Płonące wioski i masowe egzekucje. Grabieże i gwałty. Zabójstwa niewinnych cywilów i jeńców – Ukraińców, Żydów, Białorusinów i Polaków. Nie, to nie jest komunistyczna propaganda. Niektórzy Żołnierze Wyklęci naprawdę dopuszczali się takich zbrodni.
Piotr Zychowicz pisał o tym w głośnej publikacji “Skazy na Pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych”. To książka napisana bez przemilczeń, zawierająca szokujące zeznania świadków i drastyczne opisy mordów. Dzięki temu stała się ważnym źródłem w dyskusji na temat polskich bohaterów i wojennych zbrodniarzy. Z okazji Narodowego Dnia Pamięci “Żołnierzy Wyklętych” (1 marca), przypominamy jej fragment.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wstęp do książki Piotra Zychowicza “Skazy na Pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych”
Opinia publiczna ma prawo być w tej sprawie skonsternowana. Docierają bowiem do niej dwie skrajnie odmienne i nawzajem wykluczające się opinie. Aby się o tym przekonać, wystarczy 1 marca – w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych – przejrzeć gazety, portale internetowe lub włączyć telewizor.
Według części polskich mediów żołnierze powojennego podziemia antykomunistycznego byli aniołami. Skrzydlatymi, świetlanymi postaciami, które spłynęły z nieba, aby walczyć w obronie uciśnionych. Żaden z nich nigdy nie zrobił krzywdy bliźniemu, żaden nie sięgnął po alkohol, żaden nie rzucił grubym słowem.
Żołnierze Wyklęci byli nieskazitelnymi bohaterami. A co za tym idzie, po wieczne czasy powinni być stawiani za wzór do naśladowania dla kolejnych pokoleń Polaków. Musimy być z nich dumni.
Wystarczy jednak wcisnąć guzik pilota i przełączyć na inny kanał, aby usłyszeć coś skrajnie przeciwnego. Czyli że Żołnierze Wyklęci byli diabłami wcielonymi. Hordą zdegenerowanych kryminalistów, których głównym zajęciem było mordowanie Żydów i przedstawicieli innych mniejszości.
Żołnierze Wyklęci gwałcili, puszczali z dymem wsie, pili na umór i plądrowali. Jako Polacy powinniśmy się za Wyklętych wstydzić i kajać się za ich liczne zbrodnie.
Z jednej strony otrzymujemy więc obraz biały jak śnieg, z drugiej – czarny jak smoła. Zwolennicy obu tych narracji skaczą sobie do gardeł i odsądzają swoich polemistów od czci i wiary. Z jednej strony padają oskarżenia o “zdradę”, “bolszewizm” i “zaprzaństwo”, z drugiej o “faszyzm” i “szowinizm”.
W efekcie racjonalnie myślący człowiek przypatrujący się z boku tej plemiennej wojnie o historię ma prawo czuć się zagubiony. I zadać podstawowe pytanie: Jak było naprawdę? Myślę, że osób, które chciałyby sobie wyrobić w tej sprawie własny, niezależny pogląd, jest bardzo dużo. I właśnie do nich kieruję tę książkę.
Jak więc było naprawdę? Otóż tak, jak w prawdziwym życiu – różnie. Rzeczywistość nie była ani tak idylliczna, jak zapewniają nasi historyczni propagandyści, ani tak fatalna, jak twierdzą przedstawiciele tak zwanego przemysłu pogardy.
Żołnierze Wyklęci nie byli aniołami (już słyszę krzyk oburzenia hurrapatriotów), ale też nie diabłami (już słyszę krzyk oburzenia lewicowców). Wyklęci byli po prostu ludźmi. Z krwi i kości.
Byli zaprawionymi w bojach żołnierzami, którzy prowadzili nierówną walkę na śmierć i życie z komunistycznym okupantem. Walkę desperacką, straceńczą, niezwykle brutalną i zaciętą. W efekcie epopeja Żołnierzy Wyklętych obfitowała w dramatyczne, a często drastyczne epizody.
To nie był średniowieczny turniej rycerski – w tej walce nikt nikomu pardonu nie dawał. Pięknych, wzniosłych chwil było niewiele. Było za to dużo krwi, rozpaczy, zwierzęcego strachu, śmierci i okrucieństwa. I czarnej ziemi, w którą wsiąkała krew ofiar.
Nasi niepoprawni romantycy lubią sobie wyobrażać, że wojna wydobywa z ludzi to, co najlepsze. To niestety nieprawda. Wojna na ogół wydobywa z ludzi to, co najgorsze. I Polacy nie są tu wyjątkiem. Wyjątkiem nie byli również Wyklęci.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że żołnierze powojennego podziemia bili się o słuszną sprawę. O niepodległość ojczyzny i wolność osobistą jednostki. Rzucili wyzwanie najbardziej totalitarnemu i ludobójczemu systemowi świata. Mimo miażdżącej przewagi wroga bili się z komunistami jak lwy. Bez nadziei na zwycięstwo, a często nawet na przeżycie.
Dla wielu z nich była to walka o godność i honor. A walka taka – niezależnie od naszej oceny jej sensu – zasługuje na najwyższy szacunek. Dlatego możemy być dumni z tysięcy bitew i potyczek, które Wyklęci stoczyli z komunistami. Z akcji likwidacyjnych, rozbitych więzień, zasadzek, sabotaży i aktów dywersji.
Duma ta nie może jednak oznaczać, że mamy zamiatać pod dywan prawdę o tych Wyklętych, którzy dopuścili się czynów niegodnych polskiego żołnierza. O tych, którzy krzywdzili niewinnych bliźnich.
Historycy oceniają, że przez szeregi polskiego powojennego podziemia niepodległościowego mogło przewinąć się nawet 120 tysięcy ludzi. Wiara w to, że w tak olbrzymiej zbiorowości uzbrojonych mężczyzn nie było ani jednego, który dopuścił się zbrodni, jest dziecinną naiwnością.
Takie postacie niestety wśród Wyklętych były. I nie ma powodu, żeby wymazywać to z rodzimej historii jakąś cenzorską, patriotyczną gumką myszką. Nie ma powodu, żeby brnąć w dziecinne zaprzeczenia i wypierać niewygodną prawdę. Z tą prawdą należy się zmierzyć. Jest to bowiem probierzem narodowej dojrzałości i ludzkiej przyzwoitości.
(…)
My, Polacy, wychowani jesteśmy na własnej martyrologii. Zważywszy na to, jak wielkie były cierpienia naszych przodków, jest to w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Skutkiem tego wielu rodaków nie przyjmuje jednak do wiadomości, że w naszej historii zdarzały się również sytuacje odwrotne. Wydarzenia, w których Polacy występowali w roli oprawców.
Problem pogłębia to, że w ostatnich latach epopeja Żołnierzy Wyklętych stała się elementem polityki historycznej państwa polskiego. Rządzący nami politycy próbują wykorzystać społeczną fascynację powojennym podziemiem do nabicia sobie słupków popularności. W efekcie prawda w coraz większym stopniu wypierana jest przez propagandę.
Jest to zjawisko nie tylko niezwykle groźne dla wolności słowa, wolności badań naukowych i krytycznego myślenia. To również wielkie zagrożenie dla kondycji moralnej współczesnej Polski i współczesnych Polaków. Jak bowiem pisał Józef Mackiewicz, “kiedyś umierało się dla ojczyzny, a dzisiaj kłamie się dla ojczyzny”. Zdecydowanie wolę te dawniejsze czasy.
Bezkrytyczni apologeci Żołnierzy Wyklętych twierdzą, że ich idoli krytykują tylko pogrobowcy komuny, bolszewicy i “osoby niechętne etosowi walki zbrojnej z komunistami”. Nie ułatwiajcie sobie, panowie, zadania. Ja wobec etosu walki zbrojnej z komunistami jestem nastawiony niezwykle przychylnie. Mało tego, uważam, że pistoletowa kula była jedyną dopuszczalną formą “dialogu” z czerwonymi.
Nie należę do “trzeciego pokolenia UB, które walczy z czwartym pokoleniem AK”. Nie jestem lewakiem ani pacyfistą. Przeciwnie – mam poglądy konserwatywne. Jestem antykomunistą i miłośnikiem chwalebnych tradycji oręża polskiego. Na czele z chwalebnymi kartami epopei Żołnierzy Wyklętych.
Jestem jednak również wyznawcą staroświeckiego poglądu, że wojnę toczy się przeciwko uzbrojonym mężczyznom. A nie przeciwko niewinnym cywilom – starcom, kobietom i dzieciom.
Jestem również bezkompromisowo przywiązany do zasady, którą wpojono mi podczas studiów historycznych. Że zawsze – i nie ma tu żadnych wyjątków – należy pisać prawdę. Jakakolwiek by ona była.
Fragment pochodzi z książki Piotra Zychowicza, “Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych” wydawnictwa Rebis. Całości można wysłuchać w serwisie Audioteka.pl.
W 50. odcinku podcastu “Clickbait” zachwycamy się serialem (!) “Pan i Pani Smith”, przeżywamy transformacje aktorskie w “Braciach ze stali” i bierzemy na warsztat… “Netfliksową zdradę”. Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS