Żużel. Bez Bogusława Nowaka żużel byłby w innym miejscu. Choć odszedł, jego zasługi i pamięć zostaną na zawsze
Legendarny trener i zawodnik Stali Gorzów Bogusław Nowak zmarł w tym roku. – Polski żużel, nie byłby bez niego tu, gdzie jest dzisiaj. Dyscyplina zabrała mu wszystko, a i tak kochał ją do końca – mówi nam honorowy prezes klubu, Władysław Komarnicki.
– W trakcie Złotego Kasku Boguś doznał kontuzji nogi. Potem nie mógł jej utrzymać na podnóżku, ale zamiast odpuścić, obwiązał kończynę gumą, żeby wchodząc w łuk, materiał umożliwiał jej łatwiejsze postawienie na motocyklu. Po biegu zepsuł się gaz i jechał dalej, nie wiedząc, jak się zatrzymać. W końcu zrezygnowany postanowił położyć maszynę, ale motor dalej latał dookoła niego, a Boguś nie mógł się wydostać. Nareszcie się udało. Machnął tylko energicznie ręką i poszedł do parkingu. Taki był. Nigdy nie uznawał kompromisów – mówi WP SportoweFakty były trener gorzowskiej Stali, Stanisław Chomski.
Bogusław Nowak zawsze stawiał na swoim, a gdy obierał jakiś cel, nawet jeśli inni łapali się za głowy, on ani myślał powiedzieć pas. – Czasami stawał się w tym wręcz upierdliwy, ale w pozytywnym znaczeniu. Właśnie dzięki jego zawziętości zrealizował wiele inicjatyw. Niektóre faktycznie wyglądały na osobliwe, ale on sobie z tego nic nie robił. Kto wie, gdzie byśmy dzisiaj byli, gdyby nie jego niezłomność – wspomina Chomski.
Dzięki zaangażowaniu Nowaka w miniżużel, pod jego okiem, pierwsze kroki w Wawrowie mogli stawiać między innymi Szymon Woźniak, czy Bartosz Zmarzlik. Na początku wystarczył mu kawałek pola, ciągnik i kilka rąk do pracy. – Bartek w dużej mierze zawdzięcza sukces właśnie jemu i myślę, że by się nie obraził, za takie sformułowanie. Boguś był jego pierwszym trenerem i mentorem. My teraz mamy pięciokrotnego mistrza świata – mówi WP SportoweFakty honorowy prezes Stali Gorzów, Władysław Komarnicki.
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. “Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja”
– Miał wielką charyzmę. Jego fenomen polegał na tym, że wystarczył moment i wiedział, kto udaje, a kto bardzo chce być wielkim sportowcem. Dzisiaj brakuje takich trenerów, stawiających młodzieży wyraźne granice. Polski żużel bez Bogusia nie byłby tu, gdzie jest teraz i nie mam, co do tego cienia wątpliwości. Bardzo ubolewam, że nie mogłem uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, z powodu obecności za granicą. Na pewno odszukam jego grób w trakcie Uroczystości Wszystkich Świętych – kontynuuje senator IX, X i XI kadencji.
Dbał o innych, jak o siebie
Lista zasług legendy Stali dla czarnego sportu jest zdecydowanie dłuższa. – Był inicjatorem całej masy akcji charytatywnych. Dzięki jego staraniom i nawiązaniu kontaktu z odpowiednimi osobami, dziś w Rokitnie w sanktuarium jest tablica upamiętniająca byłych i obecnych zawodników, działaczy oraz mechaników Stali Gorzów. Życie często sprawiało, że miał pod górkę, ale nigdy się nie poddawał, dlatego można go nazwać wzorem do naśladowania – przyznaje Chomski.
Przez wiele lat Nowak pomagał schorowanym zawodnikom. Założona przez niego fundacja refundowała między innymi turnusy rehabilitacyjne. – Swoją postawą przypominał decydentom, że nie można o nich zapominać. Rzeczywistość jest smutna. Niektórzy kończą karierę i słuch o nich ginie. Nikt im niczego nie proponuje. Boguś był inny, wyciągał rękę do swoich kolegów po fachu, starał się zorganizować im zajęcie, sprawić, żeby poczuli się ważni – zauważa Komarnicki.
– Z drugiej strony zawodnicy rozstają się z żużlem, idą do normalnej pracy i odcinają od wszystkiego. Tak jest bardzo często. Boguś był do końca przy Stali. Środowisko go akceptowało. Bardzo empatyczny człowiek. Szkoda, że odszedł od nas tak wcześnie – dodaje były prezes Stali Gorzów.
Żużel dał i odebrał mu wszystko
Nowak rozkochał w sobie cały Gorzów, najpierw jako zawodnik Stali. Zdobył z nią 12 medali Drużynowych Mistrzostw Polski i pięć Mistrzostw Polski Par Klubowych.
– Przede wszystkim świetny zawodnik. Mimo wielkiej konkurencji w Stali Gorzów w latach siedemdziesiątych zawsze potrafił wywalczyć miejsce w drużynie. Bardzo pracowity i uparty człowiek. Mogłoby się wydawać, że wszystko i zawsze mu wychodziło, ale to nieprawda. Nigdy natomiast się nie poddawał – zaznacza Chomski. – Gdyby nie liczne kontuzje, może osiągnąłby jeszcze więcej – dodaje po chwili.
Nowak kochał żużel do samego końca, choć dyscyplina zabrała mu zdrowie. W 1988 roku w Rybniku uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku którego doznał złamania kręgosłupa. Od tamtej chwili poruszał się na wózku inwalidzkim. – Był pogodzony ze swoim losem. Mimo ogromnej tragedii, wytrzymywał to przez ponad 35 lat. Bardzo szanuję takich ludzi. Boguś był rozpoznawalną marką, jeśli chodzi o sport żużlowy. Nie tylko w Gorzowie. Żałuję, że go nie ma z nami, ale wszyscy tam kiedyś pójdziemy i się z nim spotkamy – ubolewa Komarnicki
– To na pewno odbiło się na jego życiu prywatnym i zawodowym. Kontuzja wiele przekreśliła. Trzeba pamiętać, że w pracę przy miniżużlu zaangażował się, gdy już był sparaliżowany – dodaje Chomski.
Swoją pasją Nowak zarażał innych aż do ostatnich dni. – Pamiętam dyskusje dotyczące tego, czy człowiek skrzywdzony przez żużel może być dobrym trenerem. Jak nawet wzorem, czego Boguś jest żywym przykładem. Powiem więcej, jego determinacja i bliski kontakt z podopiecznymi powodowały, że nigdy nie usłyszał tego pytania. Oczywiste rzeczy zwyczajnie się pomija – słyszymy od byłego prezesa Stali.
Środowisko było w szoku. Nic nie zapowiadało najgorszego
W maju 2024 roku stan zdrowia Bogusława Nowaka zaczął się pogarszać. Legenda gorzowskiego klubu doznała złamania nogi. Osłabiony organizm nie poradził sobie z bakterią, która go zaatakowała w skutek urazu. 10 lipca były trener i zawodnik zmarł. – Dzień przed jego śmiercią zamówiono mszę w intencji uzdrowienia trenera Nowaka. Leżał w szpitalu, było nieciekawie, ale nikt nie spodziewał się, że uroczystość przeobrazi się w żałobną. Takie niestety są niezbadane wyroki – bezradnie mówi Chomski.
– Kochał ten sport do końca. Chyba, jak nikt inny. Nie był zasobnym człowiekiem, mierzył się z pewnymi głupotami, ale w jego sytuacji to nieuniknione. Mimo tego nigdy nie porzucił czegoś, co odebrało mu zdrowie – dodaje Komarnicki.
Były prezes Stali przyznał, że wiadomość o śmierci Nowaka go zasmuciła, ale wywołała także falę wspomnień. – Na początku za dobrze go nie znałem. Pewnego dnia dzwoni do mnie asystentka i mówi, że Bogusław Nowak chce się ze mną skontaktować. – Dobrze, niech mnie pani łączy – odpowiedziałem. – Tu nie ma windy, musi pan do niego zejść – odparła – opowiada senator.
– Oczywiście zszedłem. Nieistotne, o co mnie poprosił, ale rozmawialiśmy bardzo długo. Czułem się, jakbym znał tego nietuzinkowego człowieka latami. Był ujmujący. Czegoś takiego nie da się udawać. Zawsze się cieszyłem, że odbyliśmy tę rozmowę i wtedy zszedłem. Wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że będę kiedyś w Stali, ani tym bardziej że Boguś Nowak złoży mi wizytę. Potem wiele razy to wspominaliśmy. Na pewno sprawił, że od tamtej chwili inaczej patrzyłem na żużel – przyznaje bez cienia wątpliwości.
– Nie mogę powiedzieć, że pod koniec jego życia mieliśmy kontakt bardzo często. Niemniej, jak tylko go gdzieś dostrzegłem, zawsze podszedłem zamienić kilka zdań. Obok Bogusia nie dało się przejść obojętnie – podsumowuje Władysław Komarnicki.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
KUP BILET na 2025 PZM FIM Speedway Grand Prix of Poland – Warsaw. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS