A A+ A++

– Rotowaliśmy wtedy składem. Przeżyłem to i wiem, co może przeżywać teraz Darek Żuraw, gdy kadrą zespołu trzeba umiejętnie zarządzać. To zmęczenie może się w różnych momentach objawiać u różnych zawodników, trzeba to wyczuć z wyprzedzeniem – mówi były trener Lecha Poznań Jan Urban, który pięć lat temu prowadził “Kolejorza” w fazie grupowej Ligi Europy. I stłamszony wtedy Lech, ostatni w Ekstraklasie, grając mocno rezerwowym składem, ograł na wyjeździe lidera Serie A Fiorentinę. Dziś o godz. 21 “Kolejorz” zagra w Lizbonie z Benficą – transmisja m.in. w Polsacie Sport Premium i na platformie IPLA.

Urban przejął drużynę Lecha w połowie października 2015 roku, gdy zwolniony został Maciej Skorża, a asystentem Skorży był z kolei Dariusz Żuraw. Ówczesny mistrz Polski, przed wyjazdem do Florencji, był po 12 kolejkach Ekstraklasy ostatni – z dorobkiem jednego zwycięstwa, trzech remisów i aż ośmiu porażek. Na spotkanie fazy grupowej Ligi Europy z Fiorentiną, ówczesnym liderem Serie A, w wyjściowym składzie Lecha nie znaleźli się m.in. Paulus Arajuuri, Barry Douglas, Kasper Hamalainen, Karol Linetty, Szymon Pawłowski czy Darko Jevtić. Byli za to: Dariusz Dudka, Denis Thomalla, Dariusz Formella czy David Holman. I ten zespół, po nudnym spotkaniu, zdołał ograć Fiorentinę 2-1, choć w jej składzie występowali Mario Suarez, Ante Rebić, Matias Fernandez czy Khouma Babacar! Urban sugeruje dzisiaj, że w Lechu też niezbędne są większe rotacje, bo wychodzić zaczyna zmęczenie u niektórych graczy.

Andrzej Grupa, Interia: Co się stało z Lechem w ciągu tych ostatnich siedmiu, ośmiu tygodni, że tak trudno przychodzi mu łączenie krajowych rozgrywek z tymi europejskimi?

Jan Urban: – Uważam, że Lech powinien szukać jednej rzeczy: balansu między Ligą Europy a naszą krajową ligą. Dla mnie wszystko wygląda fajnie w Lidze Europy, choć w polskich rozgrywkach, jeśli chodzi o samą grę, też nie jest tak źle. Za dużo jednak ten zespół stracił punktów. A dla Lecha brak gry w eliminacjach europejskich pucharów w kolejnym sezonie to poważna sprawa. Sam fakt, że Lech prezentuje się dobrze, a czasem nawet bardzo dobrze w Lidze Europy, to i doświadczenie dla chłopaków, i możliwość niezłego pokazania ich na rynku europejskim. To ważna kwestia z finansowego punktu widzenia. Tyle że Lech nie może dopuścić do tej sytuacji, o której wspomniałem. Mam też nadzieję, że po ostatnim zwycięstwie nad Lechią zacznie odrabiać te straty, bo ten klub powinien być w grupie czterech reprezentujących nas w międzynarodowych rozgrywkach.

Dzisiaj mecz z Benficą Lizbona. Mecz wyjazdowy, przed którym nikt chyba na Lecha nie stawia. Co musi się stać, aby doszło do sensacji?

– Wiem, że w przypadku występów Lecha na tym etapie najważniejsze są punkty do rankingu europejskiego. By je zdobyć, trzeba gdzieś punktować. Tyle że co do Benfiki, to się nie zapędzajmy. Słucham wielu opinii i powszechnie się wydaje, że w tej grupie Lech powinien walczyć o awans. Nie, Lech powinien walczyć z tymi drużynami, a to coś innego. Walczyć w każdym meczu, co mu się często udaje, bo rywalizuje z nimi jak równy z równym. Pamiętajmy, że czekaliśmy chyba cztery lata od ostatniego występu polskiego klubu na tym etapie. Nie Lecha, ale polskiego klubu. I wymagamy nagle, by on awansował dalej. Ja bym sobie życzył, aby w każdym sezonie były co najmniej dwie polskie drużyny w fazie grupowej pucharów i to będą te pierwsze kroki, które trzeba postawić. Grajmy co roku w tych pucharach, zdobywajmy punkty i z każdym rokiem będziemy coraz wyżej rozstawieni. To da nam łatwiejszą drogę.  Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony Lechem, że on przeszedł tę eliminacyjną drogę i to w takim stylu. Przecież polskie kluby grają od pierwszej rundy, a w drugiej czy trzeciej przeważnie już są dolosowywane do lepszych klubów. Często mamy zawyżone wymagania i tak się dzieje teraz w przypadku Lecha: gra dobrze, ale i tak ktoś narzeka, że przegrał. Nikt się nie cieszy z porażki, ale trzeba oddać zespołowi, że gra swoją piłkę, ma swoją filozofię i się jej trzyma. To fajne, bo tylko “grą na tak” młodzi chłopcy będą robili postępy. I już je robią, a Lech może być spokojny o swoje finanse.

Sytuacja przed dzisiejszym spotkaniem jest w pewnym sensie analogiczna do tej sprzed pięciu lat, gdy pojechał pan z Lechem do Florencji, a Fiorentina była liderem Serie A. I nagle zespół z Holmanem, Thomallą, Dudką czy Formellą w składzie sensacyjnie wygrał 2-1. Teoretycznie też nie mieliście szans.

– My rotowaliśmy wtedy składem. Przeżyłem to i wiem, co może przeżywać teraz Darek Żuraw, gdy kadrą zespołu trzeba umiejętnie zarządzać. To zmęczenie może się w różnych momentach  objawiać u różnych zawodników, trzeba to wyczuć z wyprzedzeniem. Gdy się zrobi za późno, bo piłkarz będzie wracał do optymalnej dyspozycji przez długi czas. Jeśli zaś dasz wypocząć w odpowiedniej chwili, to później można mieć człowieka w formie na dłuższy okres. Wtedy, w 2015 roku, byliśmy w zupełnie innej sytuacji. Przychodziłem do Lecha, który był ostatni w tabeli Ekstraklasy i chodziło o sprawienie, by szybko się wydostać z tej strefy, a jednocześnie coś ugrać w pucharach. Wydaje mi się, że nieźle to robiliśmy, a gdyby nie kontuzje, to w lidze bylibyśmy jeszcze wyżej i dostalibyśmy się jeszcze do pucharów.  Mieliśmy też szansę przez Puchar Polski, ale przegraliśmy finał z Legią. Nie osiągnęliśmy celu, który był ważny. Sama przygoda w Europie była jednak znakomita dla zawodników. Wchodzili wtedy Gumny czy Jóźwiak, ogrywali się Formella albo Kownacki. Zdobywali doświadczenie w takich spotkaniach.

Przed meczem z Fiorentiną musiał pan jakoś dodatkowo motywować Holmana, Formellę czy Thomallę, którzy zwykle byli rezerwowymi?

– Teraz już tego nie pamiętam, ale z reguły obowiązywała zasada rotacji i każdy o tym wiedział. Graliśmy niemal co trzy dni od początku sezonu, bo drużyna występowała za Maćka Skorży w eliminacjach do Ligi Mistrzów i tak się działo do końca roku, do połowy grudnia. A gdy następowała przerwa, to połowa składu wyjeżdżała mi na różnego rodzaju reprezentacje. Te rotacje musiałby więc następować, choć często kibice czy dziennikarze byli zaskoczeni, że nagle dochodzi do siedmiu albo ośmiu zmian w składzie. U mnie odbywało się to tak, że gdy ktoś ma grać trzeci albo czwarty mecz  z rzędu, musi odpocząć. Wiem, myśli się wtedy: kurczę, przydałby się na jeszcze jedno spotkanie. Ale nie, tak nie można, trzeba być konsekwentnym. Gdy przychodzi duże zmęczenie, to z każdym kolejnym meczem wzrasta ryzyko odniesienia kontuzji. To jest normalne i udowodnione, że po trzecim z rzędu spotkaniu procenty “złapania” urazu niesamowicie wzrastają. To już jest jednak polityka każdego trenera.

Jeśli się nie mylę, to pan na Benficę wystawiłby trochę inny zespół niż zwykle Lech wystawia?

– Oczywiście, rotować trzeba, bo inaczej ci chłopcy pękną.

Rozmawiał Andrzej Grupa

Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKarolina Dreszer-Smalec szefową Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych
Następny artykułW tym roku nie będzie Kolędy – Jest decyzja Biskupa Tarnowskiego