Godzina ostatniego pożegnania zapisana równaniem i niesztampowy tekst. Żona i dzieci niezwykłego matematyka postanowili go pożegnać niezwykłą treścią. Kim był dr Krzysztof Reczek, o którego nekrologu piszą największe polskie media?
Jeśli chcesz coś osiągnąć w matematyce, musisz uczyć się od mistrzów, a nie od podmistrzów (N. H. Abel)
Akademia Górniczo-Hutnicza ma kilka tysięcy pracowników. Krzysztof Reczek, który w latach 1992-2003 uczył matematyki także w krakowskim Liceum Zakonu Pijarów, nie był jej najbardziej znanym profesorem. Wśród naukowców był jednym z wielu, ale dla najbliższych i wielu studentów niepowtarzalny. Jedyny w swoim rodzaju.
Tak jak jego nekrolog, który niedawno ukazał się w krakowskiej prasie. Jesteśmy przyzwyczajeni, że przynoszą smutne wieści. Choć odejście 10- i 90-latka traktujemy różnie, przesłanie nigdy nie jest optymistyczne. Często jeden nekrolog jest kopią drugiego, zmieniają się tylko dane i termin pogrzebu.
Tymczasem nekorolog Krzysztofa Reczka wzbudza ciekawość i podejrzliwość, że ktoś mógł zrobić sobie żart. Wszystko jest jednak prawdziwe i niezwykłe. I nie jest niczym złym, że ta wieść o smutnym wydarzeniu wywołuje uśmiech. Oto ona:
„9 stycznia 2021 zmarł Krzysztof Reczek
Waleczny Ojciec (do dziś współczujemy wrogom z naszego podwórka).
Oddany Żonie i matematyce, obie kochał, z obiema się liczył.
Po mistrzowsku potrafił objaśniać świat swoim studentom, uczniom, dzieciom i wnukom. Pamiętający o innych, nigdy o sobie.
Długą i ciężką chorobę przeszedł jak gentleman – bez słowa skargi.
Znając go, wiemy, że św. Piotr od jakiegoś już czasu spoglądał na zegarek, oczekując przybysza.
Piękny umysł.
Pożegnamy Go 18 stycznia o godzinie (* – rozwiązanie) x1 : x2 gdzie: g(x) = x³ – 66x² + 1209x – 6760 na cmentarzu Rakowickim.
*13:40″.
– Tata był najskromniejszą osobą, jaką poznałam. Nie zażyczył sobie takiego pożegnania – treść układała żona, trzy córki i syn. Był niezwykłym mężem i ojcem, więc i nekrolog miał być niezwykły – mówią córki.
Krzysztof Reczek zawsze stawał po stronie dzieci. Zapisał się do trójki rodzicielskiej w klasie niesfornej, najmłodszej Marii i co czwartek przychodził na zebrania.
– Mówił, że idzie oczyścić atmosferę, czyli „odgromić pana” – śmieje się Maria Reczek.
Prowadził selekcję konkurentów walczących o względy starszych córek, zlecając im rozwiązywanie zadań matematycznych. Bez tej umiejętności niejeden poległ i nie pomogły mu piękne oczy ani lanie wody.
Za to doktor Reczek z rymami był za pan brat. Nauczyciele jego pociech od czasu do czasu otrzymywali zwolnienia pisane… wierszem. – Treść zawierał w czterech zwrotkach. Wyrafinowane poczucie humoru i zdolności poetyckie były na tyle imponujące, że cały dzień potrafił mówić wierszem – wspomina córka.
Matematyka jest miarą wszystkiego (Arystoteles)
Oddany był żonie i matematyce. Obie kochał, z obiema się liczył. – Wyprzedzał innym pociągiem skład, którym jechała mama tylko po to, by wejść do jej przedziału i powiedzieć: „Bileciki do kontroli” – Maria Reczek wspomina kolejną anegdotę.
Niezwykły matematyk pozostał w pamięci i sercach wielu studentów i uczniów liceum, których traktował jak studentów. – Mówił do nas per pan, co dla nastolatów było dużym zaskoczeniem. Po latach ja również zostałem pracownikiem AGH i byliśmy kolegami z pracy – wspomina Mikołaj Leszczuk z krakowskiej uczelni.
– Lekcje prowadził jak zajęcia na studiach. Co środę przepytywał nas z zadań, które wcześniej przygotował – wspomina Łukasz Preiss, odpowiedzialny za media w Wieczystej Kraków, który z Reczkiem miał styczność w szkole i na uczelni.
Przynosił ponumerowane piłeczki pingpongowe i osoba, której numer wylosowano, wzywana była do odpowiedzi. W siatce była również piłeczka z literą „R”. Wielu na nią czekało – to był znak, że kończy się sprawdzanie zadań, a rozpoczyna przepytywanie doktora przez jego uczniów.
– Z kolei w każdy pierwszy piątek miesiąca mieliśmy sprawdzian „w ramach pokuty” – przypomina sobie Preiss.
W matematyce nie ma drogi specjalnie dla królów (Euklides)
Doktor Reczek był nie do podrobienia, jedyny w swoim rodzaju. Trochę dziwak, niskiego wzrostu, lekko przygarbiony. Z dużą brodą i okularami. Zawsze schludnie ubrany, choć czasem pomazany kredą. Od lat w jego domu wisi portret nieznanego autora (poniżej). Rodzina szuka autora, który wykonał tę cenną pamiątkę.
– Zwracał uwagę wyglądem i zachowaniem. Był człowiekiem z wysoką kulturą osobistą, bardzo ułożonym. Zarażał spokojem i potrafił przemawiać do nas bez podnoszenia głosu. A nie było to łatwe w męskiej klasie – mówi Mikołaj Leszczuk.
Portret Krzysztofa Reczka. Autor nieznany
– Można było odnieść mylne wrażenie, że pan Reczek żyje we własnym świecie. Okazało, że jednak bardzo dobrze orientuje się w tym, co dzieje się dookoła – podkreśla Marcin Wojnarski, inny uczeń z Liceum Pijarów, założyciel i dyrektor Paperity, którego Reczek przygotowywał do konkursów matematycznych.
Moi rozmówcy podkreślają, że trzeba było mieć niesamowite szczęście, by zobaczyć wzburzonego nauczyciela. Miał je Marcin Wojnarski.
– Któregoś razu oddałem mu swoje rozwiązania na pierwszy etap Olimpiady Matematycznej, które on miał przekazać organizatorom. Wzory matematyczne i rysunki trudno było zrobić na komputerze, zwłaszcza w tamtych czasach, więc wszystko napisałem odręcznie drobnymi literami na kilku kartkach A4, z niewielkimi poprawkami skreśleniami w kilku miejscach. Kiedy pan Reczek zobaczył te poprawki, uniósł się wielkim wzburzeniem. Chyba to jedyny raz, kiedy widziałem go podenerwowanego! Kazał mi wszystko przepisać od nowa “na czysto”, bo przecież nie wypada kulturalnym ludziom oddawać takich bazgrołów. Poczułem się wtedy jak na dawnych lekcjach kaligrafii – mówi były uczeń.
W czasie prowadzonych zajęć nie brakowało śmiesznych sytuacji. Pewnego razu dr Reczek był tak pochłonięty wyprowadzaniem dowodu, że nie zauważył końca tablicy i pisał kredą po ścianie. Mówił „przepraszam”, gdy musiał wstawić gorszą ocenę.
W pewnym wieku zaczął szwankować jego słuch. – Zdarzało się, że nie słyszał dzwonka na przerwę, więc przeciągał lekcję. Wypuszczał nas z klasy po kolejnym, który rozpoczynał już następną lekcję, myśląc, że to przerwa – śmieje się Łukasz Preiss.
Choć wydawał się być z innej epoki, zaskakiwał także poczuciem humoru. Pewnego dnia wpadł z impetem do klasy i na progu oznajmił, że usłyszał świetny dowcip, którym koniecznie musi się podzielić. Już początek zapowiadał się pikantnie: „Przychodzi pacjent do seksuologa”.
Pacjent: Panie doktorze, mam problem. Chcielibyśmy z żoną mieć dzieci, ale jakoś nie wychodzi i nie wiemy, dlaczego.
Doktor: Trzeba zrobić badanie, rozumie pan. Proszę, ma pan tutaj ręcznik i słoiczek. Proszę udać się do pokoju obok i jak już będzie pan gotowy, to proszę dać znać.
Pacjent poszedł do pokoju, skąd po chwili zaczynają dochodzić dziwne odgłosy: jęki, stękanie, sapanie… Najpierw ciche, potem coraz głośniejsze… W końcu zaniepokojony doktor wstaje, zaczyna pukać do drzwi i pyta czy wszystko w porządku.
Na co pacjent krzyczy zza ściany: Panie doktorze, ja zupełnie nie wiem jak to się robi! Próbuję na wszystkie sposoby: prawą ręką, lewą ręką, przez ręczniczek. Ale za cholerę nie mogę tego słoika otworzyć!
– Takim dowcipem podzielił się z nami pan Reczek. Wtedy zrozumieliśmy, że wbrew pozorom, zna się on na paru innych rzeczach, nie tylko na matematyce – kończy Marcin Wojnarski.
Dr Krzysztof Reczek zmarł 9 stycznia w wieku 68 lat. Pożegnamy go 18 stycznia o godzinie x1 : x2 gdzie: g(x) = x³ – 66x² + 1209x – 6760 na cmentarzu Rakowickim.
Gdybyśmy mieli to szczęście i chodzili na jego zajęcia, nie musielibyśmy sprawdzać rozwiązania.
Exegi monumentum aere perennius (Horacy)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS