A A+ A++

Za trzecim podejściem Sejmowi udało się wybrać kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich. Głosami posłów i posłanek Zjednoczonej Prawicy większość zdobyła kandydatura Piotra Wawrzyka, posła PiS i wiceministra spraw zagranicznych. By Wawrzyk został nowym RPO, potrzebna jest jeszcze zgoda Senatu – co dziś wydaje się mało prawdopodobne. Po co więc PiS ta najpewniej skazana na klęskę kandydatura?

Kandydat desperacji

Zanim odpowiemy na to pytanie, warto odnotować jedną rzecz: Wawrzyk jest pierwszym wybranym przez Sejm kandydatem na RPO, który w momencie wyboru pozostaje członkiem rządu oraz posłem, mogącym zagłosować za swoją kandydaturą – co zresztą zrobił. Pokazuje to, jak rządzący obóz podchodzi do idei niezależnego Rzecznika Praw Obywatelskich, broniącego praw wszystkich obywateli przed nadużyciami władzy – także obecnej.

Czytaj też: „To najbardziej bezkarny duchowny w Polsce”. Tadeusz Rydzyk od 30 lat jest nietykalny

Fakt, że ministra Wawrzyka wystawiono dopiero przy trzecim podejściu do wyboru RPO, może też sugerować, że jest on kandydatem desperacji. Rekomendowanym na urząd nie ze względu na swoje wyróżniające się kompetencje, ale dlatego, że rządząca partia nie była w stanie znaleźć żadnego innego lepszego kandydata.

Piotr Wawrzyk jest co prawda doktorem habilitowanym prawa, związanym z jedną z najlepszych uczelni w kraju, Uniwersytetem Warszawskim. Przy okazji rozprawy habilitacyjnej pojawiły się oskarżenia o przekopiowanie rozdziału pracy własnej studentki – ostatecznie nie przeszkodziły one jednak politykowi w uzyskaniu tytułu.

Jako akademicki prawnik Piotr Wawrzyk nigdy nie zajmował się jednak ochroną praw człowieka – to nie jego dziedzina eksperckiej wiedzy. Habilitację pisał na temat współpracy państw Unii Europejskiej w zwalczaniu przestępczości międzynarodowej. I to właśnie prawo europejskie oraz współpraca państw UE w jego egzekwowaniu stanowi podstawowy obszar pracy Piotra Wawrzyka jako naukowca – średnio pokrywający się z tematami, które leżą w gestii RPO.

Czytaj także: Publiczne pieniądze płyną do Don Tadeo. Rząd PiS wpompował w biznesy Rydzyka już 220 milionów

Po miesiącach poszukiwań – kadencja Adama Bodnara formalnie skończyła się we wrześniu 2019 – PiS nie był w stanie znaleźć żadnego kandydata ze znaczącym dorobkiem w dziedzinie praw człowieka, czy to teoretycznym, czy praktycznym. Kogoś, kto miałby autorytet w środowisku prawniczym i dałby się sprzedać politycznie przynajmniej części opozycji, jako niezależny ekspert. To pokazuje, jak krótka jest ławka rządzącej formacji. Z jej własnej winy. Rządząca partia nie szuka bowiem wśród ekspertów sojuszników, ludzi, z którymi wspólnie można zmieniać Polskę na lepsze na partnerskich zasadach, tylko wykonawców partyjnych poleceń. Postaci w rodzaju prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Prawie nikt z realnym dorobkiem, pozycją zawodową i szacunkiem do siebie nie będzie się pisał na taki model współpracy.

W Senacie to raczej nie przejdzie

Jakiś konsensus z opozycją jest tymczasem konieczny, bo do wyboru na RPO kandydat namaszczony przez Sejm potrzebuje jeszcze zgody Senatu. A tam PiS nie ma większości. Wawrzyk przed 2015 rokiem był związany z Polskim Stronnictwem Ludowym. Po jego nominacji spekulowano, czy nie doszło do jakiegoś porozumienia z Ludowcami. Zwłaszcza że ci wyłamali się z opozycyjnego frontu popierającego na stanowisko RPO Zuzannę Rudzińską-Bluszcz i wspólnie z Konfederacją wystawili swojego kandydata – konserwatywnego liberała Roberta Gwiazdowskiego, przez lata kojarzonego z wyraziście wolnorynkowym Centrum im. Adama Smitha. Komentatorzy zastanawiali się, jak Ludowcy zachowają się po pewnej klęsce ich kandydata. Czy nie dadzą się jednak skusić Kaczyńskiemu?

Czytaj też: Kaczyński chciałby przykręcić śrubę Polakom. Ale maszyna PiS się zacięła

Przeciw Wawrzykowi głosowało jednak 22 z 23 posłów z klubu PSL-Koalicja Polska. Czy podobnie będzie w Senacie? PSL ma trzech senatorów, dokładnie tylu, ilu liczący 48 senatorów klub PiS potrzebuje do większości. Gdyby Kaczyńskiemu udało się wybrać Wawrzyka głosami Ludowców, byłby to – z jego punktu widzenia – polityczny majstersztyk. PiS zyskałby w ten sposób nie tylko kolejny konstytucyjny urząd – poza Senatem w zasadzie ostatni niepoddany jego kontroli – ale także podważył jedność senackiego paktu. A to kontrola Senatu przez opozycję szczególnie ciąży Kaczyńskiemu w tej kadencji.

Prezes Ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, zapowiada, że poparcia dla Wawrzyka w Senacie nie będzie. Złośliwie przypomina, że pamięta prawnika z UW jako polityka posłusznie wykonującego polecenia. Co na stanowisku takim, jak Rzecznik Praw Obywatelskich, wymagającym sporej niezależności i zdolności do postawienia się rządzącym, nie jest szczególnie pożądaną cechą. Trudno też uwierzyć, by skonfliktowani z PiS i Kaczyńskim tacy senatorowie PSL, jak Michał Kamiński, chcieli dać liderowi rządzącego obozu zwycięstwo w tak politycznie ważkiej sprawie jak nowy RPO i przyszłość senackiej większości. Kaczyński może jeszcze teoretycznie sięgnąć po głosy trzech senatorów niezależnych, ale prawdopodobieństwo, że Wawrzyk zdobędzie poparcie Senatu należy ocenić jako niewysokie.

Chodzi o to, by dać podkładkę Przyłębskiej?

Być może o to właśnie PiS chodzi – by Wawrzyk padł w Senacie. Taki scenariusz daje bowiem jakąś polityczną odsłonę dla wygaszenia urzędu niezależnego RPO przez Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej. A do tego PiS wydaje się przygotowywać już od jakiego czasu. W Trybunale leży wniosek, domagający się uznania za niekonstytucyjny zapisu, zgodnie z którym w sytuacji, gdy Sejm i Senat nie mogą wybrać nowego RPO, dotychczasowy pozostaje pełniącym obowiązki. Rozprawa w tej sprawie jest ciągle przesuwana.

Jeśli Wawrzyk padnie w Senacie, PiS będzie mógł powiedzieć: „Próbowaliśmy, Senat nastawiony jest na totalną obstrukcję, nie możemy wybrać nowego rzecznika. A nie może być tak, by ponad pół roku po upływie swojej kadencji urząd pełnił poprzedni, Trybunał musi rozwiązać ten problem”. Nikogo to nie przekona po stronie zaangażowanych sympatyków opozycji, ale uspokoi część elektoratu, który miałby problem ze zbyt twardym „trybunalskim” przejęciem urzędu RPO.

Z taką podkładką Przyłębska i jej sędziowie najpewniej orzekną, że przepis umożliwiający Bodnarowi pełnienie funkcji jest niekonstytucyjny. Wtedy Sejm uchwali nowelę do ustawy o RPO, stanowiącą, że gdy nie udaje się wybrać Rzecznika, pełniącego obowiązki wyznacza Sejm. Albo prezydent. Normalny Trybunał Konstytucyjny obaliłby ją jako oczywiście niekonstytucyjną – gdyż takie przepisy faktycznie odbierałaby konstytucyjną prerogatywę Senatowi – ale wiemy, jak jest w Polsce z sądownictwem konstytucyjnym.

Jak się nie potoczy dalsza kariera samego Piotra Wawrzyka, najpewniej w najbliższych miesiącach pożegnamy się na dobre kilka lat z niezależnym, realnie broniącym obywateli przed nadużyciami władzy urzędem Rzecznika Praw Obywatelskich.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKomorowski o powrocie Tuska: Trochę byłoby go szkoda na ten kociołek krajowy
Następny artykułStado saren w parku, przemarznięty uciekinier i bezdomny Łotysz odmawiający pomocy. Interwencje straży miejskiej