Marta Onyszkiewicz, psycholog: – Święta w aurze koronawirusa? O tym, jak je przeżyć? Sama chciałabym to wiedzieć. Widzę, że ludzie siedzą w domach, okopali się, nie mając na nic siły, nie chce im się nawet zadzwonić do rodziny, znajomych, zapytać, co słychać, czy wszystko jest w porządku. Gdy dzwonię do Anglii, do rodziny, słyszę w ich głosach, że nawet młodzi są w kiepskich nastrojach. My, starzy, już przeżyliśmy różne rewolucje, dla nich to pierwsze takie bardzo trudne doświadczenie.
Nie dość, że koronawirus, to jeszcze nęka nas smog. Szary i smutny świat wkoło dobija nie mniej niż pandemia.
– Otwarłam szeroko okno w domu, bo chciałam zobaczyć Gwiazdę Betlejemską, czyli koniunkcję Saturna i Jowisza, musiałam je natychmiast zamknąć, bo aż mnie cofnęło. Powietrze śmierdzi, jest gęste, nie da się nim oddychać.
Za czasów mojego dzieciństwa niemal wszędzie paliło się węglem, ale nie przypominam sobie, żebyśmy się dusili. A teraz się autentycznie dusimy.
Na mnie najgorsze wrażenie robi chyba puste miasto.
– Faktycznie, to nie jest miły widok. Spędziłam trochę czasu w Nowym Jorku, patrzę na zdjęcia z tego miasta i widzę, że tam, gdzie zawsze tętniło życie, teraz jest zupełnie pusto. Tak jakby ludzie wyprowadzili się albo wymarli.
Jak mimo wszystko zadbać o świąteczną atmosferę w naszych domach?
– Na pewno nie zależy to od pieniędzy. Moja rodzina nie była zamożna, pracował tylko ojciec. Tę niepowtarzalną atmosferę robiły wypastowane podłogi, ubrana choina, pyszny barszcz i uszka z grzybami. Przy stole było dużo ludzi, śpiewaliśmy wspólnie kolędy, graliśmy na fortepianie, nie było u nas zwyczaju umieszczania pod choinką drogich prezentów. Pamiętam, jak kiedyś jeszcze za bony kupiłam w Peweksie dla dzieci z rodziny najmniejsze zestawy klocków Lego. Te mikroskopijne podarunki wprawiły je w zachwyt. Przygotowywaliśmy się do świąt, chodząc z lampionami na roraty.
Nie da się wrócić do czasów dzieciństwa, ale można sobie powspominać te święta sprzed lat. Wyciągnęłam z piwnicy malutką choinkę, mam rybę, barszcz. Poczytam książkę, posłucham kolęd. Teraz nam wszystkim potrzebny jest przede wszystkim spokój.
Wiele rodzin ma obawy, czy spotykać się z bliskimi przy świątecznym stole. To może skończyć się czyjąś śmiercią.
– Nie ma w tym przesady, dla starszych, chorych osób koronawirus jest przecież śmiertelnym zagrożeniem. Będę spędzała święta sama. Oczywiście, tradycyjnie zostawię wolne miejsce dla niespodziewanego gościa, ale pod warunkiem, że to będzie gość, który już przechorował COVID-19 i mnie nie zakazi. Znam sytuację, gdy dziewczyna przyniosła do domu koronawirusa z pracy, jej mama zakaziła się i umarła. To są tragiczne sytuacje.
Wiele osób będzie w takiej sytuacji. Dlatego tak ważne jest, by jednak zadzwonić, porozmawiać. Starsi ludzie, tacy jak ja, boją się tego zagrożenia, podświadomie myślimy, że możemy złapać to cholerstwo. Młodzi może mniej, myślą, że poważnie nie zachorują, choć jak wiemy, koronawirus nikogo nie oszczędza.
Nie wyobrażam sobie nawet, jak trudny musi to być okres dla dzieci.
– Oj, niezwykle trudny. Znam fantastycznego chłopczyka, trzecioklasistę, który bardzo źle znosi zamknięcie, zdalną naukę, brak regularnych kontaktów z rówieśnikami. Zaczyna, jak to się potocznie mówi, wariować. Jego rodzice to świetni ludzie, poświęcają mu mnóstwo czasu, a są przecież dzieci wychowywane w patologicznych rodzinach, które teraz nie mogą liczyć na żadną pomoc. Szkoła to była dla nich możliwość odskoczni, zjedzenia ciepłego obiadu.
Dzieci praktycznie nie wychodzą teraz z domów, od czasu do czasu widuję dziewczynkę, która wychodzi z pieskiem na spacer, innych dzieci nie widać.
Nie wydaje mi się niestety, żeby ten trudny czas nie zostawił jakiejś rysy, jakiegoś śladu. Boję się np., co będzie po powrocie dzieci do szkół, gdzieś te wszystkie emocje muszą przecież znaleźć jakieś ujście.
Takie problemy są na całym świecie. Mówię osobie z mojej rodziny mieszkającej za granicą, która bardzo źle to wszystko znosi, że moi rodzice mieli jeszcze gorzej, że była wojna, musieli uciekać przed bombardowaniami. Ale widzę, że młodzi ludzie nie mają żadnej odporności psychicznej.
Przybywa samobójstw.
– Niestety, o czym jeszcze ciągle chyba się za mało mówi. Starsze pokolenia były i są nastawione na ocalenie życia, przetrwanie. Młodzi sobie nie radzą, zaprzeczają np., że w ogóle koronawirus jest jakimś zagrożeniem.
Nie spodziewali się, że za ich życia coś takiego się wydarzy. Przecież w medycynie potrafimy już wszystko…
– Nagle, w zasadzie z dnia na dzień, zawalił im się świat. Podczas wiosennej fali pandemii, robiąc zakupy, stoczyłam rozmowę z młodym człowiekiem, który wszedł do sklepu bez maseczki i twierdził, że nie ma żadnej epidemii, że to wszystko jest wymyślone, a Włosi pokazują zdjęcia z czasów wojny.
A życie starszych ludzi? Też się zmieni?
– Jestem na takim etapie życia, że cieszy mnie każdy krok do przodu, każdy przeżyty rok to łaska boska. W dodatku w sytuacji, gdy jesteśmy praktycznie pozbawieni opieki medycznej. Był moment, gdy wydawało mi się, że złapałam koronawirusa. Przez dwa dni nie mogłam się dodzwonić do poradni. Jak się w końcu dodzwoniłam, pani doktor stwierdziła, że w takiej sytuacji to może by mnie wysłała na test. Tyle że mnie już wtedy choroba przechodziła. Tak nie jest tylko w Polsce, pozamykane są przychodnie także w innych krajach.
Mnie denerwują rady, żeby upiec ciasto i przestać myśleć o tym, co się dzieje.
– Każdy ma inny sposób na to, żeby przetrwać te naprawdę trudne chwile i nie zwariować. Na pewno nie jest dobrym pomysłem wydawanie pieniędzy w galeriach handlowych. Jest kryzys, można się obawiać utraty pracy i trzeba zadbać o to, by mieć za co kupić jedzenie w kolejnych miesiącach.
Jest światełko w tunelu, szczepionka.
– Słucham bardzo uważnie głosów autorytetów, przekonują, żeby się nie bać, że ta szczepionka nie ma zbyt dużych skutków ubocznych. W czasach mojego dzieciństwa w mieście była epidemia Heinego-Medina, niektóre dzieci umierały, inne na cały życie zostawały sparaliżowane. Jak to dzieci, zakradaliśmy się pod prosektorium, żeby obejrzeć ciała. Potem wprowadzono szczepionkę i takiej epidemii już nie było.
Mam obawy, jak to będzie wyglądało organizacyjnie. Michał, osoba z mojej rodziny mieszkająca w Wielkiej Brytanii, mówi, że dostał już pismo z informacją, w których miesiącach może się spodziewać wezwania na szczepienie, to w przypadku jego rocznika będzie czerwiec-wrzesień. My tutaj w Polsce niestety nadal nic nie wiemy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS