A A+ A++

Paweł Gągorowski: Przede wszystkim zmartwienie. Wraz z kibicami, mieszkańcami Kielc, integrujemy się z klubem, utożsamiamy i – mimo spadku z ekstraklasy – wierzymy, że przyszły sezon będzie dobry, ale pod jednym warunkiem – zaangażowaniu wszystkich, głównie akcjonariuszy większościowych. A oni bez poinformowania kogokolwiek nie przyjechali do Kielc. Być może coś im się wydarzyło po drodze, ale można w takiej sytuacji też zadzwonić.

Z partnerami niemieckimi nie był w stanie również skontaktować się prezydent Bogdan Wenta.

– W ostatnich dwóch tygodniach zadzwonił do Dirka Hundsdorfera, ale się nie dodzwonił. Potem zostawił mu informację na skrzynce telefonicznej, została bez odpowiedzi. W poniedziałek zarząd Korony poinformował na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy, że z partnerami niemieckimi nie ma kontaktu. Zobowiązał się też, że uskuteczni kontakt, byśmy 4 sierpnia mogli podjąć jakieś decyzje lub przynajmniej mieć wiedzę, jakie plany ma rodzina Hundsdorferów. Bez tego prezydent Wenta i ja – jako jako jeden z trzech członków rady nadzorczej – nie jesteśmy w stanie za wiele zrobić. Nie mamy możliwości zwołania jakiegokolwiek zebrania i podejmowania na nim decyzji. Sytuacja jest patowa.

Dlaczego relacje na linii rodzina Hundsdorferów – Bogdan Wenta pogorszyły się. Czy wpływ na to miało zawiadomienie przez prezydenta prokuratury w sprawie możliwych nieprawidłowości przy sprzedaży udziałów w Koronie w 2017 roku?

– Jak się chce psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. Trudno wymagać od prezydenta Bogdana Wenty, że mając określoną wiedzę o możliwości popełnienia przestępstwa, zatai taką informację. Taki argument jest śmieszny. Trzeba pamiętać też o tym, że już po zawiadomieniu prokuratury doszło do podjęcia uchwały na sesji o podwyższeniu kapitału spółki i prezydent Wenta z pięć razy był na to gotowy.

Dirk Hundsdörfer (drugi z prawej). PAWEŁ MAŁECKI

Jeśli Niemcy się obrazili, to powinni powiedzieć, że nie widzą możliwości dalszej współpracy i w grudniu odejść z klubu. Trzeba mówić po męsku, co się do siebie czuje.

Jak obecnie wygląda sytuacja finansowa klubu?

– Nie do końca wiem, bo ze względu na pandemię koronawirusa zostały wydłużone terminy sprawozdawcze. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować faktycznej sytuacji finansowej. Oczywiście wypowiada się biegły rewident i są określone rygory, które trzeba spełnić, by dostać licencję na grę w pierwszej lidze. Ja już od roku mówię o audycie. On jest konieczny. Bez niego do Korony nie wejdzie żaden inwestor.

Mam wrażenie, że niemieccy partnerzy mają większą wiedzę niż my, bo mają dwóch członków w zarządzie i wpływ na pełną politykę kadrową i finansową.

Dziś można powiedzieć: po wynikach ich poznacie. Wyniki są kiepskie, a o modyfikacji zarządzania i funkcjonowania klubu usłyszałem niedawno, już po spadku. A musi to być tak zrekonstruowane, by zaczęło działać tak, jak zapewniali Niemcy, przychodząc do Korony.

Jako miasto macie jakiś pomysł, by pomóc klubowi?

– Do tanga trzeba dwojga. Jak nie chcą pomóc ci, co mają 72 proc. akcji, to co my możemy? Chcemy podwyższyć kapitał, rozmawiać o zarządzaniu, ale nie możemy podjąć uchwały.

Pojawiają się też jednak zarzuty, że miasto przez pół roku było bierne.

– Nie jest to prawdą. Moje interwencje już były rok temu. Składałem konkretne wnioski i sugestie zarządowi, jak widzę funkcjonowanie klubu. Dziś są zarzuty, że może za późno. Gdybyśmy to zrobili pół roku temu, to byłby zarzut, że jątrzymy i szukamy kolejnego zwarcia. W biznesie trzeba postępować spokojnie, zgodnie z przepisami i uczciwie względem partnera.

Pewnych problemów nie ujawnialiśmy na zewnątrz, bo nie było to konieczne. Doszliśmy do ściany i trzeba powiedzieć, co się dzieje faktycznie. Dziś dostaję informacje, że jestem jedynym źródłem informacji, bo z klubem jest trudny kontakt. To jest niezdrowa sytuacja.

Mamy przygotowane rozwiązania alternatywne, które uchronią miasto, prezydenta i mnie od zarzutów, że nie zrobiliśmy rzeczy, które mogliśmy zrobić. Trzeba przy tym powiedzieć jednak sobie jasno, że my mamy we wszystkim mniejszość.

A zarząd klubu ma pomysł?

– Zarząd jest w stanie niewiele powiedzieć. Ja mam pewne wątpliwości co do formuły prawnej funkcjonowania zarządu, bo podpisywanie zobowiązań, nawet z juniorami za tysiąc złotych, w sytuacji gdy klub może stać się niewypłacalny, grozi rygorami prawnymi.

Załóżmy optymistyczny scenariusz, że Niemcy dadzą pieniądze. Co wtedy?

– Zobowiązania, które trzeba do końca roku spłacić, wynoszą obecnie ok. 10 mln zł. Kapitał ma zostać podwyższony o 5 milionów. To nie zabezpiecza Korony na długą metę. Należy sobie powiedzieć, co po tym podwyższeniu, które nie załatwi sprawy. Jak dalej to ma funkcjonować? Pytania są proste: jak obniżymy koszty, a jak zwiększymy przychody, np. poprzez przyjście trzech sponsorów. Wtedy pozwoli to wyjść na prostą, stabilnie funkcjonować i zastanawiać się nad ruchami transferowymi.

Zarządowi trudno jest zabezpieczyć kadrę na pierwszą ligę. A za chwilę kończy się proces licencyjny.

Co będzie, jeśli Niemcy nie dadzą pieniędzy?

– Rozwiązanie jest takie, że razem z miastem pozbywają się akcji, ale chcą znaleźć inwestora lub już go mają. Zakładam, że ktoś, kto przyjdzie, chciałby mieć jedynowładztwo i sam decydować o tym, co się dzieje w klubie. Myślę, że taki by się znalazł, i miasto powinno zastanowić się nad zbyciem akcji.

Ważna też jest kwota. Jeśli to miałoby to być za złotówkę, to może ktoś by się znalazł. Ale jeśli będzie cena 10 milionów plus 10 milionów zobowiązań, to za taką kwotę można znaleźć lepszy klub, który można kupić.

Dla miasta to trochę ryzykowne, bo nie będzie już mieć żadnego wpływu na klub.

– Miasto na prostych rynkowych zasadach mówi: kupujemy określoną promocję, pomagamy dzieciom i młodzieży. Tak jak to funkcjonowało z Vive.

Obawia się pan, że wylądujemy w czwartej lidze? Miasto na to pozwoli?

– Absolutnie nie. Rozmawiałem długo z prezydentem Bogdanem Wentą i nastawienie jest takie, że robimy wszystko, by grać w pierwszej lidze na dobrym poziomie. Przede wszystkim musimy dać szansę naszej młodzieży. Żaden wielki zaciąg cudzoziemski nie jest nam potrzebny. Gdzieś się tli nadzieja na szybki powrót do ekstraklasy.

Jako rada nadzorcza mogliście nadzorować transfery do Korony?

– Opiniowaliśmy przedstawiane umowy. Nie ma jednak możliwości wpływania na politykę zarządu, weryfikowania aspektów sportowych zawodnika. Były postawione rygory finansowe, które nie mogły zostać przekroczone.

Djibril Diaw podczas meczu Korona Kielce - Górnik ZabrzeDjibril Diaw podczas meczu Korona Kielce – Górnik Zabrze MICHAŁ WALCZAK

Pytam o to, ponieważ można się załamać, jak są robione transfery w stylu odejścia za darmo Michała Gardawskiego.

– Zaczęło się to już wtedy, kiedy Niemcy wchodzili do Kielc. Gdyby zawierano odpowiednie umowy, to klub byłby zabezpieczony przed odejściem kolejnych graczy. Dostawalibyśmy niemałe środki finansowe. A tak to przez trzy lata Korona za dobre pieniądze sprzedała tylko Djibrila Diawa.

Kilka podmiotów chciało kupić Koronę, ale Niemcy się nie zgadzali.

– Słyszałem o dwóch potencjalnych inwestorach, ale o szczegółach nie mogę mówić. Do miasta nikt się formalnie nie zgłaszał po 27 proc. akcji.

Czemu Niemcy nie chcą sprzedać klubu?

– Dobre pytanie. Mam oczywiście swoje domniemania, ale wciąż możliwa jest nasza dalsza współpraca, więc nie będę ich ujawniał. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Co się stanie, jeśli Niemcy znów nie zjawią na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy 4 sierpnia?

– Nie wyobrażam sobie, że ich nie będzie. To by oznaczało, że nie utożsamiają się z klubem, miastem i nie chcą dalej tu być. Wtedy wejdą w grę rozwiązania prawne zaproponowane przez zarząd. Nie podał się on do dymisji, bierze odpowiedzialność za klub i musiałby podjąć decyzję co dalej, nawet ze złożeniem wniosku o upadłość.

Kibice domagają się dymisji prezesa Krzysztofa Zająca. Co pan by zrobił na jego miejscu?

– Mam ten komfort, że nim nie jestem (śmiech). Nie marzę, by być Krzysztofem Zającem, bo nie chciałbym uciekać przed kibicami, tak jak widziałem ostatnio na banerze. Sam prezes mówi, że popełnił wiele błędów. Nie jestem osobą, która by linczowała ludzi. To nie jest problem Krzysztofa Zająca, bo nawet jakby oddał się do dyspozycji rady nadzorczej, to dymisja nie musiałaby być przyjęta, ale też nikt by na siłę go nie zatrzymywał.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRzecznik MZ: Wzrost zachorowań wynika z pojawiających się nowych ognisk
Następny artykułTrump odwołuje konwencje partyjną na Florydzie