Oksę znamy jako miejsce, gdzie hoduje się najsmaczniejsze świąteczne karpie, które na wigilijny stół można kupić w Jaworznie. Poza tym to urokliwe miejsce nad Białą Nidą porośnięte lasami, ze stawami i łąkami. Warto się tu zatrzymać, by poczuć świeże powietrze przesiąknięte zapachem sosnowych lasów i łąk. W Oksie można spotkać jaworznian, którzy zbudowali tu sobie letniskowe domki, by móc odpoczywać od wiosny do jesieni.
Niektóre z nich sąsiadują z gospodarstwem rodziny Ciesków, która mieszka tu z dziada pradziada. Głowa rodziny — pan Sławek jest już emerytem. Z żoną Barbarą mają wspólną pasję — tak prowadzić domowe gospodarstwo, aby nie dokuczyć przyrodzie. Dlaczego? Bo to się wszystkim opłaca. Ich dom tonie w kwiatach i krzewach, w sadzie owocowe drzewa, nieopodal oczyszczalnia ścieków, a na dachu gospodarczych zabudowań fotowoltaika. Sam dom jest nowoczesny i energooszczędny.
Każdy ma swoje zadania
W domu króluje pani Basia, która jest nauczycielką w miejscowym przedszkolu. Uczy tu dzieci, jak ważna jest segregacja śmieci, w domu zaś — jak mówi dorosły syn Konrad: — Mama opłukuje plastikowe opakowania przed wrzuceniem ich do odpowiedniego kosza. Oj, dostałbym burę, gdybym opakowanie po zjedzonym serku nie przemył i wyrzucił do nieodpowiedniego pojemnika.
Pani Basia z uśmiechem mówi, że świat będzie piękny, czysty i miły — szczególnie gdy o niego zadbamy. — Zawsze należy zacząć o siebie, potem od swojej rodziny, by dać przykład innym. Zazwyczaj worki czy kontenery u moich koleżanek są umieszczone z daleka od domu, w miejscach niewidocznych. A u mnie, każdy je widzi i nikogo nie razi ich widok, bo wkomponowują się one w ogród. I to mnie cieszy — mówi.
Za domem jest działka, na której pani Basia pod folią uprawia pomidory, paprykę i ogórki. A na otwartych grządkach inne warzywa. Pokazując je, uśmiecha się, bo są dorodne i zbiory każdego roku są duże. Na pytanie, jak ona to robi, odpowiada: — Wkładam w ich uprawę serce. Poza tym mamy dużo kompostu, który gromadzimy przez cały rok. Moje warzywa nawozów sztucznych nie znają. I z tego jestem dumna — kończy pani Basia.
Fabryka w ziemi zakopana
Oksa nie jest skanalizowana. Urzędnicy gminni wprawdzie nad tym pracują, ale to jeszcze potrwa. Więc skoro potrwa, to pan Sławek wziął w swoje ręce gospodarkę ściekową gospodarstwa. Na początku, przez kilka lat, miał tak zwane szambo, które musiał często opróżniać. Poza tym zapachy, jak mówi, były ostre, a wywożenie kosztowne. Kilka lat temu zainwestował w przydomową oczyszczalnię ścieków.
— Na początku sąsiedzi odradzali mi, twierdząc, że to się nie opłaca. Duże koszty, a zysk niewielki — mówili z przekonaniem. No, ale gdy rozpoczął budowę instalacji, to podglądali z daleka, a potem przychodzili obejrzeć, jak oczyszczalnia działa. — I dziś mogę powiedzieć, że się do niej przekonali. Dwóch z nich zainwestowało w taką samą. Uważam to za mój mały sukces — mówi pan Sławek. Z ochotą opowiada i pokazuje na podwórku, na czym polega działanie jego oczyszczalni.
– Nigdy nie należy jej mylić ze zbiornikiem na odpady czy szambem. Jak napisane jest w instrukcji obsługi, tak jest rzeczywiście i ja się do tych słów stosuję – mówi. A potem rzeczowo tłumaczy. — Jest pięć faz. Pierwsza to gromadzenie w osadniku wstępnym ścieków, potem (faza II) napowietrzenie poprzez system membran po to, by zaopatrzyć mikroorganizmy w tlen. Tlen jest potrzebny do przemiany materii i rozkładu zanieczyszczeń. Potem następuje gromadzenie osadu na dnie zbiornika (faza III), a w górnej części zbiera się czysta woda, którą odprowadzam, bez zaciągania części stałych z dna zbiornika (faza IV). Gdy zostanie odprowadzona czysta woda do zbiornika, następuje (faza V) proces przepompowania osadu czynnego z osadnika wtórnego do osadnika wstępnego i wszystko rozpoczyna się od początku, czyli faza I.
Korzyści z tego systemu są duże, a działanie jest proste. Oczyszczalnia zużywa minimum prądu i sterowana jest procesorem. —Mam możliwość jej rozbudowy — twierdzi Sławek.
Oczyszczalnia nie jest widoczna na podwórku, bo wystają z ziemi tylko pokrywy włazu oraz wolnostojąca skrzynka. — Nietrudno było otrzymać od gminnych władz zgody na budowę oczyszczalni. Kilka prostych dokumentów i po sprawie — wspomina pan Sławek. Zainstalowanie oczyszczalni niesie za sobą wiele korzyści, oczyszczoną wodą podlewa ogródek, trawę, a czasem i sad, i nie musi za tę wodę płacić.
Słońce, do roboty!
— „Elektrownia słoneczna” to brzmi poważnie i ja taką elektrownię mam na dachu budynku gospodarczego. Założyłem ją cztery lata temu, ale to nic innego, jak panele fotowoltaiczne, które przekształcają promienie słoneczne w energię elektryczną. A moim kolegom mówię, że na dachu mam elektrownię, ale to tylko w żartach — mówi pan Sławek. Dziś panele fotowoltaiczne widzimy wszędzie, ale kilka lat temu było to duże przedsięwzięcie, które zakiełkowało w głowie Sławka. Nie było łatwo, bo dużym problemem były finanse — musiał wydać około siedemnastu tysięcy złotych. Poza tym jeszcze odpowiednie zgłoszenia, umowa z PGE i obliczenia, kiedy zainwestowane pieniądze się zwrócą. — Moja umowa jest na moc źródła 4,2 kW i to mi na razie wystarcza. Dziś z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że się opłacało. Koszty prądu mam niskie i śmiało mogę powiedzieć, że za prąd nie płacę. Obsługa instalacji też nie stanowi problemu. Niewielki automatyczny moduł sterujący zainstalowany jest w budynku gospodarczym — kwituje swój energetyczny projekt pan Sławek.
Gaz, miód i tlenowe drzewka
Siedząc przy kawie w ogrodzie, pan Sławek z żoną Barbarą, patrzą na wiekowy dąb, posadzony przez dziadków i opowiadają mi o swoim życiu. O trudnościach i radościach, a także o planach na przyszłość. Pan Sławek myśli o powiększeniu ilości paneli na budynku gospodarczym. Ma jeszcze marzenie, aby założyć w sadzie małą pasiekę, żeby własny miód mieć w domu. Jak twierdzi, to trudne przedsięwzięcie, bo trzeba mieć dużo wiedzy o pszczołach i rodzinie pszczelej, ale jak mówi: — Może się uda i zdołam posiąść tę wiedzę. Żona pewnie też pomoże?
Jest jeszcze jedna ważna sprawa dla mieszkańców Oksy, która nie jest załatwiona. To gazyfikacja. Pan Sławek jako pierwszy podpisał się na liście do zainstalowania gazu w domu. Niestety, teraz dla gminy jest to duży problem i gazyfikacja przesuwa się w czasie, choć chętnych do podłączenia gazu jest wielu.
Natomiast pani Basia koncentruje się na kwiatach kwitnących od wczesnej wiosny aż do mrozów. W sąsiedniej miejscowości widziała rosnące bananowce i nieśmiało mówi: — Może by u nas też urosły, mamy przecież zasadzone przez Konrada drzewka tlenowe, które się dobrze przyjęły.
Na pożegnanie
Pan Sławek jest dumny, że z rodziną mieszka w miejscowości z wielowiekową historią, która związana jest z Mikołajem Rejem herbu Oksza z Nagłowic. Kiedyś była to jego wieś, potem przekształcił ją w miasto, a dziś jest siedzibą władz gminnych.
Rodzinie pana Sławka życzymy powodzenia w realizacji planów — tych odległych i tych bliskich, by żyli szczęśliwie i pięknie w otoczeniu, które szanują i kochają.
Mirosława Matysik
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS