Konsekwencje pożaru składowiska odpadów w Kutnie, awans w bólach Widzewa do 1 ligi, wzrost zakażeń koronawirusem – to tylko niektóre tematy, o których informowaliśmy w Radiu Łódź w minionym tygodniu. Najciekawsze wydarzenia ostatnich dni zebrał i podsumował Krzysztof Zimoch.
Zaczynamy od tego co wydarzyło się w zeszłą sobotę w Kutnie. Minął tydzień od pożaru na składowisku odpadów niebezpiecznych przy ulicy Majdany 10 i nadal nie ma decyzji o wszczęciu śledztwa w tej sprawie. Z żywiołem któy wybuchł w sobotę po południu walczyło ponad 100 strażaków z kilku powiatów.
Według Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Skierniewicach decyzja na gospodarowanie odpadami w tym miejscu już dawno wygasła. Szef prokuratury rejonowej w Kutnie Piotr Helman powiedział że zakończyły się oględziny miejsca gdzie wybuchł pożar. – Formalnie śledztwo nie zostało jeszcze wszczęte. Wykonywane są na razie czynności przed wszczęciem śledztwa – oględziny z udziałem biegłego. Na tę chwilę dwie najbardziej prawdopodobne wersje to podpalenie, albo samozapłon w wyniku uszkodzenia przechowywanych zbiorników – dodaje Piotr Helman.
W kutnowskim magistracie odbyła się specjalna konferencja prasowa władz miasta i straży pożarnej. Dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Kutna, st. kpt Mariusz Jagodziński przypomniał, że na składowisku było już kilka pożarów. – Pierwszy pożar był w 2015 roku i to był też trudny pożar. Byliśmy tam też rok później, kiedy paliło się duże składowisko. Kolejne dwa zdarzenia to były rozszczelnienia zbiorników. Pod wiatą magazynową mieliśmy tam pożar w czerwcu 2020 roku – dodał.
Wiceprezydent Kutna Jacek Boczkaja tłumaczył, że miasto nie ma żadnego wpływu na to, co dzieje się przy ulicy Majdany 10, ale – mimo to – od kilku lat reaguje, i próbuje zwrócić uwagę innych urzędów na ten problem. – Prezydent miasta nie ma tu żadnych kompetencji. My jednak nie pozostawaliśmy bierni w tej sprawie. Widzieliśmy co tam się dzieje. W związku z tym uważaliśmy, że należy wreszcie skierować sprawę do prokuratury 28 czerwca 2016 roku zostało przez prezydenta miasta złożone zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Kutnie.
Kutnowska prokuratura wszczęła śledztwo, które przejęła Prokuratura Okręgowa w Łodzi. To śledztwo nadal trwa, a zarzuty składowania odpadów niebezpiecznych na początku roku usłyszeli właściciele składowiska. Grozi im do 8 lat więzienia. Mają też zakaz na prowadzenie działalności związanej z odpadami.
Sprawa jest poważna, bo jak mówi kierownik WIOŚ w Skierniewicach, Marzena Sokołowska teren, na którym znajdują się odpady jest nieodpowiednio zabezpieczony. – Organy właściwe w przypadku kutnowskiego składowiska to marszałek województwa i częściowo starosta – tłumaczy Sokołowska.
Te organy wydały decyzje na gospodarowanie odpadami, a decyzje już nie są ważne. Inspektorat wystąpił do samorządów o podjęcie działań wobec właściciela terenu, z artykułu 26a Ustawy o Odpadach. – Ten artykuł mówi o tym, że jeśli jest zagrożenie dla środowiska – a w tym wypadku jest dla zdrowia, życia i dla środowiska – organ właściwy ma podjąć działania polegające na usunięciu tych odpadów. Właściwym jest marszałek i częściowo starosta – wyjaśnia Sokołowska.
Starosta Kutnowski Daniel Kowalik nie ukrywa, że podjął działania już w 2018 roku. Wtedy wycofał decyzję na składowanie tam odpadów, i zabezpieczył teren, na który ta decyzja była wcześniej wydana. Starosta dodał, że była też druga decyzja wydana w 2016 roku przez ówczesnego marszałka województwa łódzkiego. – Ta decyzja wygasła w 2016 roku i od tego momentu odpowiedzialny za to jest organ, który tę decyzję wydał. W tym wypadku to marszałek województwa łódzkiego. W dbałości o zdrowie mieszkańców chcemy uprzątnąć tę część odpadów, na którą my wydaliśmy pozwolenie. Nie martwimy się na tę chwilę o to, kiedy właściciel odda nam pieniądze za uprzątnięcie tego terenu.
Magdalena Kontowicz z departamentu Rolnictwa i Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego ma jednak inne zdanie niż starosta kutnowski. – Obowiązek egzekucji decyzji w zakresie gospodarki odpadami, pozostaje zawsze obowiązkiem organów, które wydawały decyzję na działalność danego podmiotu na danym terenie. W tym przypadku obowiązek dotyczący posprzątania odpadów popożarowych należy do starosty. Jeśli chodzi o decyzję marszałka województwa łódzkiego, to ona straciła ważność w 2016 roku, w związku z czym nie można o tym mówić, że jest jakaś kompetencja marszałka w tym temacie. Tym bardziej, że przedsiębiorca nie występował do marszałka województwa łódzkiego o ponowną decyzję. Te odpady musi posprzątać starosta kutnowski – przekonuje Kontowicz.
Nasz reporter próbował skontaktować się z właścicielem składowiska – bezskutecznie.
Miejsce składowania odpadów w Kutnie liczy 5 tysięcy ton.
Czytaj także: Pożar składowiska odpadów niebezpiecznych w Kutnie. Strażacy skończyli dogaszanie pogorzeliska
Gościem Radia Łódź i TVP3 Łódź był dyrektor Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi – Artur Owczarek. Wojciech Muzal rozmawiał z nim m.in. o problemie pożarów wysypisk.
Teraz o sytuacji epidemicznej. W tym tygodniu odnotowaliśmy rekordowe liczby zdiagnozowanych zakażeń Covid-19 w Polsce. Najpierw w czwartek ministerstwo zdrowia poinformowało o 615 zakażeniach, a w piątek rekord został pobity 657 nowych przypadków – tylu zakażeń w ciągu doby nie było w kraju od początku pandemii. Do 31 lipca w województwie łódzkim było 3980 z dodatnimy wynikiem na sars cov2. Dane mogą i nawet powinny nas, jeśli nie zaniepokoić to wytężyć naszą ostrożność.
Przebieg epidemii jest w naszych rękach, należy bezwzględnie używać maseczki w ogólnodostępnych pomieszczeniach, odkażać ręce i zachowywać dystans społeczny – przekonywała w Radiu Łódź profesor Anna Piekarska. Liczba zakażeń w Łódzkiem jest na stosunkowo niskim poziomie ale możemy spodziewać się kolejnej fali zakażeń.
– Mamy tylko chwilę oddechu. Poprzednie nasze doświadczenia pokazują, że te chwilowe spadki liczby zakażeń, niczego nie oznaczają. Bo po takim chwilowym spadku mamy kolejny wybuch i mamy kolejne setki osób zakażonych – mówi Anna Piekarska.
Profesor Piekarska mówi, że możemy uniknąć kolejnego lockdownu, czyli nakazu pozostania w domach pod warunkiem zachowania zasad higieny.
Czytaj: Rekordowa liczba 658 nowych zakażeń w Polsce, w tym 42 w województwie łódzkim [RAPORT]
Tymczasem w województwie łódzkim do normalnego trybu wracają szpitale, które do tej pory z konieczności pandemii były jednoimienne – tak jak placówka w Zgierzu.
Od sierpnia w szpitalu jednoimiennym w Zgierzu, rozpocznie się stopniowy powrót do przyjmowania wszystkich pacjentów, z zachowaniem gotowości do leczenia pacjentów z koronawirusem.
Pacjenci z koronawirusem zostaną przeniesieni do dawnej części szpitala psychiatrycznego. W sierpniu szpital zostanie odnowiony i przygotowany na przyjęcie wszystkich pacjentów
A jak wygląda sytuacja zabiegów planowych? Anna Leder, rzeczniczka NFZ informuje, że szpitale w województwie wykonują takie zabiegi bez przeszkód. – Planowane zabiegi zostały przywrócone. Odbywają się zabiegi usunięcia zaćmy, wymiany stawów biodrowych. Są planowe przyjęcia w szpitalach oraz poradniach specjalistycznych.
Teleporady są zalecaną formą pierwszego kontaktu z lekarzem – następnie specjaliści mogą przyjmować pacjentów w swoich gabinetach. NFZ zachęca do korzystania z całodobowej infolinii, która odpowiada na pytania “gdzie mam się leczyć?” i “jaki jest najkrótszy termin do lekarza specjalisty”.
Jeśli szukamy specjalisty ortopedy to najlepiej byłoby się wybrać do…Rawy Mazowieckiej. Tamtejszy szpital uruchomił nową specjalizację – chirurgię ręki. Ortopedzi przyjmują z urazami górnych kończyn bezpłatnie, nie trzeba również czekać w długich kolejkach.
Czytaj: Na chirurgię ręki w Rawie Mazowieckiej bez kolejki
Rawski szpital już w lutym rozszerzył swą ofertę o chirurgię ręki, niestety dwa tygodnie później pandemia koronawirusa uniemożliwiła normalną pracę całej placówki. Teraz przyjęcia znów odbywają się planowo – mówi dyrektor szpitala Małgorzata Leszczyńska. – Mamy ortopedę, który zajmuje się tą częścią ciała. Specjalista przyjmuje w poradni ortopedycznej na NFZ, czyli bezpłatnie. Przy takiej wizycie w poradni ortopedycznej, lekarz może wychwycić przypadki, które są pilne do zabiegów operacyjnych, na które pacjenci czasami czekają kilka tygodni, jak nie miesięcy – zapewnia Leszczyńska.
W dzisiejszych czasach wady ręki to jedne z najczęstszych schorzeń ortopedycznych. Wynikają m.in. z pracy przy komputerze. Epidemia i praca zdalna spowodowały, że przypadków różnych tego typu dolegliwości jest coraz więcej. Kłopoty mają m.in. nauczyciele, których koronawirus zmusił do pracy przed komputerem – zaznacza Anna Janus, nauczyciel i wykładowca akademicki. – Zapewne każdy, kto doświadczył kilkunastogodzinnego nauczania zdalnego, wie o czym mowa. A niestety czasami były takie dni, że sprowadzało się to do kilkunastu godzin przy komputerze, bo oczywiście do lekcji trzeba się przygotować. No to teraz na pewno przydałaby się taka ortopedyczna konsultacja – dodaje Janus.
Pacjenci, którzy chcieliby skonsultować dolegliwości ręki u specjalisty w ramach umowy NFZ, powinni mieć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Ze skierowaniem należy zgłosić się do Poradni Ortopedycznej SPZOZ w Rawie Mazowieckiej.
Widzew Łódź po 5 latach przerwy wraca do I ligi. Jednak okoliczności awansu są dla klubu z alei Piłsudskiego mocno zawstydzające – bowiem to nie efektowna gra widzewiaków o tym zadecydowała a korzystne rezultaty innych II-ligowych drużyn. Co podkreślał zresztą sam prezes PZPN, legenda Widzewa – Zbigniew Boniek
Zbigniew Boniek dla Radia Łódź o awansie Widzewa
Widzew w ostatnim meczu sezonu przegrał u siebie ze Zniczem Pruszków 0:1.
Po meczu część rozwścieczonych fanów Widzewa pobiegła do piłkarzy. Niecenzuralne słowa, które wcześniej słychać było z trybun, gracze usłyszeli prosto w twarz. Kibice wydzierali też piłkarzom koszulki, w kilku przypadkach było to zdzieranie ich z uciekających zawodników.
Na utarczkach słownych się nie skończyło. Według relacji dziennikarskich i kibicowskich, ucierpieć mieli m.in. Robert Prochownik i Adam Radwański, choć ten drugi na zdjęciach publikowanych z szatni przez piłkarzy w mediach społecznościowych nie wyglądał na rannego.
Czytaj: Awans do Fortuna 1. Ligi to za mało. Widzew znów zmienia trenera
To był kompromitujący koniec tego słabego sezonu – podkreślał prezes łódzkiego związku piłki nożnej Adam Kaźmierczak. – Skandal to właściwe słowo do opisania zachowania tej garstki osób. Dziwi fakt, że dotknęło ono w największym stopniu młodego piłkarza, który w klubie pojawił się pół roku temu i rozegrał 50 min na poziomie 1 ligi. To nie powinno mieć miejsca – powiedział.
Wracając do sytuacji w Widzewie. Po tym wstydliwym awansie z posadą trenera pożegnał się Marcin Kaczmarek. We wtorek odbyło się walne zgromadzenie stowarzyszenia RTS, które wybrało nowego szkoleniowca. Został nim Albańczak Enkeleid Dobi były trener drugoligowego Górnika Polkowice. 45- letni szkoleniowiec podpisał roczny kontrakt.
Albańczyk jako piłkarz grał m.in. w Zagłębiu Lubin i Górniku Zabrze. Na koncie ma też sześć występów i jednego gola w reprezentacji swojego kraju. Występował jako napastnik lub ofensywny pomocnik.
Początek jego kariery trenerskiej pokazuje, że uwielbienie do gry ofensywnej mu pozostało. Wprowadził Górnika Polkowice do II ligi. W minionym sezonie beniaminek był drugą drużyną pod względem liczby strzelonych goli. Więcej trafień zaliczyli tylko… widzewiacy, którzy jednak wiosną byli krytykowani za mało ofensywną grę. Teraz ma się to zmienić. Spotkania “czerwono-biało-czerwonych” to mają być prawdziwe spektakle dla kibiców. – Chcemy futbolu na tak – zapowiedziała prezes Pajączek. – Chcę, żeby kibice cieszyli się z tego, jak drużyna będzie grała. Mój styl jest taki, żeby strzelić jedną bramkę więcej niż przeciwnik. Chcę, żebyśmy byli drużyną dominującą, chcemy grać w piłkę, efektownie. Musi być konsekwencja i ofensywna, i defensywna, choć jak chcesz grać ofensywnie, czasami odbywa się to kosztem defensywy – nie ukrywał nowy szkoleniowiec.
Czytaj: Enkeleid Dobi trenerem Widzewa [ZDJĘCIA]
Sezon w I lidze startuje w ostatni weekend sierpnia.
Nie tylko w Widzewie było burzowo w tym tygodniu. We wtorek późnym wieczorem nad województwem łódzkim przeszły wichury, którym towarzyszyły grzmoty, a nawet grad. Strażacy interweniowali 190 razy. Najwięcej szkód pogoda wyrządziła w powiecie wieluńskim.
20 zerwanych dachów, ponad 80 interwencji, uszkodzone linie energetyczne, zalegające na drogach konary i gałęzie – to skutki wieczornych wichur w okolicach Wielunia. W gminach Pątnów, Biała i Wierzchlas nawałnice wyrządziły największe w skali kraju szkody.
Cudem udało się uniknąć nieszczęścia. Jest uszkodzony samochód i kombajn. Drzewo spadło na pojazd w momencie, kiedy przebywał w nim właściciel – wymieniał obecny w nocy na miejscu zniszczeń wójt gminy Wierzchlas Leszek Gierczyk. – Trzymałem drzwi w garażu. Cały szczyt budynku zerwało. Złamało wielką gruszę – to już pan Marek, oprowadzający naszego reportera po zniszczonym gospodarstwie.
Na szczęście po wtorkowych wichurach nie było ofiar śmiertelnych ani poważnie rannych, natomiast przez kilka godzin bez prądu pozostawało około 15 tysięcy mieszkańców. Najwięcej awarii zanotowano w powiatach piotrkowskim, bełchatowskim i zgierskim.
Kto zapłaci za budowę węzła na drodze ekspresowej S14 przy łódzkim Teofilowie? Podczas ostatniej kampanii premier Mateusz Morawiecki zadeklarował sfinansowanie tych prac z budżetu państwa. Teraz okazuje się, że połowę kosztów węzła wraz z prowadzącymi do niego drogami mają pokryć Łódź i Aleksandrów Łódzki – mówił o tym w poniedziałek wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda.
– Oczywiście ten węzeł będzie, chociaż wiele zależy od miasta, bo my wyszliśmy z konkretną ofertą. Sam węzeł zostanie zbudowany przez wykonawcę wyłonionego przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, natomiast do węzła muszą być doprowadzone kompatybilne dojazdy, i to będzie leżało po stronie miast, Łodzi i Aleksandrowa Łódzkiego. My po swojej stronie będziemy te prace wykonywać, mam nadzieję, że miasto również stanie na wysokości zadania i te elementy, które leżą po ich stronie, wykona – wyjaśnia.
Wiceminister Waldemar Buda dodaje, że podczas spotkania wicepremiera Piotra Glińskiego i ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka z prezydent Łodzi Hanną Zdanowską padły deklaracje wskazujące, że miasto miało wziąć na siebie część, dotyczącą dojazdów do węzłów. – Mam nadzieję, że to zostanie zrealizowane, bo my zamierzamy się wywiązać ze zobowiązań, podjętych przez siebie – dodaje Waldemar Buda.
Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi, który był świadkiem rozmowy między Hanną Zdanowską i ministrami Piotrem Glińskim i Andrzejem Adamczykiem mówi, że ustalono wówczas, iż miasto sfinansuje dojazdy do węzła pod warunkiem, że Urząd Marszałkowski pomoże Łodzi sfinansować inne inwestycje, na które wcześniej zaplanowano środki. – Takie spotkanie z panem marszałkiem (Grzegorzem Schreiberem) się odbyło, niestety do dziś nie ma żadnej odpowiedzi – czy i co pan marszałek sfinansuje.
Rzeczniczka marszałka województwa łódzkiego Magdalena Kamińska wyjaśnia z kolei, że podczas spotkania marszałka Grzegorza Schreibera z prezydent Hanną Zdanowską rozmawiano na wiele tematów, natomiast do tej pory do Urzędu Marszałkowskiego nie trafił żaden wniosek dotyczący zwiększenia dofinansowania środków unijnych. – Trudno więc mówić o rozpatrywaniu wniosków, skoro żaden wniosek do tej pory się w Urzędzie nie pojawił.
Dyrektor Departamentu Architektury i Rozwoju UMŁ Robert Kolczyński twierdzi, że nie trzeba pisać nowych wniosków do Urzędu Marszałkowskiego. – Nie planowaliśmy takich wydatków w budżecie, S14 od lat była projektowana jako inwestycja centralna, w związku z tym nie uwzględnialiśmy tego i nie mamy wolnych środków. Pani prezydent znalazła rozwiązanie, aby Urząd Marszałkowski na obecnie realizowanych projektach unijnych zwiększył poziom dofinansowania, zgodnie z przepisami. M.in. na rewitalizacji czy projektach termomodernizacyjnych.
Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury mówi, że sprawa jest jeszcze otwarta. – Wstępne szacunki pokazują, że będzie to kosztowało ok. 50 mln zł dla każdej ze stron. Natomiast ostateczne decyzje w sprawie warunków realizacji tego węzła jeszcze nie zapadły.
Zakończenie prac na południowym odcinku S14 – od węzła Lublinek do węzła Teofilów – planowane jest w grudniu 2021 roku.
Zobacz też: Pierwszy odcinek S14 powstanie szybciej? [ZDJĘCIA]
Nawet milion pszczół padło w jednej z pasiek w Bieżywodach w gminie Czarnocin w powiecie piotrkowskim. Co się stało? Nie wiadomo. Prawdopodobny powód to zatrucie chemiczne środkami używanymi w rolnictwie. Wójt gminy powołał specjalną komisję do oszacowania strat.
Jej członkinią była Aneta Kosiorek, urzędniczka z Czarnocina. To, co zobaczyła na miejscu, zrobiło na niej duże wrażenie. – Ilości pszczół, które leżały przy ulach w okolicy przeraziły nas najbardziej. Na miejscu stwierdziliśmy, że przy wlocie do uli leżą martwe pszczoły, a padłe owady są także na okolicznych polach i plantacjach – mówi urzędniczka.
W sumie padły 34 pszczele rodziny. Prawdopodobną przyczyną była chemia stosowana w rolnictwie. Szef lokalnego koła pszczelarzy Kazimierz Winciorek, który jest pszczelarzem przyznaje, że czegoś takiego jeszcze nie widział. Dodaje, że to duża strata dla właściciela. – Pszczoły przechodzą kilka cykli. Jak się młoda pszczoła wygryzie z plastra, to ona się zajmuje sprzątaniem ula. Potem karmieniem następnego pokolenia i dopiero końcowa faza to jest praca w polu. No i te, które pracowały w polu i chodziły na dany pożytek padły. I potrzeba ileś czasu, żeby to się odbudowało. Ten sezon dla pszczelarza jest raczej stracony – mówi Kazimierz Winciorek.
Właściciel pasieki nie chciał rozmawiać z mediami. Pszczoły zostały zebrane, pobrano też próbki gleby. Prawdopodobnie zostaną przekazane do badania. Wójt gminy Czarnocin wystosował apel do rolników o umiejętne korzystanie ze środków ochrony roślin. Został on zamieszczony w mediach społecznościowych i na miejskiej tablicy ogłoszeń. Jest także odczytywany w ogłoszeniach parafialnych w miejscowym kościele.
Mieszkańcy podpabianickich Porszewic i okolic protestują przeciwko budowie kopalni piasku. Odkrywka ma powstać w sąsiedztwie Uroczyska Porszewice i cmentarza z czasów pierwszej wojny światowej, na terenie, który prywatny inwestor wydzierżawił od Archidiecezji Łódzkiej. Zdaniem protestujących, budowa kopalni obniży poziom wód gruntowych i doprowadzi do uschnięcia drzew w pobliskim lesie, a hałas – przepłoszy zwierzęta. Mieszkańcy krytykują też decyzję wójta, który wydał zgodę środowiskową dla inwestycji bez przeprowadzenia oceny oddziaływania kopalni na środowisko i bez konsultacji społecznych.
O sprawie informowaliśmy na początku czerwca – czy od tej pory coś się zmieniło?
Sprawa kopalni piasku zjednoczyła mieszańców, którzy systematycznie sprawdzają dokumentację przyszłej odkrywki, wertują ustawy i piszą pisma do różnych instytucji związanych z tematem kopalni. Urząd Marszałkowski, na razie odmówił wydania koncesji na kopalnie Porszewice I, ale nie wiadomo, czy inwestor odwoła się od tej decyzji.
– Poprosiłam urząd o kopię tej decyzji i dokumenty, które składał inwestor, bo kluczowe jest też to, z jakiego powodu nie dostał tej zgody. Powinnam je dostać odpowiedź lada dzień – mówi posłanka Paulina Matysiak, którą stowarzyszenie poprosiło o wsparcie.
Korzystne dla mieszkańców jest też pismo, które do Urzędu Marszałkowskiego skierowało Nadleśnictwo Grotniki. Pytając o to, na jakim etapie są prace związane z kopalnią, nadleśnictwo krytycznie odniosło się do inwestycji, pisząc o możliwych skutkach dla przyrody. W odpowiedzi Urząd Marszałkowski napisał, że nie są stroną w postępowaniu.
Jednak z argumentami mieszkańców i Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, który jest stroną w sprawie, nie zgodziło się Samorządowe Kolegium Odwoławcze. SKO uznało, że podejmując decyzję o nieprzeprowadzeniu oceny oddziaływania kopalni na środowisko Wójt gminy Pabianice nie dopuścił się rażącego naruszenia prawa. Nie zgadza się z tym adwokat współpracujący z mieszkańcami Wojciech Wiśniewski – Biorąc pod uwagę sekwencję wydawania tych decyzji można doszukiwać się rażącego naruszenia prawa po stronie wójta, chociażby dlatego, że mieszkańcy nie mieli możliwości wypowiedzenia się na temat tej inwestycji.
RDOŚ zakwestionował też zgodę wójta na wycięcie 1500 drzew. SKO uznało, że wójt faktycznie nie mógł jej wydać, ale dlatego, że nie była potrzebna. SKO pominęło część informacji o planie budowy kopalni i uznało, że kuria chciała tylko przywrócić ten teren do działalności rolniczej, a na to zgody wójta nie musiałaby pozyskać.
Wójt Marcin Wieczorek cieszy się z rozstrzygnięcia kolegium i utrzymuje, że postąpił zgodnie z prawem, posiłkując się opinią Sanepidu i Wód Polskich. Jednak postępowanie dotyczące decyzji środowiskowej zostało wznowione, bo do wójta zgłosiła się osoba, która mieszka w bezpośrednim sąsiedztwie przyszłej odkrywki, a jej zdanie nie zostało wcześniej dopuszczone. Protestujący mówią, że poza przewidywaną szkodą dla środowiska najbardziej boli ich brak konsultacji społecznych takiej inwestycji. Mimo, że odbywa się na terenie prywatnym, ma oddziaływać na, publiczne już, otoczenie.
Inwestor na razie nie komentuje sprawy i czeka na ostateczne rozstrzygnięcia sądów i urzędów. Z kolei będąca właścicielem terenu kuria podkreśla, że nie interesuje jej dziura w ziemi, która miałaby pozostać w Porszewicach na lata. W planach wydobycie miałoby potrwać ok. 3 lat, a teren miałby być zrekultywowany. Wcześniej czy później kuria chce tam zrobić przestrzeń rekreacyjną. – Nawet z wójtem umawialiśmy się na zrobienie boiska, skejtparku itd – mówi ksiądz ekonom Tomasz Bartczak.
Pod planowaną inwestycję wycięto już 10 ha drzew i wyrównano teren. Na działkach stoi też waga i tabliczka z nazwą Zakład Górniczy. Porszewice I.
Posłuchaj też reportażu Magdaleny Dąbek “Las czy nie las?”
Na ostateczne rozstrzygnięcie sprawy kopalni czeka inwestor, czekają mieszkańcy. O ostatecznym rozstrzygnięciu sprawy będziemy informować, gdy tylko sprawa znajdzie swój finał.
Dodajmy jeszcze, że na terenie wyciętych zostało 1500 drzew. Zgodę wydał wójt – Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska zakwestionowała tę jego decyzję.
Czytaj: Wyniki egzaminu ósmoklasisty – łodzianie ponad średnią krajową
Najlepiej poszedł język polski, najsłabiej matematyka. Poznaliśmy wyniki tegorocznego egzaminu ósmoklasisty. Wyjątkowego, bo egzamin został przełożony ze względu na epidemię koronawirusa i odbył się w nowym reżimie sanitarnym.
Teraz czas już na załatwienie ostatnich formalności w związku z wyborem szkoły ponadpodstawowej.
Na koniec szkoły podstawowej trzeba było napisać egzamin z języka polskiego, matematyki i wybranego języka obcego – najczęściej był to język angielski – mówi dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi Marek Szymański. – W języku polskim średnio w kraju uzyskano 59 procent punktów, tyle samo w województwie łódzkim. Z matematyki to średnio 46 procent w kraju, natomiast w województwie łódzkim 47 procent. A w języku angielskim dokładnie 54 procent i to jest zarówno średni wynik zdającego w kraju i także w województwie łódzkim – informuje Szymański.
Uczniowie z samej Łodzi w tym roku zawyżają średnią krajową. – Mamy w Łodzi troszkę wyższe wyniki, niż te średnie krajowe czy średnie z województwa. I tak w języku polskim jest to średni wynik 59 procent, z matematyki 50 procent i z języka angielskiego 61 procent i tu jest największa różnica – dodaje Szymański.
Teraz absolwenci podstawówek muszą do 4 sierpnia uzupełnić swój wniosek o przyjęcie do szkoły ponadpodstawowej o zaświadczenie o wynikach egzaminu. Listy przyjętych zostaną ogłoszone 12 sierpnia, a potem pojawią się informacje o dostępnych wolnych miejscach.
Przypomnę jeszcze tę ważną datę, bo czasu jest mało – do najbliższego wtorku, 4-tego sierpnia, do godziny 15-tej – uczniowie muszą dostarczyć do szkół ponadpodstawowych pierwszego wyboru zaświadczenie o wynikach egzaminu, odebrane wcześniej ukończonej przez siebie podstawówce.
Skoro jesteśmy przy tematach szkolnych – Oświatowa Solidarność domaga się utrzymania tak zwanego układu zbiorowego regulującego wysokość wynagrodzeń pracowników niepedagogicznych łódzkich szkół. Miasto wypowiedziało układ zbiorowy w maju tłumacząc tę decyzję brakiem pieniędzy na pensje w dotychczasowej wysokości.
Zapisy układu zbiorowego można zmienić ale pracownicy nie mogą zarabiać mniej – deklarował w tym tygodniu na naszej antenie poranny gość Radia Łódź przewodniczący sekcji oświaty Roman Laskowski. – To osoby, które najmniej zarabiają. Trudno, aby tu związek odpuścił. Nie ma takiej możliwości – mówi Laskowski. Układ zbiorowy ma obowiązywać do końca listopada.
Jeśli przestanie obowiązywać we wszystkich 350 placówkach z osobna trzeba będzie wynegocjować nowy regulamin wynagradzania. Według związkowców pracownicy mogą stracić około 500 złotych wynagrodzenia miesięcznie.
Magazyn “Słuchasz i wiesz” w Radiu Łódź od poniedziałku do piątku między 16 a 17.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS