Jako były aktor i osoba z absolutorium jednego z wydziałów mogę powiedzieć, że treść książki ujawnia jedynie część problemu. Książka Korwin-Piotrowskiej i nadchodząca premiera Igi Dzieciuchowicz, nominowanej do Grand Press za reportaż na temat prób do spektaklu dyplomowego Pawła Passiniego, będą poszerzały wiedzę na temat przemocy w teatrze oraz w filmie i, co równie ważne, podtrzymywały widoczność historii osób doświadczających przemocy w polu debaty publicznej. Dlatego w poniższym tekście, odnoszącym się do zawartości „Wszyscy wiedzieli”, dodałem własne obserwacje i doświadczenia, które zebrałem przez lata studiów i pracy aktorskiej.
Przykłady jawnej przemocy to tylko skutek. Nie byłoby ich bez atmosfery strachu, w którym dojrzewały kolejne roczniki adeptów aktorstwa.
Zakon
Na egzaminach do szkoły – tłum. Przychodząc na wstępne, dostajesz mieszankę stresu, pogardliwych spojrzeń i numer. Przez tydzień przechodzisz testy sprawdzające, po ich zdaniu zostajesz przyjęty na wydział. Czujesz, że spełniłeś marzenie, jesteś studentem aktorstwa. Opiekunka roku zaprasza wszystkich przyjętych do sali, tuż po ogłoszonych wynikach i mówi: „Jak jesteście w związkach, to lepiej je skończcie. Będziecie w szkole od rana do nocy, to i tak się rozpadnie”.
Potem kwarc, kilka godzin stania przed rozpalonymi reflektorami, wycelowanymi między oczy. Za światłami stoją starsi studenci i wypytują o przeszłość. Informują o rozpoczęciu fuksówki, wielotygodniowej fali, polegającej na całkowitemu podporządkowaniu się. Jak odmówisz, to będziesz kiep, niewidzialny obiekt, wyszydzany po wsze czasy świętej akademii.
Przez całe tygodnie spaliśmy po trzy godziny, dzień i noc wykonując zadania, rzadziej na wyobraźnię, częściej na wytrzymałość. Serie ćwiczeń fizycznych: padnij-powstań, bieg w miejscu, kilka godzin stania w rzędzie, były na fuksówce rutyną.
Każdego wieczora odbywał się „programik”, na którym fuksy prezentowały się. Po części artystycznej w naszą stronę wrzeszczano: „co to, ku*wa, było? G*wno!”. Potem odbywało się psychiczne znęcanie się, personalne poniżanie na oczach studentów, którzy tłumnie zasiadali na widowni sali. Nikt z lżonych nie wstał i nie wyszedł. Czuliśmy odrętwienie, paraliż, bezradność, z krańcowego wycieńczenia same leciały z oczu łzy. Każdy z nas prędzej czy później się złamał. O to im chodziło. Wtedy i później. To był jedynie przedtakt.
Daj mi spać
Po przyjęciu na białostocki Wydział Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Warszawie byłem świadkiem wielu przekroczeń.
W czasie fuksówki, gdy koleżanki miały za zadanie uwodzić starszych kolegów, co odchorowały psychicznie, przyznając się do tego, dopiero po latach. To były dwie kruche, wrażliwe młode dziewczyny, głęboko wierzące, niezwykle utalentowane. Fuksówka była dla nich pierwszych krokiem do zatracenia pewności siebie.
Na zajęciach, gdy przejawy cielesnej słabości były stygmatyzowane, a wrażliwość przedmiotem kpin. Basia miała zakaz siadania na scenie przez pierwszy rok zajęć na Elementarnych zadaniach aktorskich. Prawie ją wyrzucono ze szkoły, z powodu niższej sprawności fizycznej. Tymczasem to ona pierwsza dostała etat w teatrze i gra w nim do dziś.
Nikt nie przejął się również Nadią, która notorycznie przesypiała każdą wolną chwilę, a na scenie wzrok uciekał jej na boki, krążąc po ścianach i suficie. Nadia przesypiała większość pierwszorocznych przerw. Przychodząc do szkoły była zaręczona. To ona, pierwsza, zapłaciła cenę za bycie w szkole. Po latach przyznała: „Szkoła zabrała mi miłość do aktorstwa”. Dziś odbudowuje ją poza granicami kraju.
We wstępie do „Wszyscy wiedzieli” Karolina Korwin-Piotrowska przytacza litanię tekstów, która krąży po kraju, stanowiąc przemocowy kanon. „W teatrze nie ma demokracji. Masz się podporządkować”. „Aktor jest od grania, jak dupa od srania”. „Aktora z nieobecności w pracy usprawiedliwia tylko jego własna śmierć”. „Szkoda, że tych tłustych nóg nie możesz sobie obciąć”. „Z takim zadem możesz grać co najwyżej kanapę”. „Niech wszyscy zobaczą, że jest chora, więc jest zbyt słaba, żeby była aktorką”. „Aktor nigdy nie choruje”. „Nie zasługuje na to, żeby z nami tu stać”. „To dzięki jej nieuctwu będziemy wszyscy tu stać do rana”. „Pierwsi wylatują niesfuksowani, potem selekcja, a potem się zobaczy”. „Ja ci to spojrzenie zapamiętam, gnoju”. „Jesteś nudna, rzygać się chce”. „Bardzo mi przykro, że macie tak niezdolną koleżankę”. Część z tych tekstów słyszeliśmy na fuksówce, inne od profesorów, resztę w teatrze.
Karolina Korwin-Piotrowska, fot. Jacek Taran
Fot.: Jacek Taran / materiały prasowe/Wydawnictwo MANDO
Wzgórze cefałek
Na wydziale tresowano nas fizycznie, unifikując do prezentowania emocji. Nie stawiano na indywidualność. Gdy zacząłem grać na trzecim roku studiów, w teatralnej palarni zobaczyłem ludzi z rezygnacją w oczach, którzy mówili w moją stronę, człowieka będącego na początku drogi aktorskiej: „uciekaj stąd, póki możesz”.
W innym miejscu poznałem aktorów, którzy skazani byli na zmienne nastroje dyrektora, który pozbawiał ich bezpieczeństwa zatrudnienia i obsadzania w nadchodzących spektaklach, notorycznie zmieniając ustalenia. Aktorzy nie skarżyli się, nie protestowali. „Jak się nie podoba, to zastępstwo się znajdzie” – tym zdaniem dyrektorzy skutecznie szantażują artystów od lat.
Prawo pracy nie chroni aktorów gościnnych, brak praktyki podpisywania umów wstępnych dla obsady i twórców spektaklu, również jest przedmiotem dyskusji. Do tego umowy na rolę dla aktorów współpracujących podpisywane są tuż przed premierą, co powoduje niepewność i odbiera bezpieczeństwo. Czas renegocjować zastane zasady gry.
Tylko jak tu się upominać o swoje, gdy w szkole usilnie wmawiano nam, że aktor nie może się skarżyć, ma być posłusznym, rezygnując z siebie na rzecz zespołu? Mit zespołowości wpajano z uporem maniaka. Na tej fałszywej nucie można wywinąć niezłego fikołka. Jak inaczej o tym myśleć, gdy zespół nie wspiera kolegi i koleżanki, gdy pojawia się mobbing? Nie staje w jego obronie, gdy dyrektor stosuje przemoc ekonomiczną. Każda z osób zwłaszcza zatrudnionych na umowę cywilno-prawną boi się o siebie i nie zrobi nic, co mogłoby skomplikować jego relację z osobą decyzyjną.
Śliski typ
Ten system jest chory na każdym etapie jego poznania.
W szkole przygotowawczej trafiłem na profesora, który „lubił pokazywać”. W scenie Lady Anny z Ryszardem III, najpierw ustawił sekwencję ruchów według własnego gustu, potem podszedł do mojej koleżanki i od tyłu złapał ją za pierś. „Tak to rób. Mnie obserwuj”. Mówili o nim „śliski typ”, każdy wiedział o jego skłonnościach. Na innym roku położył się na dziewczynie i zaczął ją obmacywać. Próba pokazywania sceny komediowej, również według jego pomysłu. Źle trafił. Studentka wstała i uderzyła go bez namysłu, z otwartej dłoni w twarz. Zamurowało profesora. Więcej nie próbował… na tym roku. Na kolejnych i owszem. Gdy po latach wróciłem do sprawy, rozmawiałem z wieloma osobami, system zachowań był ten sam: oblepianie wzrokiem, dwuznaczne komentarze, nocne smsy, rozmowy o sztuce, a potem skracanie dystansu.
Kiedy dyrektor szkoły dowiedział się, że rozpytuję studentki na temat śliskiego pana, rozpoczął własne śledztwo. Przedstawiane wersje potwierdziły się i dały pretekst do rozwiązania umowy. Taki był od początku nasz cel. Na publikację dziewczyny nie zgodziły się, stwierdzając, że zwolnienie im wystarczy. Piszę dziś o tym, żeby pokazać osobom poszkodowanym kilka lat temu, a może i teraz, że mają wpływ. Mogą go mieć. Do tego, po interwencji, dyrektor zobowiązał się do powołania rzecznika praw studenta i wprowadzenia kodeksu etyki.
Zmierzch ery knebla
Oni chcą, żebyśmy milczeli, ale to tylko pobożne życzenia.
Rozmowy opublikowane w książce Karoliny Korwin-Piotrowskiej pozwalają lepiej zrozumieć dziejącą się na naszych oczach zmianę. Otwiera ją post Anny Paligi, która jak przyznaje, wcale nie opublikowała tekstu z własnej woli. Ktoś nielegalnie wrzucił jej słowa, przygotowane na spotkanie z profesorami na Zoomie. Nie miała wyjścia, zapostowała: „(…) Na wydziale aktorskim panuje absurdalne i niszczące przekonanie, że młodych należy „łamać” i „przyzwyczajać do zaciskania zębów”, a także że doświadczanie przemocy pomoże im w zostaniu lepszymi aktorami. Studenci, wychodząc do świata profesjonalnych planów filmowych, nie są przygotowani na stawianie oporu manipulacjom i zastraszaniu. To prowadzi do kontuzji, frustracji, zaburzeń odżywiania, załamań nerwowych… Garść faktów – garść sytuacji, do których doszło podczas mojej nauki na wydziale aktorskim. Większość z tych zdarzeń z pewnością dotarła do władz wydziału bądź uczelni i z premedytacją zostały zamiecione pod dywan” – pisała w marcu 2021 absolwentka łódzkiej filmówki.
Najwyższa pora, żeby teatralni hierarchowie, królowie na włościach w ośrodkach mniej widzialnych, w końcu zrozumieli, że czas milczenia się skończył. Traktujcie aktorów, aktorki i pracowników spoza sceny z szacunkiem. Żyjemy w czasach, kiedy świat chce słuchać słabszych. I będzie słuchał.
Zmiana
Na pierwszych stronach książki Karolina Korwin-Piotrowska cytuje Artykuł 1. Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi w swej godności i w swych prawach. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować wobec innych w duchu braterstwa”.
Wiemy, do czego ci, którzy tworzą system przyzwyczaili się. Podejrzewamy, dlaczego staliśmy karnie w rzędzie na fuksówce, płacząc z bezsilności. Chcieliśmy zostać przyjęci do grona. Przypuszczamy, dlaczego nie protestowaliśmy, kiedy profesor wciskał koleżanki i kolegów w ziemię, przemocą próbując zdobyć autorytet. Zdobywał go, wysokim kosztem. Pamiętam strach przed zajęciami, przed pomyłką. Nie trzeba tak. Nie pozwólcie, by używano przy was przemocowych metod pracy. Macie prawo zapytać prowadzącego: dlaczego tak? Jakie są tego intencje? My nie pytaliśmy. Zbyt długo milczeliśmy.
Anna Paliga była pierwszą osobą, która z imienia i nazwiska wymieniła osoby, które dopuszczały się, jak twierdzi, przemocy psychicznej i fizycznej. Co stało się w sprawach tych osób? Tego książka Karoliny Korwin-Piotrowskiej nie wskazuje.
Po pierwszej fali #metoo dokonuje się zmiana. Pozytywnym krokiem jest spisana oddolnie Karta praw i granic procesu twórczego, rekomendująca dobre praktyki w teatrach i szkołach teatralnych, dostępna tutaj: https://drive.google.com/file/d/1J0EcLEmAhM5zdcjAsga9pGbtEXYtV0a2/view
Obiecujący zapis pojawia się w punkcie piątym: „Stworzenie przez zespół rozpoczynający pracę nad konkretnym projektem indywidualnego i pisemnego Kontraktu procesu twórczego, określającego w szczególności metody pracy, język teatralny, temat/kierunek poszukiwań, zasady na jakich będzie przebiegał proces twórczy. Kontrakt powinien uwzględniać „Zasady współpracy” obowiązujące w danej placówce i szkole teatralnej. Kontrakt podlega zatwierdzeniu przez kierownictwo placówki. W toku procesu twórczego Kontrakt może podlegać zmianie, jeżeli wszystkie jego strony wyrażą na to zgodę”. Oby obu stronom wystarczyło otwartości na rozmowę na temat potrzeb, intencji i oczekiwań.
Nadchodzą czasy, w którym człowiek, bez względu na sprawowaną funkcję, będzie walczył o podmiotowość. Na naszych oczach weryfikacji został poddany jedyny nam znany system. Aktualizacja potrwa lata, a może i pokolenia. Wspierajmy te działania. Powrotu do przeszłości nie będzie.
Imiona osób ze wspomnień z czasów szkolnych zostały zmienione.
Czytaj też: „Jeśli tylko się postarasz, twoje szanse wzrosną”. „Wszystkie matki tak pier*olą. Nawet te, które pochowały dzieci”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS