Seria sześciu krótkich opowieści dziejących się w Zwierzogrodzie mniej więcej w tym samym czasie, co akcja filmu. Niepotrzebny, ale zabawny i absolutnie przyjemny kawałek rozrywki!
Przygoda Judy Hopps i Nicka Bajera zabrała ich w podróż po niemalże całym Zwierzogrodzie. Natknęli się po drodze na kilka naprawdę barwnych postaci, z wzorowaną na Vito Corleone ryjówką i nieziemsko powolnym leniwcem, Flashem na czele. Na pewno niejeden widz chciał aby ich rola była większa, ponieważ w tych swoich krótkich występach dostarczyli mu masę śmiechu i radości. Podobno kontynuacja hitu z 2016 miała ukazać się już w zeszłym roku, ale plany musiały ulec zmianie. Tak więc, na osłodę życia, dostaliśmy chociaż dzisiejszy mini-serial, poszerzający wykreowany przez sztab scenarzystów Disneya świat i, być może, szykujący nas na oficjalną zapowiedź kontynuacji.
Zwierzogród+ – recenzja serialu [Disney]. Sześć odcinków, sześć inspiracji
Produkcja podzielona została na sześć odcinków, każdy trwający około dziesięciu minut. Nie wiążą się one ze sobą w żaden konkretny sposób, choć każdy rozbudowuje w jakiś sposób scenę znaną z filmu. Pierwszy odcinek pokazuje co działo się, kiedy Judy jechała po raz pierwszy do Zwierzogrodu. Później dowiadujemy się paru rzeczy o Ojcu Chrzestnym i jego rodzinie, złodzieju, którego Judy złapała w wielkiego pączka, Flashu, a nawet zajrzymy na chwilę do głowy Pazuriana Clawhausera, przesadnie entuzjastycznego kocura, siedzącego na policyjnej recepcji.
Kazdy odcinek jest parodią, albo hołdem złożonym jakiemuś filmowi, lub typowi opowieści. Otwierająca serial przygoda rodziców Judy to nic innego jak dorośli, panicznie starający się uratować dziecko, które permanentnie znajduje się na skraju zrobienia sobie krzywdy, czy wręcz zabicia się. Dalej mamy “Żony Hollywood”, musicale, “Ojca chrzestnego”, talent show i mój osobisty, regularnie powtarzający się koszmar – zapierdzielanie jak dzik w restauracji przy piętrzących się nieustannie problemach. Byłem kiedyś kelnerem. Absolutnie szczerze współczuję głównej bohaterce tego odcinka, ponieważ naprawdę co jakiś czas śni mi się ta sama sytuacja.
Czy są to oryginalne pomysły? Cóż, z samej natury hołdowania klasykom wynika już, że nie. Lecz nie ma w tym niczego złego. Cały serial, wszystkie odcinki, to takie filmowe amuse-bouche – króciutkie, jednowątkowe apetyzery. Mają sprawić widzowi przyjemność, ale są raczej niezobowiązującymi, szybkimi strzałami. Niemalże cały ich czar polega właśnie na tym, że skądś już to znamy, że to wariacja na temat bliskich nam produkcji. Oczywiście to nie tak, że taki choćby odcinek z szefem mafii jest prostym skrótem z “Ojca chrzestnego”, tyle że ze zwierzakami. To wciąż oryginalne historie, jedynie inspirowane klasykami.
Zwierzogród+ – recenzja serialu [Disney]. Czy ładna animacja i solidne gagi to wystarczająca recepta na sukces?
Biorąc się za seans nie byłem przekonany do projektu Trenta Correya i Josie Trinidad. Byłem przekonany, że dziesięć minut na historię to za mało. Zapomniałem, że serial ma cały film z wielką metropolią w roli głównej, z którego może czerpać pełnymi garściami, podobnie jak wcześniej “Opowieści Jedi”. Budowanie świata zostało już zrobione, teraz można się nim bawić, dopowiadać, zaskakiwać. Nie żeby “Zwierzogród” mógł konkurować na tym polu z “Gwiezdnymi Wojnami”. Na szczęście nie musi! Powiedziałbym, że ten dzisiejszy serial to taka współczesna wersja kreskówek złotej ery Looney Tunes, albo MGM. Byłyby idealne jako krótki przerywnik pomiędzy większymi produkcjami na Disney Channel, czy gdzieś. Po obejrzeniu na streamingu wszystkich odcinków ciurkiem – to w końcu ledwie sześćdziesiąt minut telewizji – można odczuć pewien zawód, bo patrząc z perspektywy można dojść do wniosku, że “Zwierzogród+” to taka trochę wata, lecz w niewielkich dawkach, tak na poprawę humoru, czy do obiadu, jest to bardzo przyjemna rozrywka, silnie zakorzeniona w klasyce.
Poczucie humoru twórców jest zazwyczaj bardzo trafne. Żarty budowane są na tym, co o postaciach wiemy już z filmu, więc dla najlepszych wrażeń wymagana jest jego znajomość, ale, co ważne, gagi nigdy nie są złośliwe, czy zbyt mroczne. Najbardziej mrocznie wypada odcinek z musicalem, choć i tam wszystko udaje się zachować w odpowiednio przyjaznym dzieciom tonie, a cała sytuacja pasuje do głównego bohatera odcinka. Zazwyczaj natomiast bawi nas dwóch tańczących chłopów, z których jeden czuje się przy tym wybitnie niekomfortowo, albo piekielnie powolny leniwiec. Ten ostatni to może i raczej odtwórczy żart, ale wciąż bawi, więc czemu nie.
“Zwierzogród+” działa bardzo dobrze dopóki nie zaczynamy się nad nim za bardzo zastanawiać. Wypada jednak mieć gdzieś z tyłu głowy, że to tylko prosta animacja o utopijnym mieście, w którym każdy może być każdym i nie przeżywać za bardzo logicznych uproszczeń pokroju: dlaczego uczciwie pracujący gryzoń, założyciel całej Chomiczówki i osoba o, najwyraźniej, złotym sercu jest gangsterem? To nie ten poziom skomplikowania żeby się tym przejmować. Grunt, że animacja wygląda świetnie, humor jest uniwersalny i udany, a całość daje jasny sygnał, że Disney wciąż nie zapomniał o marce. Miły przerywnik od dużych, bardziej wymagających produkcji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS