W seminarium panował straszny rygor, rano pobudka, gimnastyka, potem msza i szkoła. Do domu mogłem pójść raz w tygodniu — mówi Tomasz Kot w rozmowie z “Newsweekiem”.
Newsweek: W “Niebezpiecznych dżentelmenach” pan, były ministrant, gra ikonę antyklerykalizmu – Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Jak to się stało?
Tomasz Kot: Spotkanie z biografią i publicystyką Boya-Żeleńskiego było niezwykłą przygodą. Przeczytałem książkę Józefa Hena “Błazen – wielki mąż” i zafascynowałem się swoim bohaterem, który nosił w sobie tyle sprzeczności: autor tekstów do kabaretu Zielony Balonik, a jednocześnie facet przepełniony melancholią, która zabierała mu radość życia; lekarz, a po godzinach tłumacz literatury francuskiej; bywalec mieszczańskich salonów i zaciekły przeciwnik Kościoła. Głosił bardzo niepopularne poglądy, o sobie mówił, że jest jak kur** czekająca w kolejce do lekarza, na ulicy chętnie się ją klepnie w tyłek, a w kolejce ciężko się przywitać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS