Nasza ewentualna uległość wobec Unii Europejskiej oznaczałaby, że o polskich reformach decydować będą Niemcy i Francuzi; dlatego też należy utrzymać tzw. twardy kurs wobec UE – powiedział PAP prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.
Profesor Przemysław Żurawski vel Grajewski za wyjątkowo celne ostatnie wypowiedzi wicepremiera, prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dla „Gazety Polskiej Codziennie”.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „GPC” zagroził wetem unijnych wieloletnich ram finansowych oraz Funduszu Odbudowy. „Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus. I tak będziemy działać wobec każdego, kto będzie stosował wobec nas jakieś wymuszenia. Powtórzę jeszcze raz – bo już to mówiłem – jesteśmy po dobrej stronie historii. To ci, którzy chcą nam odebrać suwerenność, narzucić jakieś swoje widzimisię, są na drodze do upadku” – powiedział wicepremier.
Tylko twarde stanowisko może pomóc
Prof. Żurawski vel Grajewski powiedział PAP, że tylko takie, twarde stanowisko, jak to prezentowane przez Kaczyńskiego, może pomóc umocnić się Polsce w strukturach UE i przezwyciężyć finansowy szantaż unijnych polityków i urzędników.
Za naszą uległość możemy zapłacić utratą części naszych praw, a za Polaków o polskich reformach decydować będą Niemcy i Francuzi
— mówił profesor.
Wtedy polscy wyborcy straciliby możliwość kształtowania polityki naszego państwa; Berlin i Paryż decydowałyby, czy polskie reformy pasują do niemieckich i francuskich interesów lub interesów innych unijnych państw
— podkreślił.
Kiedy raz ulegniemy nasze inicjatywy będą hamowane przez UE pod hasłem kolejnych przypadków „łamania przez Polskę praworządności”
— podkreślił Żurawski vel Grajewski. Jak ocenił, „tylko twarde negocjacje, na przykład w sprawie finansowego wsparcia UE dla Polski na walkę z ekonomicznymi skutkami pandemii koronawirusa i w sprawie przyszłego budżetu unijnego, są absolutnie jedynym sposobem rozwiązania tych problemów na naszą korzyść”.
W innym przypadku, musielibyśmy zrezygnować z suwerenności państwa i Polska przestałaby być demokracją, stałaby się protektoratem zarządzanym stosownie do interesów największych graczy unijnych
— zaznaczył profesor.
Szantaż będzie powracał
Szantaż zredukowania dotacji unijnych dla Polski pod pozorem „obrony” naszej „praworządności” będzie często powracał, aż do następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku
— uważa ekspert.
Według niego, oprócz Węgrów, stopniowo zyskujemy innych sojuszników w UE, m.in. kraje bałtyckie i Rumunię. Węgrów – zdaniem profesora – a co za tym idzie i nas, poprą także Słoweńcy.
Politolog zaznaczył, że żadne ważniejsze unijne prawo nie może być uchwalone bez akceptacji wszystkich państw wspólnoty. Podkreślił też, że nikt ze znaczących sił politycznych w Polsce, w tym z obozu rządowego, nie ma zamiaru wyprowadzać naszego kraju ze struktur UE.
Także i nikt w UE nie ma takiego zamiaru wypychać Polski pamiętając o tym, że jesteśmy największym w Europie Środowej i Wschodniej rynkiem dla Berlina, utrzymujemy milion niemieckich miejsc pracy i nasze wyjście z UE oznaczałoby olbrzymie bezrobocie u naszych zachodnich sąsiadów, czyli porażkę wyborczą każdego rządu niemieckiego
— dodał profesor.
Integracja europejska jest korzystna, chodzi jednak o to, aby była oparta na szacunku i respektowaniu własnej suwerenności. Nie jesteśmy państwem – klientem
— zwrócił uwagę.
Śmieszne są już opowieści z krajów tzw. starej Unii, że oto Polacy i Węgrzy oraz obywatele innych państw przyjętych po 2004 roku do UE, powinni być wdzięczni za transfer finansowy, czyli dotacje, jak gdyby to była działalności charytatywna państw zachodnich
— zaznaczył naukowiec z Uniwersytetu Łódzkiego.
Traktatowo dotacje to rekompensata za zniesienie barier celnych, czyli za otwarcie naszych rynków na silniejszą gospodarczo konkurencję państw rdzenia UE. To oczywiście powoduje straty nowych państw członkowskich, m.in. Polski i właśnie te straty są rekompensowane dotacjami dla nas
— przypomniał Żurawski vel Grajewski.
Za te wytransferowane do nas pieniądze kupujemy towary w krajach tzw. starej UE i owe środki wracają na Zachód. Bez tych pieniędzy m.in. Francja, Niemcy, Benelux, kraje skandynawskie oraz państwa południa Unii straciłyby bardzo dużo, przede wszystkim miejsca pracy
— zauważył profesor.
Zatem, opowieści, że moglibyśmy wyjść z UE albo, że ktoś nas stamtąd wyrzuci, nie należy traktować poważnie
— powiedział Żurawski vel Grajewski.
gah/PAP
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS