylko raz, za brak awansu do pucharów w kolejnym sezonie za przegrane karne z Lechią w półfinale Pucharu Polski? Momenty przez te trzy lata były, ale nic mogącego choćby stanąć w ringu z tamtym pucharowym zrywem.

Natomiast trzeba Gytkjaerowi oddać: to nie tak, że on w pucharach znikał. Dwa gole z Utrechtem w Poznaniu – jego. Awansu nie dały, ale było blisko. Dwa gole z Gandzasarem już awans dały, podobnie jak hat-trick z Szoligorskiem – oba te dwumecze do takich znowu łatwych nie należały. Na Genk Lech był po prostu za krótki, nie ta półka. Ale Gytkjaer sam w sobie dał w pucharach wiele – może brakło równie mocnego otoczenia, które miał Rudnevs.

Jest więc Gytkjaer wybitnym dla Lecha napastnikiem czasów, z grubsza, do zapomnienia. Czasów, których nikt przy kominku raczej wspominać nie będzie. W najlepszym razie mogą one posłużyć za fundament czegoś ważnego, dużego, bo obecny Lech ma potencjał, by iść w tą stronę – czy pójdzie tam czy nie, na pewno już jednak bez Gytkjaera.

Natomiast to, że te trzy lata miały więcej dla Kolejorza rozczarowań niż sukcesów? Zacytujemy klasyka: Gytkjaera winilibyśmy najmniej. Robił swoje. To nie gość od nadawania płynności grze, natomiast bardzo, ale to bardzo od tej płynności zależny – sam sobie sytuacji nie stworzy, natomiast jak mu będą stwarzać, to będzie strzelał.

Fot. FotoPyK

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGhiotto pokonał juniorów Ferrari
Następny artykułZapłacą im jak za 5 dni pracy, choć będą pracować 4 dni