A A+ A++

To była sobota, urząd nie pracował, więc pustka nie dziwiła.

Drugi raz zmierzyłem się z pustką rankiem 10 kwietnia 2010 roku. Na wieść o katastrofie prezydenckiego samolotu najbliżsi współpracownicy Adamowicza schodzili się w jego gabinecie. Ten nagle przerwany lot wydawał się nam tak nieprawdopodobny, że chcieliśmy w tym momencie być razem. Siedzieliśmy i milczeliśmy. Ktoś z rzadka rzucił jakieś słowo. Zastanawialiśmy się, jaka teraz będzie Polska.

To także była sobota.

Ostatni raz szedłem przez puste korytarze nie w weekend. Był poniedziałek 14 stycznia 2019 roku: normalny dzień pracy. I przytłaczająca pustka. Czasami tylko ktoś cicho przemknął z pokoju do pokoju. Na wielu drzwiach poprzyklejane zdjęcia prezydenta. Zajrzałem do kilku takich pokoi. Wszędzie to samo – ludzie siedzieli i płakali.

Mój telefon tego dnia rozgrzał się do czerwoności. Dzwonili przyjaciele, koledzy i znajomi. Z całej Polski dzwonili.

– Trzymaj się, Antek – mówili.

– Jestem z tobą, Antek – mówili.

– To wszystko zmieni, Antek. Zobaczysz. Teraz Polska będzie innym krajem. Lepszym.

W to ostatnie nie wierzyłem. Zbyt dobrze znałem rodaków, by mieć choćby szczyptę nadziei, że się cokolwiek zmieni. A w każdym razie, że zmieni się na lepsze.

Przyjaciele namawiali mnie, bym szedł z nimi na coś w rodzaju czuwania. Jakieś rozmowy, wspomnienia, kilka kieliszków, kilka łez. Nie chciałem. W takich chwilach odczuwam potrzebę samotności. Tak jak każdy z nas stoi samotny wobec śmierci, tak samotny powinien żegnać bliskich.

Paweł zmarł około godziny 14.30. Jechałem właśnie do domu. Nagle zadzwonił telefon.

– Czy rozmawiam z rzecznikiem prezydenta?

– Tak.

W słuchawce rozległo się spazmatyczne łkanie. Facet po drugiej stronie długo nie mógł się opanować.

– Panie rzeczniku – wydukał w końcu. – Właśnie zmarł prezydent…

Dojechałem do domu. Usiadłem w kuchni i zrobiłem sobie kawę.

O czym myślałem?

Czy przewijały się mi przed oczyma zdarzenia z naszej ponad dziesięcioletniej znajomości?

Nie wiem.

Nic nie pamiętam.

Jaki był Paweł Adamowicz?

Katolik, który brał udział w paradach równości. Konserwatysta, którego fascynowali ludzie inaczej myślący. Fascynował go Jan Paweł II, ale też Adam Michnik i Sławomir Sierakowski.

Jego katolicyzm nie był typowym polskim katolicyzmem. Nie był tylko rytuałem, nie był coniedzielnym bieganiem do kościoła (chociaż chodził) i modlitwą przed jedzeniem (chociaż modlił się). On katolicyzm traktował serio. I wyciągał z niego wnioski ostateczne. Stąd udział w paradach równości, stąd pomysł, by stworzyć w Gdańsku Model na rzecz Równego Traktowania, stąd też Gdański Model Integracji Imigrantów.

Był marzycielem. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wymyślił ideę Europejskiego Centrum Solidarności. I przez lata, mimo przeszkód, uparcie pchał ten pomysł. Aż doprowadził do tego, że 30 sierpnia 2014 roku budynek ECS został otwarty.

Stał samotnie w tłumie. Podszedłem do niego.

– Myślę, że jesteś dziś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi…

– Dlaczego?

– Bo nieczęsto zdarza się, by czyjeś marzenie przybrało materialny kształt.

A więc był gospodarzem miasta i niepoprawnym marzycielem. Marzycielem, który potrafił realizować swoje marzenia. Ale to nie cała prawda o nim. Przede wszystkim był nieśmiałym, delikatnym i lojalnym człowiekiem. Szefem, przyjacielem, kolegą. Do tego drugiego Adamowicza docierało się długo i mozolnie, przebijając skorupę samoobrony.

Byłem nim zafascynowany. Ale i on był w jakiś sposób zafascynowany mną. Bo byliśmy z całkiem innej bajki – konserwatysta i lewak. Często wieczorami wpadał do mnie. Siedzieliśmy w fotelach, piliśmy whisky i gadaliśmy. O samorządzie, o polityce, o ludziach, o książkach, które warto przeczytać. A czasem o moich synach i jego córkach, z których był tak dumny. Czyli po prostu o życiu.

Często pytał: Antek, a ty jeszcze piszesz wiersze? To pytanie mnie irytowało.

– Paweł – odpowiadałem. – Pracuję dla ciebie dziesięć godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. To kiedy, do cholery, mam pisać?

Nie rozumiał tego. Bo sam pracował o wiele więcej. Często, gdy po wielu godzinach zmęczony wychodziłem z urzędu, w jego gabinecie paliło się wciąż światło.

Lubił te nasze rozmowy. Lubił do mnie wpadać. Ale najbardziej lubił wpadać do naszej wspólnej przyjaciółki, dyrektorki Biura Kultury w urzędzie, Anny Czekanowicz. Jej dom na ul. Wrocławskiej był miejscem, które nas ściągało, wsysało. Tam czuliśmy się jak u siebie. Tam rodziło się wiele pomysłów na miasto.

„Gdańsk dzieli się dobrem”

Taśma się cofa. Znów jest niedziela, wieczór, koło dwudziestej. Paweł wchodzi na scenę, na której trwa gdański finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jest zimno, więc szyję ma szczelne obwiązaną szalikiem. Bierze mikrofon. Uśmiecha się.

– Gdańsk jest szczodry. Gdańsk dzieli się dobrem. Gdańsk chce być miastem solidarności – mówi. – Za to wszystko wam serdecznie dziękuję. Bo na ulicach, placach Gdańska wrzucaliście pieniądze. Byliście wolontariuszami. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani, Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie! Dziękuję wam!

A potem zamieszanie, jakiś facet wdziera się na scenę. Ma nóż w dłoni.

Tego wieczoru siedziałem sam w domu. W pewnej chwili zadzwoniła moja przyjaciółka.

– Był zamach na twojego szefa…

Powiedziałem, że nie jest to dobry temat do żartów. Ale zaklinała się, że to prawda. Chwyciłem telewizyjny pilot. Obejrzałem scenę publicznego mordu. Potem jeszcze raz, potem jeszcze raz. Jakbym chciał się jej nauczyć na pamięć.

Nic nie rozumiem. To się nie mogło zdarzyć – myślałem.

Wpadłem w stupor i tępo wpatrywałem się w ścianę. Wyrwał mnie z tego dźwięk telefonu. Dzwonił kolega z OKO.press.

– Antek, wiem, że ci teraz ciężko. Ale może spróbowałbyś napisać dla nas taki osobisty tekst o Adamowiczu.

Siadłem do laptopa. Stukałem w klawisze, cały czas pilnując się, by nie pisać „był”, tylko „jest”.

Ten kłopot z „był” i „jest” trwa do dziś. Wielu z nas wciąż nie przetrawiło tej śmierci, choć minęły już trzy lata. Na pogrzebie Pawła Magda – jego żona – powiedziała: „Jeśli prawdą jest, że pamięć jest nieśmiertelnością, to z nami Paweł będzie zawsze”. I dla wielu z nas jest. W nas, obok nas…

Kilka miesięcy po śmierci Adamowicza w moim domu pojawił się Tomasz Lis, naczelny „Newsweeka”. Przygotowywał książkę „Umrzeć za Gdańsk. 12 rozmów o Pawle Adamowiczu, wolności i magii Gdańska”.

Zapytał mnie, czy płakałem po śmierci Pawła. To pytanie spowodowało we mnie panikę. Co odpowiedzieć? Ujawnić swe niemęskie reakcje? Przyznałem się. Tak, płakałem. Do dziś mi się to zdarza. Szczególnie, gdy natykam się gdzieś na jego zdjęcia.

Śmierć Pawła Adamowicza

Kilka dni po śmierci prezydenta Europejskie Centrum Solidarności zorganizowało „Wieczór dla przyjaciela”. Kilku ludzi, dla których Paweł był bliski, próbowało o nim opowiedzieć, zmierzyć się w ten sposób z jego śmiercią.

Przypomniałem historyjkę sprzed kilku lat, kiedy Adamowicz miał wygłosić mowę w parlamencie berlińskim. To zaszczyt, który nie był dany wielu Polakom.

Rano, po pierwszej kawie i pierwszym papierosie szliśmy przez Ku’damm, który niegdyś był sercem Berlina Zachodniego. Był słoneczny dzień, Berlin wydawał się nasz. Żartowaliśmy, przekomarzaliśmy się: Paweł, Ania Czekanowicz, jego asystent Marek Bonisławski i ja.

– Paweł, mam wielką prośbę – powiedziałem w pewnym momencie nieśmiało.

– Wal – odrzekł godnie, jak na prezydenta dużego miasta przystało.

– Wiesz, jestem stary, schorowany i niedługo umrę. Czy mógłbyś wygłosić mowę nad moja trumną? Bardzo mi na tym zależy…

– Co ty, Antek, chrzanisz…

– Ale naprawdę mi na tym zależy.

– No dobra, ale niby co twoim zdaniem powinienem nad tą twoją trumną powiedzieć?

– Tak bez zbędnych słów. Wystarczy jak powiesz: „Antek to w sumie fajny facet był”.

Paweł uśmiechnął się.

– A, to masz jak w banku.

Cóż, miałem.

Wieczór w ECS zakończył się wspólnym odśpiewaniem „Modlitwy o wschodzie słońca”.

„Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,

Przed mocą Twoją się ukorzę.

Ale chroń mnie, Panie, od pogardy,

Przed nienawiścią strzeż mnie Boże”.

Lubię tę pieśń. Ale tego wieczoru nie przyłączyłem się do zgodnego chóru. Nie chciałem sam siebie okłamywać. Bo jest we mnie nienawiść. I jest we mnie pogarda. Nie wobec faceta, który zabił Pawła. A wobec tych, którzy miesiącami i latami na Pawła szczuli. Którzy budowali wokół niego kokon podejrzeń, pomówień i nienawiści.

Dźwięk ciszy

Komitet Obrony Demokracji zwołał w dzień śmierci prezydenta Wiec przeciw Nienawiści i Przemocy. Szef pomorskiego KOD Radomir Szumełda nawoływał: „Spotkajmy się, żeby w milczeniu wyrazić swój sprzeciw wobec nienawiści i przemocy, żeby okazać swoją solidarność z prezydentem Pawłem Adamowiczem. Bądźmy wszyscy, bez względu na poglądy. W tej sprawie bądźmy razem”.

Poszedłem. Myślałem, że będzie nas kilkuset. Ale ludzie szli, wciąż szli. Było ich wciąż więcej i więcej. Były tysiące. Byli tam ci, którzy Pawła cenili, i ci, dla których był nieudacznikiem. Witali się nie podaniem dłoni, a łzami i tuleniem się do siebie. Długi Targ i ulica Długa były wybrukowane ludzkimi głowami. Jedna przy drugiej.

Widząc ten połączony bólem tłum, przypomniało mi się marzenie Pawła. Chciał, by gdańszczanie potrafili jednoczyć się ponad podziałami. Politycznymi, ideowymi, religijnymi. By byli wspólnotą. I oto stali się. Właśnie dziś. Spójrz – pomyślałem – spełniło się. Tylko dlaczego, aby do tego doszło, musiałeś umrzeć…

I nagle przez bruk głów przetoczyła się pieśń – „The Sound of Silence” w interpretacji zespołu Disturbed.

„Hello darkness, my old friend,

I’ve come to talk with you again”.

Ta pieśń wtłaczała w trotuar.

Ta pieśń skowyczała, łkała, kwiliła, krzyczała.

I nie dawała żadnej nadziei.

Ta pieśń zawsze będzie się mi kojarzyła ze śmiercią Pawła.

Antoni Pawlak (1952) jest poetą, publicystą, był doradcą i rzecznikiem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza

Czytaj też: Jest akt oskarżenia dla Stefana W. Brat Pawła Adamowicza: „Chcemy poznać idee i autorytety mordercy”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzyszłość pracy: zatrudni Cię (i zwolni) cyfrowy szef
Następny artykułBędzie więcej smogu. Powodem drożejący gaz