A A+ A++

Rosyjska ofensywa w Donbasie ugrzęzła jak brytyjscy żołnierze pod Passchendaele w 1917 roku. Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny moskalskie zagony posunęły się naprzód o – uwaga – jeden kilometr na odcinku jampilsko-łymańskim, kluczowym dla kampanii donbaskiej ze względu na możliwość sforsowania Dońca oraz ataku na Słowiańsk i Kramatorsk. A Czytelnicy zechcą zwrócić uwagę, że z dużej stacji rozrządowej w Łymanie do mostu na Dońcu pod Rajhorodokiem jest siedem kilometrów w linii prostej. Tyle że Rosjanie nawet jeszcze nie zajęli Łymanu.

W tym tempie forsowania Dońca doczekamy się gdzieś tak w drugiej połowie maja. Wiadomo, że Rosjanie próbowali forsować rzekę kilka dni temu na wschód od Jampila i Zarzecznego, ale bez powodzenia. Czyżby nie wiedzieli, co dalej począć? Czyżby nie potrafili rozwiązać dylematu, czy nacierać dalej na zachód czy też zatrzymać się i raz jeszcze ruszyć na południe, forsując rzekę koło Zarzecznego? Ale za kilka dni będzie za późno. Jak pisaliśmy w poprzednim odcinku, Rosjanom kończy się czas.

–REKLAMA–

Ukraińcy ściągają dodatkowe siły do Barwinkowego, Kramatorska i Słowiańska – część to rotacja zmęczonych i przetrzebionych pododdziałów, ale część to posiłki wzmacniające obronę. Do tego są to jednostki coraz lepiej wyposażona, a rzeka zachodniego sprzętu płynąca do Ukrainy wzbiera z dnia na dzień. Jeszcze kilka dni temu niektórzy analitycy wieścili, że rosyjska ofensywa załamie się ostatecznie już za dwa tygodnie, co wówczas dawało mniej więcej 11/12 maja. Nic podobnego – ta ofensywa już teraz się załamała. Rosjanie mogą wciąż pchać i pchać, i pchać, ale to już nie jest ta sama ofensywa, to jest samobiczowanie, aby tylko móc wpisać w meldunkach zajęcie kolejnej piędzi ziemi.

Ukraińcy wciąż są pod ogromną presją, ale radzą sobie z nią coraz lepiej: manewrują na szczeblu małych pododdziałów (plutonów i kompanii) z bardzo dobrą koordynacją, łączą zaciętą obronę na przygotowanych stanowiskach z atakami z doskoku na flanki, atakami, których powstrzymanie wykracza poza umiejętności rosyjskich oficerów. Widać, że obrońcy są w razie potrzeby gotowi wycofać się za Doniec. Czy rosyjskie oddziały zdołają sforsować rzekę obramowaną mokradłami pod ostrzałem ukraińskiej artylerii, ppk i karabinów wyborowych? Czytelnicy zechcą sami sobie odpowiedzieć na to pytanie.

A inne odcinki frontu donbaskiego? Nic, dosłownie nic,  z e r o  kilometrów. Nasz ulubiony analityk Tom Cooper zwraca uwagę, że jeśli prawdziwe są doniesienia o tym, iż szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow własnoręcznie objął dowodzenie na kierunku iziumskim, to jego obecność miała degenerujący wpływ na skuteczność rosyjskiego lotnictwa. A wraz z lotnictwem siadła także skuteczność wojsk lądowych. Rosjanie zbliżyli się na kilka kilometrów do linii kolejowej biegnącej przez Barwinkowe, ale ukraińskie jednostki zmechanizowane i powietrzno-szturmowe stępiły szpicę natarcia i zmusiły je do zatrzymania się.

O czym tu jeszcze pisać? Może o Charkowie? Stamtąd nadchodzą dobre wieści. Kiedy Rosjanie wycofywali się z północnej Ukrainy i szykowali nową kampanię w Donbasie, punktem granicznym nowo wykreślonego frontu stał się Charków. Wprawdzie porzucili już (prawdopodobnie) myśl o zdobyciu miasta, ale wciąż starali się je blokować i wiązać możliwie najwięcej sił ukraińskich, aby nie pozwolić im ruszyć do Donbasu czy na Chersońszczyznę. Zdecydowano się na metody typowo bandyckie – regularny ostrzał Charkowa i przyległych miejscowości. O ile na przykład pod Rubiżnem i Popasną Ukraińcom pasuje (na razie) to, że przeciwnik stoi w miejscu i ani be, ani me, ponieważ miasteczka i wsie ewakuowano, o tyle pod Charkowem obecność Rosjan wiązała się z ogromem cierpienia ludności cywilnej. No więc Ukraińcy wzięli się ostro do roboty i zaczęli spychać okupantów z powrotem w kierunku granicy.

Na północ od Charkowa brakuje im jeszcze tylko około dziesięciu kilometrów. Problem w tym, że od granicy do centrum Charkowa jest około trzydziestu kilometrów. Powstaje więc pytanie: czy Ukraińcy zdecydują się wejść na kilka kilometrów w głąb Rosji, aby utworzyć strefę buforową, która zapewni większe bezpieczeństwo drugiemu największemu miastu Ukrainy?


18.05: Dziś doszło też do eksplozji i pożaru w magazynie wojskowym w Kozyczewie pod Biełgorodem (18 kilometrów od granicy ukraińskiej). Około pół godziny przed eksplozją nad miastem krążyły śmigłowce.

17.56: W Rosji – w obwodzie kurskim, między Sudżą a Sosnowym Borem (mniej więcej naprzeciwko ukraińskiego miasta Sumy) – zawalił się most kolejowy na linii używanej przez pociągi towarowe. Gubernator obwodu Roman Starowojt oświadczył, że most został wysadzony przez sabotażystów.

17.48: Z kolei ukraińskie Dowództwo Operacyjne „Południe” informuje, że wsie w obwodzie mikołajowskim ostrzelano dziś pociskami rakietowymi systemu Uragan z głowicami kasetowymi.

17.41: Najnowszy, dość krótki, raport sytuacyjny ukraińskiego GenSztabu podaje, że Rosjanom wciąż nie udało się w pełni opanować Rubiżnego i Popasnej. Na południu Rosjanie starają się dojść do granic administracyjnych obwodu chersońskiego i przygotować natarcia na Krzywy Róg i Mikołajów.

17.10: Profesor Phillips O’Brien sporządził zestawienie strat rosyjskich wozów pancernych i opancerzonych w oficjalnych komunikatach rosyjskich sił zbrojnych. Widać, że gwałtowny wzrost nastąpił 18 kwietnia, mniej więcej wtedy, kiedy zaczęła się kampania donbaska. Oczywiście doniesienia Ukraińców mogą być, i zapewne są, przesadzone, ale jeśli stopień ten przesady pozostaje niezmienny, wzrost intensywności walk widać gołym okiem na jednym wykresie. I – jak pisze O’Brien – nawet jeśli mamy do czynienia z 20-procentowym przeszacowaniem, rosyjskie straty w sprzęcie są na poziomie dwudziestu batalionowych grup taktycznych.

Tymczasem według amerykańskiego wywiadu Rosjanie mają w Ukrainie dziewięćdziesiąt dwie batalionowe grupy taktyczne. I nie są to związki świeże i z etatowym stanem czołgów i bewupów. Przeciwnie, przynajmniej część z nich działa w niepełnym składzie.

17.10: Kolejne nasze ulubione źródło – zespół Institute for the Study of War – zaczyna raport za 30 kwietnia od pięknych słów: „Dalsze rosyjskie posiłki na osi iziumskiej prawdopodobnie nie umożliwią zatrzymanym siłom rosyjskim osiągnięcia znaczących postępów. […] rosyjskie ataki pozostają ograniczone do dwóch głównych dróg (na Słowiańsk i Barwinkowe) i nie mogą wykorzystać przewagi liczebnej. […] siły ukraińskie mogą być w stanie przeprowadzić w najbliższych dniach kontrataki zakrojone na większą skalę”. Gorąco zachęcamy do lektury całego raportu ISW (nie mylić z OSW).

16.55: Mniej szczęścia od Gierasimowa miał gienierał-major Andriej Simonow, zastępca dowódcy wojsk REB (radioelektronnoj borby, czyli walki radioelektronicznej).

16.47: A właśnie, a propos Gierasimowa – prawdopodobnie (ale wciąż nie na pewno) został wczoraj poważnie ranny wskutek ukraińskiego ostrzału jego stanowiska dowodzenia pod Iziumem. Wszystko wskazuje, że Ukraińcy doskonale wiedzieli, w kogo celują. Gierasimowa ewakuowano do Moskwy, ponoć z ranami nogi (lub nóg), biodra i podbrzusza. Razem z Gierasimowem przebywało wówczas około czterdziestu generałów i oficerów starszych.

16.35: Zacznijmy dzisiejsze aktualizacje od tego, że Ukraińcy nie otrzymali amerykańskich wyrzutni pocisków rakietowych M270 MLRS. Nawet Tom Cooper potwórzył ten mit, ale jesteśmy pewni, że to wciąż tylko mit. Jego korzeni można upatrywać w pomyleniu użycia skrótowca MLRS (Multiple Launch Rocket System) w roli zbiorczego określenia na wszystkie wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe i w roli oznaczenia konkretnego typu uzbrojenia – właśnie M270.

ministerstwo obrony Ukrainy

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZiobro nie wyklucza samodzielnego startu Solidarnej Polski
Następny artykułEschborn-Frankfurt 2022. Sam Bennett powrócił na szczyt