A A+ A++

Kwalifikacje? Odwołane. Druga seria? Odwołana. Ale pierwszą rundę zmagań w Willingen udało się przeprowadzić, a to wystarczyło do tego, by rozdać nagrody za dzisiejszy konkurs. To zresztą całkiem nas cieszy, bo na podium zawodów stanął Piotr Żyła, a swój życiowy wynik – czwarte miejsce – osiągnął Klemens Murańka. Reszta Polaków zajęła dalsze miejsca, ale trudno tak naprawdę dziś kogokolwiek oskarżać o słabe skoki. Wiatr bowiem rozdawał karty i nie poradziło z nim sobie wielu zawodników z czołówki. 

Halvor swoje

Te ostatnie słowa – o wietrze, z którym skoczkowie sobie nie radzili – zdecydowanie nie dotyczą jednak Halvora Egnera Graneruda. Norweg jest w takiej formie, że wygrywa jak chce i kiedy chce (o ile akurat nie zalicza upadku). Dziś, gdy wszyscy starali się przede wszystkim dolecieć do punktu konstrukcyjnego, on huknął 149 metrów przy wietrze w plecy. Wylądował bez ryzyka – na dwie nogi – a i tak triumfował z ogromną przewagą. Halvor lata w tej chwili jak Adam Małysz w najlepszych czasach. Po prostu nie ma godnych siebie rywali. Tak wygrywają najwięksi, a w tym sezonie Halvor zdecydowanie jest największy. Przynajmniej jeśli o Puchar Świata chodzi, bo przecież Turniej Czterech Skoczni po raz trzeci w karierze zgarnął Kamil Stoch, a mistrzem świata w lotach został Karl Geiger.

Norweg będzie pewnie próbować odkuć za te niepowodzenia na mistrzostwach świata na dużej i normalnej skoczni. To ostatnia wielka impreza w tym sezonie, na której może mu zależeć. Bo że zdobędzie Kryształową Kulę, chyba powoli przestajemy mieć wątpliwości. Naprawdę, nawet przy bardzo dobrze skaczącym Markusie Eisenbichlerze (dziś trzeci), trudno wierzyć, że Granerud mógłby nagle zacząć tracić wystarczająco dużo punktów, by oddać komuś triumf w klasyfikacji całego sezonu. Swoją drogą Norweg wygrał też dziś w minicyklu, który pierwotnie zwał się Willingen Six, potem zrobiło się Five, a ostatecznie skończyło się na Four – tyle serii bowiem przeprowadzono. Ale nawet gdyby było to Willingen Fifty – i tak wygrałby Halvor. Jesteśmy tego pewni.

Klemens czekał, Piotr się cieszył

Żyła był dziś najlepszym z Polaków i najlepszym ze skoczków, którzy nie latają, jakby urodzili się na innej planecie. Pokonał go tylko Granerud, więc nasz reprezentant mógł cieszyć się z wyrównania swojego najlepszego w tym sezonie wyniku. To on zresztą zmienił na prowadzeniu w konkursie Klemensa Murańkę, który oglądał skoki ponad 20 rywali jako lider zawodów. Zresztą to wszystko trwało naprawdę długo, bo przeprowadzenie pierwszej serii zajęło niemal dwie godziny. Mieliśmy nawet wspomnienia z Pjongczangu, gdy na schodkach i belce dłuuuuuuuugo marzł Simon Ammann. Dziś taki los przypadł innym zawodnikom, którzy dostali do okrycia się jedynie cienkie kocyki. Gdyby dano im jeszcze herbatkę i ciasto, wyglądałoby to prawie jak piknik.

Murańka mógł więc być zadowolony. Nie dość, że stał już w ciepełku na dole i czekał na to, co pokażą rywale, to wkrótce okazało się, że będzie to jego najlepszy wynik w karierze. I potwierdzenie tego, że piątkowy skok z kwalifikacji – 153 metry, nowy rekord skoczni – nie był wyłącznie dziełem przypadku. Owszem, dziś też trafił na nienajgorsze warunki, ale musiał je jeszcze umiejętnie wykorzystać. Klemens to zrobił, dzięki czemu zajął czwarte miejsce. Nigdy wcześniej nie był tak wysoko. Jego dotychczasowa życiówka to siódma pozycja z Engelbergu w sezonie… 2013/14. Wtedy był jeszcze nastolatkiem. Dziś na karku ma już ponad 26 lat i od czasu do czasu pokazuje, że nawet jeśli jego talent nigdy nie eksploduje tak, jak byśmy tego wszyscy chcieli, to jednak stać go na solidne skakanie.

Że stać na nie Piotra Żyłę – wiemy za to od dawna. Dziś Piotrek udowodnił to po raz kolejny, oddając trzeci najdłuższy skok konkursu. Wylądował na 137 metrze, a dalej latali tylko Markus Eisenbichler (143, ale w dużo lepszych warunkach) i, wiadomo, Halvor Egner Granerud – 149 metrów. Co bardzo ważne – dla Żyły to podium ma znacznie większe znaczenie. Dzięki niemu podniósł się w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata na czwarte miejsce.

Na drodze do mistrzostw

Za tydzień skoczkowie pojadą do Klingenthal. To może nas cieszyć, bo nasi zawodnicy ten obiekt lubią, regularnie osiągają tam dobre rezultaty i  mamy nadzieję, że ten sezon nie będzie wyjątkiem, a Kamil Stoch (dziś 27.), Andrzej Stękała (21.) czy Dawid Kubacki (10.) odkują się za zakończony niedawno konkurs. Potem cała obsada Pucharu Świata wróci do… Polski, na dodatkowe konkursu w Zakopanem. Na ten moment wszystko wskazuje też na to, że odbędą się zawody w rumuńskim Rasnovie. A po nich? Prosta do mistrzostw świata, czyli tej imprezy, gdzie Polacy mają skakać najlepiej. Jeśli detronizować króla tego sezonu – Graneruda – to właśnie tam.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Pasjonujący finał. Dania obroniła tytuł
Następny artykułPierniki, dźwigi i lasery, czyli Puławy grają z WOŚP