A A+ A++

Malcolm X, Muhammad Ali – to dwie osoby, których chyba nie trzeba przedstawiać. Obaj znani, obaj odegrali ogromną rolę w historii Stanów Zjednoczonych, obaj byli niesamowicie istotnymi ludźmi dla społeczności Afroamerykanów. Obaj się też – przynajmniej przez pewien czas – bardzo przyjaźnili. O tym głównie jest ten dokument.

Bracia krwi: Malcolm X i Muhammad Ali (2021) – recenzja filmu. Więcej tytułowych bohaterów, mniej rodziny

Ostatnio recenzowałem film Pewnej nocy w Miami, który można obejrzeć w serwisie Amazon Prime Video. Była to fabularna opowieść o spotkaniu Malcolma X, Muhammada Aliego (wtedy jeszcze Cassiusa Claya), Jima Browna i Sama Cooke’a. W Bracia krwi: Malcolm X i Muhammad Ali również się o tym oczywiście wspomina.

Nie jest to jednak główny temat filmu w reżyserii Marcusa A. Clarke’a. Jego głównym celem – na marginesie od razu dodam, że osiągniętym – jest przybliżenie dwóch osobowości, którym wpierw było do siebie bardzo blisko, a później bardzo daleko. Wpierw dostajemy trochę kontekstu, dowiadujemy się, jak działali i co myśleli Malcolm X i Muhammad Ali zanim się spotkali. Bracia krwi: Malcolm X i Muhammad Ali to jednak przede wszystkim opowieść o wielkiej przyjaźni, która zakończyła się zdecydowanie przedwcześnie. Tezy, jakie stawia reżyser są w sumie całkiem ciekawe.

Chodzi bowiem o to, że gdy jest się kimś tak znaczącym, słuchanym, jak Malcolm X czy Muhammad Ali, nigdy nie działa się w próżni. Dookoła zawsze funkcjonują przeróżne siły, grupy interesów, zdolne realizować swoje założenia w najróżniejszy sposób. To w sumie chyba najbardziej interesujące w filmie Bracia krwi: Malcolm X i Muhammad Ali. Z jednej strony wspomina się, że obaj byli symbolami wolności, osobami, które żyły zgodnie ze swoimi zasadami, z głowami wysoko podniesionymi. Z drugiej jednak – ponownie – nie żyli w próżni, co oznacza, że ciążyła na nich ogromna presja, oczekiwania, musieli liczyć się ze znacznie częstszą i mocniejszą krytyką. Kiedy po prostu żyje się dla samego siebie, można bez przeszkód robić, co się chce. Kiedy jednak poświęca się życie dla walki o sprawę całej społeczności, jest o wiele trudniej, bo jednocześnie jest się – chcąc, nie chcąc – jej reprezentantem. A to wiąże się z przeróżnymi obowiązkami.

Bracia krwi: Malcolm X i Muhammad Ali mówi więc w sumie o tym, jak niekiedy trudno jest to wszystko ze sobą pogodzić, utrzymać ważne, wartościowe relacje, tym bardziej, że przecież tak czy siak pojawiają się różnego rodzaju spory, nieporozumienia, różnice zdań, czy zwyczajne ambicje. Film Marcusa A. Clarke’a jest też próbą przyjrzenia się, jak wygląda dziedzictwo Malcolma X i Muhammada Alego. Jedna z wypowiadających się w filmie osób mówi, że nawet dziś to, o czym mówił zwłaszcza ten pierwszy ma znaczenie, jest aktualne i prawdziwe.

Jednocześnie są tu niestety elementy, których jest albo za dużo, albo za mało. Za dużo moim zdaniem jest zdecydowanie wypowiedzi rodzin oby bohaterów. Ich wspomnienia w sumie niewiele wnoszą do całej sprawy, a przez to niektóre wątki dostają za mało czasu na rozwinięcie. I nie chodzi nawet o samą relację Malcolma X i Muhammada Alego, chociaż pewnie i tu dałoby się coś dodać. Mnie bardzo zainteresował wątek tego, jak po ich śmierci przedstawia się ich życiorysy w najróżniejszych miejscach, co się pomija, co zmienia. To też jest przecież istotne w kontekście spuścizny, którą po sobie zostawili. Ale w sumie może jest to temat na osobny film.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚwietlica Towarzystwa Przyjaciół Dzieci przechodzi remont
Następny artykułME M: Czy w Ostrawie czekają nas kolejne niespodzianki?