fot. ©Bettini Photo – Imola2020
Michał Kwiatkowski, pomimo dobrej jazdy biało-czerwonej reprezentacji, w sobotnim wyścigu szosowym o olimpijskie medale zajął ostatecznie 11. miejsce. Jak sam przyznał w wywiadzie udzielonym tuż po przekroczeniu mety, niedosyt pozostał.
Choć Michał Kwiatkowski nie był wymieniany w gronie największych faworytów sobotniego wyścigu w Tokio, to na pewno nie pozostawał bez szans na walkę o medale. Wymagająca trasa zdawała się mu odpowiadać, a kilometry podjazdów przejechane na dopiero co zakończonym Tour de France stanowiły dobre przygotowanie do takiego wyzwania.
Przez znaczną część wyścigu polska reprezentacja, jadąca w składzie: Michał Kwiatkowski, Rafał Majka i Maciej Bodnar, obecna była w czubie peletonu. Mimo bardzo trudnych warunków pogodowych, w jakich przyszło dziś ścigać się kolarzom, koledzy zrobili dla Kwiatkowskiego wszystko, by ten w kluczowym momencie był z przodu i mógł reagować na rozwój sytuacji.
Gdy wyścig wkroczył w decydująca fazę i rozpoczęły się ataki, “Kwiato” jechał czujnie. To za jego sprawą czołówka połączyła się tuż przed szczytem ostatniego z podjazdów, Mikuni. Dociągnął on pozostałych zawodników do atakującego wcześniej Tadeja Pogacara, co z całą pewnością kosztowało go wiele sił.
Kwiatkowski, zdając sobie sprawę, że przy finiszu z grupy szanse na zwycięstwo będą znacznie mniejsze, kilkukrotnie podejmował próby ataków – były one jednak bezskuteczne. Ostatecznie przekroczył on linię mety na 11. pozycji.
Co mogę powiedzieć? Możemy sporo gdybać. Zrobiliśmy co należało. Podziękowanie dla całej ekipy i obsługi. Przygotowania do tego startu było kluczowe. Wszystkie bufety i nawadnianie się to była dziś kluczowa rzecz. Sami chłopacy, mówię tu o “Bodku” i Rafale, chapeau za to co dziś robili, bo ja w komforcie przejechałem sobie do decydującego podjazdu, gdzie grupa faworytów odjechała
– mówił Kwiatkowski w rozmowie z “TVP Sport” przeprowadzonej na mecie.
Na tym ostatnim podjeździe czułem się naprawdę nieźle, natomiast miałem świadomość, że niekoniecznie najsilniejszy tego dnia wygra. Trzeba było więc mądrze atakować gdzieś tam wcześniej na płaskim, gdzie przewagi nie budowałoby się siłą, a po prostu jadący z tyłu zawodnicy odpuściliby akcję. I tak właśnie odjechał Carapaz z McNultym. Odskoczyli w momencie, w którym nikt nie chciał tego gonić i zdobyli komfortową przewagę, którą Richard – z piekielnie mocnymi nogami – wykorzystał
Na twarzy lidera polskiej reprezentacji malowało się wyraźne rozczarowanie osiągniętym wynikiem. Choć jechał on aktywnie i szukał swojej szansy na odjazd od rywali, nie udało mu się osiągnąć celu, który wydawał się być na wyciągnięcie ręki. Nic więc dziwnego, że tuż po finiszu odczuwał on niedosyt.
Ja na pewno chciałem dojechać na końcówkę z dziesięcioma kolarzami, bo to byłoby naprawdę trudne. Zresztą wszyscy zdawali sobie sprawę, że trzeba szukać swoich szans wcześniej i ja też szukałem natomiast… czasu nie cofnę i tyle
– podsumował.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS