A A+ A++

Niezależnie od politycznej retoryk, pojazdy elektryczne szybko wjadą na europejskie drogi

Od 2035 r. nie będzie można kupić w Europie nowego auta spalinowego – zdecydował kilka dni temu Parlament Europejski. I choć wcześniej zakaz wjazdów dla spaliniaków zapowiadały miasta, m.in. Londyn i Berlin, oraz państwa, choćby Norwegia i Holandia, a i sami producenci aut, przekonani, że elektryki są przyszłością, sugerowali jedynie złagodzenie przepisu, to polski minister zadeklarował, że motorów na sok z dinozaurów będzie bronił jak Westerplatte. Pomijając egzaltację, takie gadanie po prostu szkodzi. Nie tylko walce ze zmianami klimatycznymi czy staraniom o czyste powietrze (samochody i ciężarówki odpowiadają za 71 proc. emisji transportowych w UE, zaś cały transport „produkuje” 25 proc. unijnych gazów cieplarnianych). Chodzi o unijne fundusze przeznaczone na proekologiczne zmiany, technologiczny skok i miejsca pracy. Kluczem, by się na nie załapać, jest bowiem czas. Etatów i wytwórni w branży moto będzie mniej niż dziś, bo i wytworzenie elektryka wymaga mniej roboczogodzin niż tradycyjnego auta.

A niezależnie od politycznej retoryk, pojazdy elektryczne szybko wjadą na europejskie drogi. Jeszcze przed wojną w Ukrainie, która ten proces przyspieszyła, eksperci szacowali, że w 2030 r. auta na baterie przejmą 55 proc. rynku. Według danych za 2021 r. oznacza to roczny popyt rzędu 6 milionów samochodów i rozłożone na kilkanaście lat zapotrzebowanie na około 250 milionów samochodów, jeśli wszyscy Europejczycy przesiądą się na napęd z gniazdka.

Wiedzą o tym szefowie największych koncernów motoryzacyjnych świata, którzy w swoich eleganckich gabinetach decydują, gdzie stawiać nowe fabryki akumulatorów, wytwórnie półprzewodników i innej elektroniki. A nie są to tanie rzeczy. Sama tzw. gigafabryka, którą w ciągu najbliższych trzech-czterech lat planuje wybudować w Europie Volkswagen, jest wata 4-5 miliardów euro. Chętnie widziałyby ją u siebie Polska. Ale klimat wokół aut elektrycznych jest u nas bardzo umiarkowany, a dzięki ministrowi jeszcze się ochładza.

Korzystają na tym inni. Na przykład Hiszpania, która w ostatnich latach wydała 14 miliardów euro na ekosystem wokół elektrycznego transportu, w tym akcję informacyjną wśród obywateli. Kraj już produkuje ponad tuzin elektrycznych modeli i skutecznie przyciąga kolejnych producentów budujących kolejne fabryki. W większości nowoczesne i zeroemisyjne. Zupełnie takie, jak ta, w której miał powstawać obiecany przez rząd polski elektryk Izera. Tylko że nie powstał.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPiękne widowisko Nocy Świętojańskiej w Tenczynku (ZDJĘCIA)
Następny artykułNazwij piękno brzydotą