A A+ A++

Świat sztuki w 1891 roku był bogaty. Zaczął się zmieniać powoli poprzez nowych mistrzów naszej wyobraźni. Na świat przychodzą rzeźbiarz Max Ernst, malarka Zofia Stryjeńska, prozaik Henry Miller oraz Michaił Bułhakow. Na wiosnę uruchomiono pierwszą linię tramwaju elektrycznego w niemieckim Halle, a na uroczystym otwarciu Carnegie Hall w Nowym Jorku orkiestrą dyrygował Piotr Czajkowski. Latem położono kamień węgielny pod budowę budynku Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, a jesienią otwarto Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu i szpital psychiatryczny w Tworkach.

A 30 sierpnia 1891 roku na wschodzie Francji w maleńkiej miejscowości Rançonnières rodzi się Paul Grappe, żołnierz w koronkach.

Czytaj też: Niemcy wciąż płacą za I Wojnę Światową

Dezercja

Ten zwykły chłopiec jest synem Jules’a Grappe’a, 23-letniego serowara i młodej, 18-letniej Marie Gouhot, kobiety „bez zawodu”, mającej za zadanie prowadzenie domu spełniającego się męża. Był to niczym niewyróżniający się dom, taki, który spokojnie prowadzi chłopca przez pierwsze lata dojrzewania, a ściślej do roku 1911, kiedy to w Paryżu poznaje swoją przyszłą żonę Louise Landy. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Pod koniec lipca 1914 roku wybucha wojna, I wojna światowa, nazywana wówczas Wielką Wojną. 23-letni Paul odbywa służbę wojskową jako kapral w 102. Pułku Piechoty. Służba wiąże się z wysłaniem go na kilka tygodni na front. Po czterech miesiącach ulega wypadkowi, traci palec w prawej dłoni. Wraca do domu, szybko ma proces o samookaleczenie. Zarzuca się mu oszustwo. Jednak w niedługim czasie zostaje uznany za niewinnego i musi ponownie wrócić na front. Nie wytrzymuje. Wojna nie jest dla niego. To życie w wiecznym strachu. Decyduje się na dezercję.

Po ucieczce wraz z żoną Paul na moment zamieszkał w Hiszpanii. Niestety, nie mógł sobie pozwolić na paradowanie po ulicach. Młodzi, a przede wszystkim zdrowi mężczyźni bez mundurów byli podejrzani, przyciągali wiele uwagi i szybko mogli wpaść w sidła wojska. Grappe nie miał wyboru, na front nie wyobrażał sobie wrócić, a bycie mężczyzną było niebezpieczne.

Dowiedział się, że decyzją rady wojennej otrzymał wyrok zaoczny śmierci za dezercję, miał zostać rozstrzelany dla przykładu. Postanowił zgolić wąsy, pożyczyć od żony damskie ubrania oraz perfumy i ogłosić się Suzanne Landgard. Kobietą został na dziesięć lat. Był to długi proces, by być bardziej wiarygodnym, zrezygnował z peruk, zaczął zapuszczać włosy. Zajęło mu to dwa lata. We wszystkim pomagała mu żona Louise. Znalazła specjalnie na tę długotrwałą przemianę nowe mieszkanie. Żyli w ukryciu, ona zarabiała jako rysownik, on już jako Suzanne dokładał się do skromnego budżetu jako szwaczka. Chociaż Paul nigdy wcześniej nie nosił kobiecych ubrań, w późniejszych wyznaniach w pamiętniku zapisał, że bardzo mu się to podobało: – Zainteresowałem się swoim wyglądem jako kobiety. Zacząłem zapominać, że jestem mężczyzną. W końcu nabrałem pewnej dumy z ładnego wyglądu.

Hedonizm

Początkowe przebranie w kobiece stroje szybko wymyka się mężczyźnie spod kontroli. Do kostiumu dochodzi także cielesność. Najpierw decyduje się na prostytucję, by z czasem zaprosić do życia swojego kochanka, do którego z czasem, wraz z żoną, przenoszą się na moment, by jakoś przeżyć. Koniec wojny dla Suzanne wiązał się z podjęciem nowej pracy. Znalazł ją w jednej z fabryk, w której pomagał przy lżejszych pracach. To także okres, kiedy mężczyzna pozwala sobie na wychodzenie z domu.

W 1922 r. dwie kobiety Suzanne i Louise decydują się na powrót do Paryża. Zaczyna się okres otwarcia na życie. Jego ulubionym miejscem są nocne kabarety na Montmartrze i Montparnassie, w dwóch dzielnicach Paryża, które od połowy XIX w. do połowy XX w. słynęły z cyganerii. To była prawdziwa bohema, w której bywali chociażby Ernest Hemingway, Gertrude Stein czy Jean-Paul Sartre. Suzanne przychodziła tam nie tylko po dobrą rozrywkę, ale jak do azylu, w którym flirtowała z mężczyznami. To była świątynia

hedonizmu. Świątynia, w której do rana upijano się szampanem i tańczono charlestona.

„Ekscytujący żar Pigalle upaja mnie oceanem zmysłowości” – napisał wówczas w swym pamiętniku Paul. Jego chwilowa kreacja mająca zapewnić mu bezpieczeństwo wymyka się mu coraz bardziej spod kontroli. Gubi się i nie potrafi określić własnej tożsamości. By odreagować, zaczyna pić, co powoduje, że często staje się agresywny wobec Louise. W pamiętniku zapisuje: „Jestem rozdarty między dwoma osobowościami, między dwoma »ja«. Jestem zbiegiem Paulem czy uwodzicielką Suzanne? Nie wiem już, kim jestem”.

Wszystko na sprzedaż

Trzy lata później Francja ogłasza amnestię ogólną dla dezerterów, którzy służyli przez sześć miesięcy.

28 stycznia 1925 r. Suzanne ponownie staje się Paulem. Grappe wkłada spodnie, marynarkę i pojawia się publicznie jako mężczyzna. Ci, którzy znali go jako Suzanne, są w szoku, nie potrafią wytrzymać z bulwersującą historią w domowym zaciszu. Kilkanaście dni po wyjściu Paula na ulicę jego historia trafia do prasy. Republikański dziennik „Le Petit Journal” publikuje o nim artykuł, tytułuje go „Mademoiselle Suzanne, znana jako La Garçonne [kobieta przebrana za mężczyznę – red.] ożyła w dezerterze Paulu Grappie”. W artykule zamieszcza też wypowiedź mężczyzny, który godzi się na opublikowanie swojej historii: „Moje włosy stały się z czasem bardzo długie. Nosiłem je najpierw w kok lub warkocz, a potem, kiedy zmieniła się moda, obciąłem je. Dzięki elektrolizie sprawiłem, że wąsy zniknęły i zmusiłem się do zmiany głosu i nadania mu wysokiego tonu, który zachowuję do dziś, co jest wynikiem długiego nałogu” – wspominał.

Smakowita i dla wielu skandalizująca historia przynosi Paulowi nie tylko rozgłos, ale i pieniądze. Mężczyzna szybko orientuje się, że może na tym zarobić. Sprzedaje swoją przeszłość na prawo i lewo.

Dla tytułu „L’Intransigeant” wyznaje: „32 franki tygodniowo to niewiele do życia. Musiałem zostać Suzanne, la Garçonne. Na Montmartrze, na Montparnassie chodziłem do nocnych klubów, miałem chłopaków i dziewczyny. Spójrz na te listy… zdarzały się nawet propozycje małżeństwa!”.

Niestety, popularności nie wytrzymuje jego żona Louise, która wyrzuca go z domu, by parę miesięcy później urodzić syna, pieszczotliwie zwanego Popolem. Jak zauważy Fabrice Virgili, autor „La garçonne et l’assassin: Histoire de Louise et de Paul, déserteur travesti, dans le Paris des années folles”, biografii Grappe’a wydanej w 2011 r., wątpliwe jest, by Paul był ojcem dziecka Louise, ponieważ od lat nie łączyły ich doznania seksualne, wręcz przeciwnie, atmosfera między nimi stawała się coraz bardziej napięta i patologiczna. Wkrótce Paul wraca do Louise i ponownie zaczynają się awantury, mężczyzna mówi o sobie, że jest Suzanne, że nie potrafi jej z siebie wymazać.

Trzy lata później zostaje zamordowany przez swoją żonę Louise, która go postrzeliła. Trzy tygodnie po tym zdarzeniu jej syn w wieku dwóch lat i ośmiu miesięcy umiera na gruźlicze zapalenie opon mózgowych.

Morderczyni Louise ma wiele szczęścia – szybko z roli kata staje się ofiarą. Trafia do adwokata Maurice’a

Garçona, wszechstronnego prawnika, który słynął z wygrywania niemożliwych spraw. Żonę oskarżoną o zabicie męża prawnik przedstawia jako cierpiącą matkę, ofiarę, a nie morderczynię. Osobę, która wpada w sidła podłego, sadystycznego, zdolnego do torturowania kotów człowieka. To nie ona jest winna, tylko ten, jak go określił, degenerat. – Nic nie zostało tej kobiecie poza wspomnieniem potwora i jej zmarłego syna. Ona nie jest winowajcą, Paul Grappe jest mordercą! – publikuje następnego dnia dziennik „Le Petit Journal”.

Werdykt: uniewinnienie. Opinia publiczna przyjmuje to z olbrzymim aplauzem, z obrzydzeniem wypowiadając się o Paulu dezerterze i transwestycie. 19 stycznia 1929 roku magazyn „Le Matin” poświęca morderstwu długi artykuł. Opisuje po raz kolejny historię Suzanne, żołnierza przebierającego się w damskie koronkowe sukienki. Wspólniczka dezertera, która pomagała mu się ukryć, według dziennikarza szybko stała się ofiarą brutalnego dziwaka i alkoholika. Louise Grappe dostaje drugie życie, ponownie wychodzi za mąż. Umiera w 1981 roku w wieku prawie 90 lat. Wielka Wojna przyniosła Paulowi poczucie strachu, z czasem w konsekwencji śmierć, ale też chwilową radość, poczucie spełnienia, bycia sobą w skórze kobiety.

Czytaj też: Dachau było wzorem dla wszystkich następnych obozów, miejscem treningu dla esesmanów

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBielscy strażnicy miejscy gotowi do walki ze smogiem
Następny artykuł„Do dzisiaj spać przez to nie mogę”