Od dawna planowałem napisać o niebywałym zjawisku przyrodniczym, jakim jest James Osterberg, bo tak się naprawdę nazywa człowiek okrzyknięty kiedyś ojcem chrzestnym punk rocka. Planowałem mianowicie, że napiszę epitafium po śmierci Popa, ale mam coraz silniejsze przekonanie, że Iggy Pop mnie przeżyje. Za chwilę skończy 75 lat, a jeśli ktoś dożył takiego wieku, mając za sobą równie autodestrukcyjny tryb życia jak Pop, to znaczy, że przeżyje wszystkich słuchających dziś jego płyt.
Widziałem go raz na żywo, gdy dziesięć lat temu z reaktywowanymi The Stooges grał na katowickim Off Festiwalu – miał wówczas dopiero 65 lat, a pierwsza płyta The Stooges ukazała się, gdy ja miałem rok. Staliśmy w tłumie oszalałej publiczności z wybitnie znanym pisarzem i pisarz zwrócił mi uwagę, że miotający się po scenie gitarzysta wyraźnie kuleje, ale jednak tak daje do pieca, że daj Panie Boże zdrowie. Otóż można mieć nawet siedemdziesiątkę, być kulawym i pozostawać punkowcem, można mieć chore biodra i kolana, lecz wciąż być młodym. Podobnie jak można mieć siedemdziesiątkę, chore kolana, słabo kojarzyć, co się dzieje na świecie, być odklejonym od rzeczywistości i rządzić sporym krajem w środku Europy. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, wiek jest wartością czysto arytmetyczną, nie musi negatywnie wpływać na inteligencję – Iggy Pop jest niebywale inteligentnym, a na dodatek oczytanym facetem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS