A A+ A++

W 4-częściowej serii, pierwotnie wydanej w 1988 r., siły połączyły dwie niezrównane legendy amerykańskiego komiksu: Jim Starlin (“Rękawica nieskończoności”) i Bernie Wrigstone (“Frankenstein żyje, żyje!”). Mimo tego “Batman. Sekta” nie porwał wówczas czytelników, najwyraźniej zbyt brutalnie wyrwanych ze strefy komfortu.

Starlin pisze we wstępie, że w “Sekcie” chciał zawrzeć lęki i niepokoje, jakim napawała go Ameryka, rządzona przez fanatyków religijnych i stróżów moralności robiących nieustanne zakusy na swobodę artystycznej wypowiedzi.

I to właśnie ich emanacją jest diakon Joseph Blackfire, choć sięgający po bardziej ekstremalne środki niż cenzura, to w gruncie rzeczy pragnący osiągnąć ten sam cel: siłą narzucić społeczeństwu swój punkt widzenia.

Dziś to praktycznie zapomniana postać, choć to on zafundował Batmanowi jedną z największych traum w karierze. Bo jak inaczej nazwać naszprycowanie narkotykami, “wypranie” mózgu, upodlenie, a w końcu złamanie psychiczne i doprowadzenie do ucieczki z ukochanego miasta?

“Sekta” to ni mniej, ni więcej jak środkowy palec pokazany niesławnemu Kodeksowi Komiksowemu, religijnym konserwatystom i mainstreamowej poprawności. To także igranie z przyzwyczajeniami czytelników, bowiem Starlin z Wrigstonem zafundowali im terapię szokową z prawdziwego zdarzenia.

Jaskrawy komentarz społecznym, nihilizm i przeciągnięcie tytułowego bohatera pod kilem to jedno. W pakiecie autorzy dołożyli naturalistycznie ukazane okrucieństwo, psychodeliczne odjazdy i dużą dozę makabry tak wspaniale odmalowaną przez Wrigstone’a, który miał tu wielkie pole do popisu.

Co istotne, jego kreska nieco różni się od tego, co zaprezentował m.in. w “Potworze z bagien” czy “Frankenstein żyje, żyje!”. W “Sekcie” rysunki momentami przywodzą na myśl styl Franka Millera, co nie zakrawa na przypadek, zważywszy na obecność “telewizyjnej” narracji ewidentnie nawiązującej do “Powrotu Mrocznego Rycerza”.

A jak “Batman. Sekta” czyta się dzisiaj? Mimo upływu ponad 30 lat historia wymyślona przez Starlina nie straciła nic ze swojej aktualności. Ba, idealnie wpisuje się w panujące nastroje, a oszalały diakon jawi się jako zapowiedź przetaczającej się właśnie fali populizmu.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicyjne działania z okazji Dnia Babci i Dziadka
Następny artykułPomóż w ustaleniu sprawców szkody