A A+ A++

„Tymczasem wczoraj widzieliśmy demokrację w akcji, a sprawy wymknęły się spod kontroli w wyniku działania amerykańskich służb specjalnych, a właściwie chyba jakiejś prowokacji czyli niedziałania tych służb, bo przecież w tym tłumie byli tacy ludzie jak Matthew Heimbach czy Jake Angeli – ludzie z ugrupowań radykalnych, niebezpieczni, bo z wyrokami. To są ludzie niebezpieczni i nieprzewidywalni. Jak oni się znaleźli w Kongresie, skoro my w Polsce mogliśmy rozpoznać te twarze?” – mówi portalowi wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego, komentując zamieszki, do jakich doszło na Kapitolu.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

-Kongres USA przerwał obrady! Do środka wtargnęli sympatycy Trumpa. Służby: Teren Kapitolu jest już bezpieczny

-Tragiczny bilans zamieszek w Waszyngtonie. Policja: 4 osoby zmarły, aresztowano ponad 50 osób, a 14 policjantów zostało rannych

-Szturm na Kapitol. Reuters o katastrofalnych uchybieniach policji: Zagrożenia były znane od dawna. To nigdy nie powinno było się zdarzyć

wPolityce.pl: W Stanach Zjednoczonych zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się do budynku Kapitolu. Doszło do scen, które w dziejach Stanów Zjednoczonych raczej się nie zdarzały. Skąd ten poziom emocji? Czy rzeczywiście jest tak, że głównym powodem są wybory, czy też problem jest głębszy?

Artur Wróblewski: Pamiętajmy, że nie bez precedensu w ostatnich dekadach to jest wydarzenie, natomiast 24 sierpnia 1814 roku, kiedy Anglicy spalili Biały Dom, to również gen. Ross wdarł się z żołnierzami na Kapitol i spustoszyli ten budynek. Potem w 1829, 4 marca, w czasie inauguracji Andrew Jacksona ludzie wtargnęli do Białego Domu, tyle że przyszli na imprezę – było ich 20 tys. i ludzie z Białego Domu musieli whiskey w wannach wytoczyć na zewnątrz, żeby wyrzucić tych ludzi. Była tradycja, że w czasie inauguracji do Białego Domu szli ludzie i tam imprezowali. Zatem były już tego typu wydarzenia, że wchodzono w Ameryce do budynków użyteczności publicznej i był rodzaj chaosu. Natomiast w ostatnich dekadach rzeczywiście wszystko było uporządkowane i takie wydarzenia, jak certyfikacja wyborów była czystą formalnością. Chociaż w 2005 roku pani Tubbs Jones i pani Barbara Boxer wniosły sprzeciw przeciwko elektorom z Ohio, ponieważ podważały tam ich wybór i kwestionowały wybór prezydenta George’a W. Busha, to nie było takich scen, żeby na zewnątrz były protesty.

Natomiast w tym roku, czy od ostatnich czterech, pięciu, sześciu lat mamy polaryzację w Ameryce wynikającą po pierwsze z tego, że mamy charyzmatycznego przywódcę, Donalda Trumpa, który wyczuł pewną koniunkturę, ale jednocześnie świadomie stał się rzecznikiem ludzi zbuntowanych w Ameryce, ludzi można powiedzieć poszkodowanych przez globalizację, przez procesy społeczno-gospodarcze. W moim przekonaniu jest to raczej wyraz pewnego buntu i frustracji ludzi – w ogóle ten sukces Trumpa cztery lata temu i teraz też dostał 70 mln głosów – z powodu zmian, które zachodzą w Ameryce, to znaczy pogłębiających się nierówności gospodarczych i rosnącej grupy prekariatu jako klasy społecznej czyli ludzi zatrudnionych na umowach śmieciowych w elastycznych formach zatrudnienia. Mamy jednocześnie rosnące bogactwa i wpływy plutokracji czyli ludzi bogatych, finansjery. Kolejny problem to uberyzacja życia w Ameryce i nie tylko, czyli wielkie korporacje, które tworzą systemy tak naprawdę neoniewolnicze, gdzie biedni ludzie – często imigranci, tak jak w Polsce – jeżdżą na taksówkach i wypycha się grupy ludzi, które żyły z tego, które płacą podatki, mają licencję. Uberyzacja powoduje, że korporacja rozwala ludziom pewnego rodzaju model życia. Przykładem może być Airbnb czyli tworzenie pseudohoteli, które nie płacą podatków w prywatnych blokach mieszkalnych, gdzie coraz trudniej jest mieszkać, bo przychodzą pijane grupy łobuzów – w weekendy i nie tylko – i bloki w centrach miast zamieniają się w hotele, bo taki wprowadzono model, żeby omijać podatki i nie tworzyć hoteli, a de facto je mieć. To są problemy, które dotykają Amerykanów. Młodzi Amerykanie wchodzą w dorosłe życie w większości z długiem z tego powodu, że płacą za studia. Do tej pory nie było w ogóle opieki medycznej polegającej na ubezpieczeniach medycznych. Nie ma tam formy zatrudnienia takiej, jak my znamy – umowa o pracę na czas nieokreślony. Tam są trzy formy pracy i de facto wszystkie można rozwiązać z dnia na dzień. Ludzie muszą pracować na trzech etatach, również w nocy, żeby wyżyć – mówię o niewykształconych Amerykanach. To wszystko są to realne problemy. Tymczasem liberalne media, czy głównego nurtu, jak CNN czy „New York Times” bogatych ludzi klasy próżniaczej, które się bogacą coraz bardziej udają, że tego nie ma i próbują jeszcze bardziej zaostrzyć tę sytuację poprzez przedstawianie ludzi niezadowolonych w Ameryce jako imbecyli, którzy są sterowani przez rosyjskich trolli. To powoduje frustrację i jeszcze większe emocje.

Kilka dni temu podczas inauguracji nowego 117. Kongresu przyszedł taki Emanuel Cleaver, który zresztą jest pastorem kościoła zjednoczonych metodystów i zakończył złożenie przysięgi słowami: „Amen and awoman” w ramach ideologii gender. To też wkurza ludzi, tworzenie nowych pseudo ideologii, które mają tumanić ludzi. Zamiast rozwiązywać problemy społeczne, to pojawiły się jakieś nowe tendencje i ideologie w Ameryce, jak chociażby ten neogender – za chwilę będzie wymiana jakichś rodzajników, zaimków – Nancy Pelosi mówiła też, że Ameryka będzie szła w kierunku sprawiedliwości tożsamości płciowej i ona przygotowała 35-stronicowy raport w kwestii, jak tworzyć neutralne tożsamościowo terminy językowe. To powoduje, że ludzie konserwatywni w Ameryce, w miasteczkach i wioskach nie wiedzą, co się dzieje. Ludzie są zdezorientowani, bo wchodzą jakieś nowe pomysły. Na przykład zmiana Ameryki poprzez rozwodnienie tożsamości, wprowadzanie i wpuszczanie nieograniczonej liczby imigrantów, co działo się za Obamy – to też powoduje, że do tych wiosek docierają te nieznane dla Amerykanów rzeczy, powodując frustrację. Wtedy też powstają te ruchy skrajne.

Natomiast pamiętajmy też, że to, co widzieliśmy wczoraj, to raczej jest przykład działania demokracji, że ludzie demonstrują, pokazują, że mają własne opinie i że w ogóle mogą to robić – w Rosji, na Białorusi czy w Chinach nie można tego robić, bo spałują. Tymczasem wczoraj widzieliśmy demokrację w akcji, a sprawy wymknęły się spod kontroli w wyniku działania amerykańskich służb specjalnych, a właściwie chyba jakiejś prowokacji czyli niedziałania tych służb, bo przecież w tym tłumie byli tacy ludzie jak Matthew Heimbach czy Jake Angeli – ludzie z ugrupowań radykalnych, niebezpieczni, bo z wyrokami. To są ludzie niebezpieczni i nieprzewidywalni. Jak oni się znaleźli w Kongresie, skoro my w Polsce mogliśmy rozpoznać te twarze? Heimbach jest szefem partii Traditionalist Worker Party, a ten drugi jest ikoną ruchu Qanon, który wierzy w spiski liberałów, pedofilów, którzy rządzą światem. Jak oni się znaleźli w Kongresie? Jak służby mogły ich wpuścić? Wręcz można mówić o jakieś prowokacji służb, które dopuściły do zaognienia tej sytuacji, bo przecież nigdy nie można podejść tak blisko Kapitolu czy wejść do środka. Dlaczego wczoraj można było? Z jednej strony mamy do czynienia z pokazem demokracji, że można wejść do „świątyni” parlamentaryzmu w Ameryce, ale z drugiej strony może to była jakaś prowokacja, która miała skompromitować Trumpa i jego zwolenników, bo tak się trochę stało.

Czy to oznacza, że z jednej strony te radykalne ugrupowania – czy to prawicowe, czy lewicowe – usiłują coś ugrać, a z drugiej strony część Amerykanów czuje się po prostu zagrożona?

Oczywiście, że Amerykanie, którzy głosowali na Trumpa są często wyalienowani właśnie poprzez te procesy globalizacji, których nie rozumieją, utraty fabryk i miejsc pracy wyniesionych do Chin przez wielkie amerykańskie korporacje, bo to są pazerne pasożyty. W Polsce też widzimy klasę próżniaków i pazernych hochsztaplerów – widzieliśmy w kontekście szczepienia, że te grupy istnieją, czy w Warszawie przy reprywatyzacji. Tego typu grupy próżniaków i pasożytów są we wszystkich społeczeństwach – zawdzięczają one swoje zyski globalizacji. Jednocześnie spowodowały pojawienie się wspomnianej już przeze mnie grupy społecznej prekariatu czy lumpenprekariatu – tak jak był lumpenproletariat u Marksa. Marks pisał o proletariacie i lumpenproletariacie. Przewidywał zresztą pewną rewolucję i w Rosji w 1905 i w 1917 była ta rewolucja. Teraz też jesteśmy w czasach, kiedy te wszystkie kafejkowe korporacje i korporacje związane z komputerami czy z jakimiś usługami hotelarskimi czy taksówkowymi czy inne, niepłacące podatków, powodują utraty miejsc pracy przez ludzi, bo outsourcingują usługi, albo też w ogóle zmienia się profil gospodarki i wielu ludzi pozostaje poza marginesem, co powoduje frustrację. To właśnie widzieliśmy przed wyborem Trumpa i teraz, że jest pewna frustracja i trzeba te problemy naprawić, żeby rozładować napięcia, a nie tak jak widzimy w liberalnych mediach czy w Ameryce czy w Polsce. Mamy te dyżurne „autorytety” i te gadające, nudne głowy, które opowiadają, że Ameryka się skompromitowała, że demokracja się skompromitowała, że Trump to łobuz, a wszyscy, co demonstrują przeciwko Bidenowi, to właściwie są bandyci i łobuzy. To jest uproszczone, infantylne, głupkowate widzenie świata. Są problemy i trzeba je rozwiązać. Czy rozwiąże je Joe Biden? Można wątpić, ponieważ Joe Biden nie ma ani nie ma w sobie charyzmatycznego przywództwa, ani nie jest osobą, która zaprezentowała jakąś wizję poza tymi komunałami o zielonej polityce klimatycznej itd.

Pamiętajmy, że za Obamy też były napięcia i co miesiąc demonstracje w różnych miejscach np. po zastrzeleniu przez białych policjantów Murzynów. Tego było pełno, tylko nie było tych demonstracji tak dużych i takiej energii, ponieważ nikt ich wtedy nie wykorzystywał do większego polaryzowania, bo rządził Obama. Natomiast teraz, za Trumpa, wykorzystano te wszystkie problemy związane chociażby z systemowym rasizmem w Ameryce. Wykorzystano przeciwko Trumpowi, zarzucając mu odpowiedzialność za powstanie tych problemów, a on był tylko ich dziedzicem. Natomiast rasizm jest kolejnym problemem do uberyzacji czy istnienie prekariatu i pauperyzacji ludzi, nierozwiązanym w Ameryce. Te problemy trzeba rozwiązać a nie opowiadać te nudne farmazony, chociażby w TVN-ie te pierdoły, że demokracja się skompromitowała, a Trump jest winny tym wydarzeniom, do których doszło. Pamiętajmy też, że ludzie nie mają odpowiedniej informacji odnośnie do Wisconsin i wyborów, które tam były – tam nie było przekrętów związanych z rejestracją ludzi, było wiele dezinformacji, że mniej ludzi się zarejestrowało niż zagłosowało. Ale to jest nieprawda. Natomiast wydaje się, że zamiast tłumaczeń w amerykańskich mediach głównego nurtu, co się wydarzyło, pokazać materiały, dane, to mamy sytuację jak w Polsce – jedni na drugich naskakują i jest ośmieszanie i opluwanie inaczej myślących. Kiedy Trump przemawiał, to w ogóle media wyłączyły jego przemowę i dały komentarze tych nawiedzonych półgłuptasów, którzy komentowali opacznie czasami jego słowa. To nie jest przykład demokracji, jeśli dziennikarze cenzurują przemawiającego prezydenta, którego wybrała połowa narodu, więc tutaj mamy systemowe problemy. Zamiast wniknąć w źródłowe powody czy źródła tych amerykańskich problemów – społecznych, ekonomicznych, które odpowiadają za te polaryzacje – to mamy trochę zinfantylizowany i uproszczony obraz świata podzielonego na „tych dobrych” i „tych złych”. Na „dobrych” Bidena: uczciwych, porządnych, praworządnych, i „tych złych” – „niepraworządnych”. To jest infantylne widzenie świata, które może tylko sytuację w kolejnych latach pogorszyć, a nie ją rozładować.

Wspomniał pan o tej cenzurze w mediach. Ta cenzura istnieje również niestety w mediach społecznościowych. Do tego dochodzą bardzo silne, radykalne ruchy lewicowe. Mamy BLM, mamy antifę. Na ile ten lęk Amerykanów stojących przy Trumpie jest uzasadniony? Na ile USA stoją w tej chwili u progu lewicowej rewolucji?

Ta lewicowa rewolucja nakłada się na te wszystkie wydarzenia, na powody polaryzacji społecznej, natomiast tego typu lewicowe ideologie, które się pojawiły w Ameryce również wcześniej niż w Polsce, one pogłębiają te podziały i pogarszają sytuację. Zdaje się, że to jest taka trochę nowa religia, która zostaje tutaj przyjęta w sytuacji kryzysu tradycyjnych religii czy też próbowania podważenia tego starego porządku.

W Ameryce w pewnym sensie jest walka z tradycją czy tradycyjnymi religiami i wydaje się, że gender czy tego typu pomysły są pewnego rodzaju próbą zastąpienia religii tradycyjnych sekciarstwem czyli religią poprawności politycznej czy też pewnego rodzaju permisywizmu moralnego. To jest rzecz, która istnieje i która mieszkańców amerykańskiej prowincji przeraża – te nowe, postmodernistyczne ideologie. Ona pogłębia sytuację, dlatego że rozmywa amerykańską tożsamość, która u zarania była związana z religią. Przecież USA to był projekt religijny, protestancki czy purytański, więc jeżeli zaczniemy zwalczać tradycyjne religie czy też wprowadzać nowe pomysły związane z rodziną, pewnymi wartościami, to tak naprawdę rozwalamy społeczeństwo i to się teraz dzieje. Bo skoro to społeczeństwo było kształtowane jako anglo-saksońskie społeczeństwo purytańskie czy protestanckie, z mitologią Johna Winthropa, Smitha, statków, które przyjechały, aby tworzyć „city upon a hill” czyli „miasto na wzgórzu”, jak mówi Ewangelia św. Mateusza, jeśli wyrzucimy to wszystko i zaczniemy wprowadzać Amerykanom jakąś zupełnie obcą i zewnętrzną ideologię, to mamy eksperyment w ramach pewnej inżynierii społecznej, który jest niebezpieczny, bo może nam po prostu rozwalić społeczeństwo. W dodatku jeszcze wpuszczanie imigrantów w ogromnych ilościach powoduje, że tym bardziej ta amerykańska tożsamość rozcieńcza się. Partia Demokratyczna pokazuje jako fenomen i dobrą rzecz, że już ponad 50 kobiet z mniejszości zasiada w amerykańskim Kongresie i to się pokazuje jako sukces. Pytanie, na czym ma polegać ten sukces? Jeżeli w Polsce zrobimy parlament np. z samych ludzi z Nigerii, to czy to byłby sukces? Może sukces tolerancji? Tylko pytanie, czy wtedy Polska będzie Polską z tradycją i tożsamością? To samo jest w Ameryce. Niestety jeśli mamy kult tworzenia mniejszości i tworzenia mniejszości w amerykańskim rządzie i parlamencie z ludzi, którzy poprzyjeżdżali ze świata i którzy być może mają inną wrażliwość na religię i tradycję amerykańską, to musi dojść do rozwalenia społeczeństwa i wydaje się, że proces destrukcji trwa.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Chorzów: Zabawa na lodzie może być naprawdę niebezpieczna!
Następny artykułUM Grudziądz: Darmowe WiFi na terenie miasta