A A+ A++

Ostatni odcinek przed finałem Agentów przygotowuje postacie i widzów na ostateczne pożegnanie i zapewnia, że będziemy tęsknić.

Uwaga na spoilery!

Ostatni raz obejrzeliśmy odcinek Agentów, po którym można spekulować, co stanie się w następnym odcinku bądź sezonie. Będzie to ciężkie pożegnanie, ale już w przedostatnim odcinku (a tak naprawdę przed-przedostatnim, bo finał będzie dwuodcinkowy) twórcy rozpoczynają przygotowania pod to wydarzenie. Kolejny raz postacie pozwalają na utożsamianie się z nimi w kwestii wydarzeń związanych z serialem.

Odcinek rozpoczyna się spojrzeniem na relację sióstr – Daisy i Korę. Kora podejrzanie liczy na współpracę z T.A.R.C.Z.Ą. i zaznacza, że Sybil przewidziała, że Daisy nie zostawi swojej siostry. Prowadzi to do późniejszej motywacji Daisy i reszty drużyny – muszą działać nieprzewidywalnie, aby zmylić obliczenia wieszczki Chronicomów. Daisy zaznacza też ważny dla niej szczegół – ma już siostrę i jest nią Jemma Simmons. Ucieka zatem z przykładnym Sousą z bazy, a następnie dostają niespodziewane pozwolenie na misję od Macka.

Odcinek ten niezwykle mocno skupił się na relacjach pomiędzy postaciami. Dawno nie widzieliśmy tak normalnie dyskutujących Macka i Daisy. Nie o misji, nie o elementach ważnych dla fabuły… a o nich samych. O przyjaźni, o relacjach, o tym, co będzie później – albo czego nie będzie. Mack jest gotowy na koniec. Nie mogą przecież ratować świata i narażać życia w ramach codziennej pracy. Zapewnia, że nie oznacza to jednak końca ich przyjaźni. Gorzej radzi sobie z tym Daisy, która przejawia swoje dawne strachy związane z samotnością i brakiem rodziny. Teraz jest nią dla niej drużyna i boi się, że bez niej nie wie kim jest. Mack jednak wciela się, jak dawniej, w rolę starszego brata Daisy i zapewnia ją, że doskonale wie kim jest. Zaczynają też żartować o relacji Daisy i Sousy. Później Mack popycha Sousę w stronę związku z Daisy i żartobliwie grozi mu, że jeżeli ją kiedykolwiek skrzywdzi, to będzie musiał liczyć się z nim i resztą drużyny. Żartują później także z tego, jak śmiesznie brzmi superbohaterska ksywka Quake.

Te wszystkie momenty były ogromnie przyjemne do oglądania. Były piękne, wzruszające, śmieszne… i naturalne. Widzimy naszych agentów przedostatni raz i twórcy zadbali o to, żebyśmy poczuli się, jakbyśmy naprawdę mieli wkrótce pożegnać się z przyjaciółmi.

Sama Kora nie jest jednak przekonującą postacią. Jej akcje wydają się mało racjonalne, ale być może właśnie mają takie być – w końcu nie jest ona stabilna psychicznie i stanęła ostatnio przeciwko swojej rodzinie i znajomym, jednocześnie będąc wierną Nathanielowi – osobie, która uratowała jej życie, nawet, jeśli nie do końca rozumie jego działań. Wierzy jednak w to, że zabijając poszczególne osoby, można uniknąć wiele cierpień. Albo przynajmniej wierzyła, dopóki nie dowiedziała się, że Nathaniel zabił jej matkę. Co prawda odcinek skończył się na ich pocałunku, ale być może jej planem jest odwrócić jego uwagę. W przeciwnym razie ciężko “lubić” Korę jako postać.

Fabularnie Kora miała za zadanie pomóc Chronicomom w przejęciu Latarni. Jednocześnie zmusiła Coulsona i May do współpracy w innych niż dotychczas rolach – to nie Coulson miał zająć się motywującą przemową, a May, która może do tego dodatkowo użyć swoich nowych empatycznych zdolności. Coulson odkrył za to, że jako świadomy LMD-Chronicom może znacznie więcej i zostaje, jak to nazwała Yo-Yo, geniuszem komputerowym. Czemu Coulson zresztą nie zaprzeczył. Nie udaje im się jednak zupełnie zablokować działań wroga – Latarnia zostaje przejęta, a wszystkie tajne bazy T.A.R.C.Z.Y. na świecie zniszczone. Przy okazji – cieszy ujęcie na Triskellion. Co prawda niszczony, ale zawsze coś.

Malick tym samym próbuje wydobyć z Jemmy, gdzie znajduje się Fitz.

Fitz!

FITZ!

FITZ!

Tak, nareszcie pojawia się Fitz, niestety jedynie w retrospekcjach. Na początku Nathaniel natrafia na fragmenty znane widzom z poprzednich sezonów, ale później dostajemy uzupełnienie historii spomiędzy 6. i 7. sezonu. Fitzsimmons próbują stworzyć wehikuł czasu, ale zastanawiają się, czy nie spędzić trochę czasu razem, pożyć przez chwilę jak normalni ludzie, zwłaszcza ze względu na wyniki krwi… Pierwsze co przychodzi do głowy, to albo ciąża Simmons, albo… choroba śmiertelna Fitza.

Dostajemy także drugą scenę, w której Jemma nie może pogodzić się z myślą o tym, że wbudowane urządzenie do utraty pamięci może w razie konieczności sprawić, że całkowicie zapomni, kim jest Fitz. Krzyczy, że nie chce zapomnieć. Fitz ją uspokaja, aż w końcu znika – został usunięty z jej pamięci, a więc Nathaniel nie ma już dalszego celu szukania go w pamięci Jemmy. Zostawia także w spokoju Deke’a, którego wcześniej torturował, aby zmusić Simmons do gadania. Po wspomnieniu przez Deke’a o Fitzu dowiadujemy się, że Jemma naprawdę zupełnie o nim zapomniała. Nawet kiedy dostajemy Fitza na kilka sekund, jego duet z Simmons szybko potrafi stworzyć wyjątkowo emocjonalną scenę.

Odcinek 11. jest bezpośrednim wstępem do finału. Przygotował nas na zakończenie serialu, na zwieńczenie relacji, na finałowe starcie i na gwarancję chęci znalezienia normalnego życia przez jego bohaterów.

Odcinki 12. i 13. już w ten czwartek.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDow Jones z solidnym wzrostem, w górę akcje Boeinga
Następny artykuł310 tys. zł trafi do Powiatu w w ramach projektu „Małopolska Tarcza Antykryzysowa – Pakiet społeczny. Bezpieczny dom”