A A+ A++

Coraz mniej żyje świadków II wojny światowej. Magdalena Grzebałkowska w charakterystycznym dla siebie stylu, który dał popularność jej poprzednim książkom, daje głos ówczesnym dzieciom. To ważne, bo perspektywa najmłodszych zazwyczaj bywała pomijana w większości relacji o wojnie. Jeśli już te dzieci pokazywano, to tak, że też potrafiły walczyć, jak nasi mali powstańcy warszawscy.

Grzebałkowska prześledziła wojenne losy dzieci w różnych częściach świata i po różnych stronach konfliktu, czasem daleko od frontu. Powstał obraz przejmujący, różnorodny i bogaty. Pewne losy się przeplatają – gdy dzieci Hansa Franka beztrosko bawią się na Wawelu wśród drogocennych dzieł sztuki, ich rówieśnicy w Warszawie w tym czasie są świadkami egzekucji wykonywanych na rozkaz generalnego gubernatora.

Niektóre historie w „Wojence” są przerażające, inne dają nadzieję, że człowieczeństwo to jednak sprawa nie beznadziejna. Często bowiem w najciemniejszym momencie nocy pojawia człowiek, który niesie ratunek – tak jak Siergiej Wasiljewicz Barinow, funkcjonariusz NKWD z sercem i komendant jednego z łagrów, który troszczył się o więźniarki.

„Dziecięcy świat ma dużą autonomię” – twierdzi jeden z bohaterów książki, Michael Wieck, który jako chłopiec z gwiazdą Dawida na ramieniu bywał opluwany przez przechodniów. I to jego zdanie zawiera największą mądrość i odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że mimo tylu okropności wielu najmłodszych świadków wojny potrafiło zbudować potem dobre życie. A przecież gdy dla jednych koszmar się skończył w 1945 r., to dla wielu koniec wojny był tylko wstępem do dalszych kłopotów.

Grzebałkowska śledzi losy swych bohaterów do ostatnich lat. Niektórzy zmarli podczas pisania książki. Mówi Zdzisław Tabor, kiedyś w Szarych Szeregach: „Wojna się zaciera w człowieku, ale nigdy nie kończy”. Owa autonomia dzieciństwa sprawiała, że dziewczynki i chłopcy potrafili poczuć się szczęśliwi w warunkach, w których dorośli się załamywali. Gdy Ameryka po ataku Japończyków internowała swych japońskich obywateli, dorośli mężczyźni popełniali honorowe samobójstwa, ale dla trzynastolatka był to czas beztroski. Oczywiście obozy w USA to nie gułag czy niemieckie obozy koncentracyjne, ale dramatów tam nie brakowało.

Najciekawiej wypada porównanie losów dzieci Hansa Franka z tymi, które wojnę spędziły w gułagu, uciekając przed łapankami czy polując na cokolwiek do jedzenia – tak jak 10-letnia Ela, która sama zabijała susły. Niemal żadne z dzieci Franka nie uniosło ciężaru swego dzieciństwa. Jako dorośli wybierali wyparcie, alkohol, samobójstwo. Wyjątkiem jest Niklas, dziennikarz, który zaakceptował prawdę o ojcu zbrodniarzu i ją opisał. Może jemu było łatwiej, bo ojciec go odrzucał i wątpił, czy chłopiec naprawdę jest jego synem. W dodatku dzieci Franka właściwie nie miały matki – gdy skończyła się wojna, była ona kimś obcym dla swych córek i synów.

Można wiele wiedzieć o wojnie, znać dokumenty, książki, przebieg walk, liczby ofiar, ale konfrontację ze świadectwem dzieci trudno przyjdzie znieść nawet najbardziej odpornemu czytelnikowi. „Wojenka” Grzebałkowskiej to książka bardzo dziś potrzebna – jako przestroga dla tych, którym się wydaje, że wojna to przygoda, która uczy męstwa i hartuje.

Premiery 23/2021


Premiery 23/2021

Fot.: Materiał prasowy

Magdalena Grzebałkowska, Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia, Agora

5/6

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCzwarta fala pandemii? Dr Grzesiowski podał termin
Następny artykułKoronawirus zwiększył naszą otwartość na pracę na kontrakcie