ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała u siebie 3:2 (25:22, 22:25, 22:25, 25:21, 15:10) Trentino Itas w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów siatkarzy. Obrońcy tytułu i mistrzowie Polski są bliżej awansu do kolejnej fazy, choć w tej edycji rozgrywek już dwa razy przegrali z drużyną trenera Angelo Lorenzettiego.
We wtorek, tak, jak w dwóch ostatnich finałach Ligi Mistrzów, wyrwali zwycięstwo, choć tym razem potrzebowali do tego tie-breaku. Polski zespół po ważnym zwycięstwie chwali Paweł Papke, były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej oraz siatkarz reprezentacji Polski i drużyny z Kędzierzyna-Koźla, który w latach 1996-2003, z Mostostalem zdobył pięć tytułów mistrza Polski, a Ligę Mistrzów kończył na trzecim i czwartym miejscu.
Jakub Balcerski: Biedne to Trentino, ciągle im przeszkadza ZAKSA. Jak nie w dwóch finałach Ligi Mistrzów, to teraz w ćwierćfinale.
Paweł Papke: Rzeczywiście. W tym sezonie w grupie dwa razy Włochom udało się wygrać. Ale w kluczowych meczach z nimi rządzi ZAKSA. To wtorkowe zwycięstwo to oczywiście dopiero pierwszy krok, ale ważny. To był kawał pięknej, dobrej siatkówki. Fachowcy po dwóch stronach siatki, z najwyższej półki. ZAKSA po tych dwóch porażkach z fazy grupowej udowodniła, że zarówno u tych chłopaków, jak i w klubie wciąż bije serce mistrza.
Dużo zmieniła się ta ZAKSA z początku sezonu – także ta, która nie potrafiła pokonać Włochów – od tej, która teraz może ich wyrzucić z europejskich rozgrywek?
– Wiele zmieniła sprawa nietrafionego transferu Bułgara Denisa Karjagina i fakt, że zastąpił go Bartosz Bednorz. Luka na przyjęciu szybko została zniwelowana i pojawienie się Bednorza wniosło wiele pewności na lewym skrzydle. Nie chcę powiedzieć, że to kompletnie odmieniło grę drużyny, ale widać, ile jej dało. On ma każdy element siatkarskiego rzemiosła na naprawdę wysokim, światowym poziomie. Teraz widać w ZAKSIE pełną, kompletną drużynę, choć na środku może przecież jeszcze grać Norbert Huber, który z Trentino wchodził tylko na zmiany.
Bednorz chyba i sobie udowadnia, że przyjście do Kędzierzyna to był świetny wybór.
– Dla niego tak. Pobyt w lidze chińskiej od strony finansowej jest wyróżnieniem dla każdego zawodnika, ale powiedzmy sobie szczerze: tam prawdziwego grania w siatkówkę nie ma. Dlatego musiało też minąć trochę czasu, zanim wrócił na odpowiedni poziom. Dzisiaj to faktycznie udowodnił, że pretenduje też do gry w reprezentacji Polski.
Łukasz Kaczmarek błysnął równie jasno? Został MVP spotkania z 23 punktami i 54-procentową skutecznością w ataku.
– Ponownie pokazał się ze świetnej strony. Koło 50 takich pojedynków chyba już ma na swoich barkach, a ten był jednym z najlepszych. Zmienność ataków, kierunki, przegląd pola po stronie przeciwnika, dostosowywanie piłek do tempa bloku i rozegrania – to wszystko wyglądało znakomicie. Pokazał atuty, które sprawiają, że jest jednym z najlepszych atakujących na świecie.
ZAKSA miała swoich bohaterów, ale i dwie twarze. Bo prowadziła już 1:0 i 11:6, ale zmarnowała tę i kilka innych okazji, żeby spotkanie ułożyło się dla nich jeszcze lepiej. Bo ten mecz można było wygrać szybciej, prawda?
– Zgadzam się. Nawet w trzecim secie było 17:15 i tam chłopaki zaliczyli takie smugi, grali nie w ich stylu, bo tracili punkty seriami. Także w tie-breaku, bo zaczęli od 5:0, potem było 8:2, a nagle zrobiło się 10:8 i było groźnie. Mieli przestoje. W drugim secie skutkowało to przegraną partią i ich zablokowało. Nie mogli wstrzelić się w trzecim secie, ale potem wrócili do kontroli nad meczem. Ten kolejny mały przestój na szczęście nie zadecydował o wyniku meczu i do Włoch drużyna pojedzie może nie w roli faworyta, ale z przewagą po pierwszym spotkaniu. Choć pewnie mogło to się skończyć lepszym wynikiem dla ZAKSY, ale to zwycięstwo i tak trzeba docenić.
Pokonanie Trentino w pierwszym meczu już można nazwać wielkim sukcesem? To jeszcze nie Perugia, bo przegrali kilka spotkań w lidze, czy finał Pucharu Włoch z Piacenzą, ale jednocześnie chyba trudno nazwać przypadkiem to, że właśnie przeciwko nim ZAKSA wygrywała dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów.
– Tak. To są czołowe drużyny światowej siatkówki i tu może paść praktycznie każdy wynik. W zeszłym sezonie ZAKSA była o włos od odpadnięcia z rozgrywek i jedna piłka może zadecydować o tym, kto przejdzie dalej. Dlatego to tym lepiej, że kędzierzynianie znów byli w stanie w takiej sytuacji pokonać drużynę o takiej renomie.
Tuomas Sammelvuo przyszedł do ZAKSY trochę w roli zastępcy za Gheorghe Cretu w trudnej sytuacji, a coraz częściej zaczyna chyba udowadniać swój trenerski warsztat i potwierdzać, że zmiana nie osłabiła klubu.
– Zdecydowanie, przecież ma w CV pracę w silnych rosyjskich klubach, czy tamtejszej kadrze. W ostatnich latach został doceniony i to nie bez powodu. Cretu też przychodził do ZAKSY w nieco awaryjnym trybie po odejściu Nikoli Grbicia. Tuomas dźwignął temat prowadzenia czołowej drużyny w Polsce i Europie, ogarnął to. Z początkowymi kłopotami, ale i rozwojem, wyraźnym wzrostem poziomu gry.
Czyli takie trudne i niespodziewane decyzje w Kędzierzynie wychodzą najlepiej?
– Można się śmiać, ale to faktycznie nie były sytuacje, na które klub miał wyraźny wpływ. Na odejście zdecydowali się sami trenerzy. Nikolę Grbicia, przez wysoką ofertę z Włoch i sytuację rodzinną, jestem w stanie zrozumieć, ale ruchu Gheorghe Cretu nie bardzo. Pytanie: gdzie jest teraz ZAKSA, a gdzie trener Cretu? W jego przypadku decyzje często podyktowane są pieniędzmi. To była przedziwna sytuacja. Ale każdy potem odpowiada przed własnym lustrem za to, co robi w życiu.
Teraz trener Cretu z uwagą mógł oglądać mecz w Kędzierzynie w telewizji. I pewnie obejrzy też rewanż we Włoszech. A pan usiądzie do tego spotkania ze sporą wiarą, że ZAKSIE uda się awansować?
– ZAKSA już od kilku kolejek PlusLigi pokazywała, że wróciła na najwyższy poziom grania. Puchar Polski tylko to potwierdził: w półfinale zmiotła rywala, a w finale pokonała trudności, zdobywając kolejne trofeum. To naprawdę jest najwyższy światowy poziom. Może już do tego przywykliśmy, czasem mamy nawet jakieś uwagi, ale trzeba to podkreślać: we wtorek naprzeciwko ZAKSY stanęli szóstkowi zawodnicy obecnych mistrzów świata i nie przesądzili o wygranej. Szacunek dla kędzierzynian, że tak zagrali i wychodzą z kolejnego kluczowego meczu zwycięsko. Rewanż? A niech będzie jeszcze raz 3:2, znów dla ZAKSY.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS