A A+ A++

Polscy siatkarze w ostatnich kilkunastu latach zdobyli mnóstwo medali wielkich imprez. Cieszymy się z imponującej serii sukcesów na mistrzostwach świata – w 2014 roku wywalczyli złoto, w 2018 kolejne złoto, a w 2022 roku wzięli srebro. Na mistrzostwach Europy właśnie mogą wejść na podium trzeci raz z rzędu – w 2019 i 2021 roku zdobyli brązowe medale. A teraz w Rzymie zagrają w półfinale (czwartek, godzina 18.00). Rywal ten sam, co w półfinale ME 2019 i 2021, czyli Słowenia. I to jest kolejna okazja do zmierzenia się własnymi demonami.

Zobacz wideo
Polacy wygrali Ligę Narodów! Śliwka wychwala Nikolę Grbicia

Odrobinę naginając rzeczywistość, można by nawet powiedzieć, że reprezentacja Polski siatkarzy od lat wygrywa wszystko, tylko nie:

  • ćwierćfinały olimpijskie (na tym etapie z igrzyskami żegnaliśmy się kolejno w 2004, 2008, 2012, 2016 i 2021 roku)
  • mecze ze Słowenią na ME (porażki w ćwierćfinale ME 2015, w barażu o ćwierćfinał ME 2017, w półfinale ME 2019 i w półfinale ME 2021)

Oczywiście nic nie boli tak bardzo, jak przegrane ćwierćfinały na igrzyskach. Ale rany po porażkach ze Słowenią też mamy duże. A przegrywając kolejne mecze z tym dobrym, ale przecież wcale nie rewelacyjnym zespołem, te rany rozdrapujemy i posypujemy solą.

Kapitan Kubiak przepraszał, bo po Słowenii nie wytrzymał

Dwa lata temu mistrzostwa Europy odbywały się w Polsce. Po przegranym 2:3 z Francją olimpijskim ćwierćfinale w Tokio nasza kadra bardzo chciała zdobyć w Katowicach złoto. To miało być godne pożegnanie Vitala Heynena, bo raczej nikt nie wyobrażał sobie, że po olimpijskim niepowodzeniu Belg dalej będzie naszym trenerem. Oczywiście w drodze do tego ostatniego celu nastroje były dalekie od dobrych, bo po Tokio minęła tylko chwila. Gdy w ćwierćfinale w Gdańsku rozbiliśmy 3:0 (25:14, 26:24, 25:19) Rosję, jeden z dziennikarzy zapytał Michała Kubiaka czy w razie zdobycia złota i tak uzna sezon za nieudany. Kapitan odparował: “A jak ci się, k****, wydaje?”.

Nam wszystkim w trakcie tamtych ME wydawało się, że na paliwie ze sportowej złości nasza kadra rozpędziła się tak bardzo, że nikt jej nie zatrzyma. Ale w półfinale ze Słowenią po pierwszym, koncertowym secie naszej kadry – wygranym 25:17 – w następnych rywale jednak potrafili włożyć nam kij w szprychy. Następne sety przegraliśmy 30:32, 16:25, 35:37 i został nam tylko mecz o brąz. Serbów pokonaliśmy 3:0. A kapitan Kubiak po tym meczu przepraszał. “Przepraszam, powinienem się zachować inaczej. Nie odbierajcie tego, że czasami nie podchodzę do wywiadu, tak że uciekam od odpowiedzialności. Jestem kapitanem, nigdy jej nie unikam. Ale jestem tylko człowiekiem i trudno mi było po drugiej ważnej porażce w tym roku” – mówił.

Tamta porażka ze Słowenią była postawieniem kropki pod wykrzyknikiem na dokumencie, na którym przy nazwisku Heynen i przy nazwie PZPS napisano “Koniec współpracy”. I nie pierwszy raz przegrany mecz Polski ze Słowenią był przypieczętowaniem końca jakiegoś cyklu.

“Fefe” nie chciał uderzyć się w pierś. A zepsuło się wszystko

W 2017 roku też organizowaliśmy mistrzostwa Europy i też po porażce ze Słowenią żegnaliśmy trenera. Na koniec swojej bardzo krótkiej kadencji (debiut w czerwcu, ostatni mecz w sierpniu) Ferdinando De Giorgi nie był w stanie zdziałać absolutnie nic, żeby nasza kadra powalczyła w Krakowie ze Słoweńcami w barażu o ćwierćfinał. Tamto spotkanie przegraliśmy gładko 0:3, w setach 21:25, 21:25, 19:25.

Przypomnijmy fragment naszej rozmowy z ówczesnym prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Jackiem Kasprzykiem:

W rozmowie ze Sport.pl trener De Giorgi zapytany, czy czuje się odpowiedzialny za porażkę, stwierdził, że nie da się określić, czyja to wina.

– Mogę tego nie skomentować?

Pański wybór.

– Powiem tyle: dziwi mnie, że człowiek, który prowadzi zespół, nie potrafi uderzyć się w pierś. Powinien wiedzieć czy np. nie za dużo kazał zawodnikom pracować nad siłą.

Chwilę później prezes dodawał: “Może nie było odpowiedniego podejścia mentalnego? Może zabrakło jakichś graczy? A może coś nie grało między sztabem, a zawodnikami?”.

To “może” było tylko figurą retoryczną. Wtedy bardzo dużo mówiło się o tym, że De Giorgi przesadza, bo prowadzi nawet czterogodzinne treningi, że traktuje naszych doświadczonych siatkarzy jak juniorów, wymyślając takie zasady jak zakaz korzystania z telefonów czy zakaz odejścia od stołu do momentu, gdy wszyscy skończą posiłek.

Trudno podważać fachowość De Giorgiego, który po rozstaniu z Polską wygrał m.in. Ligę Mistrzów z Lube oraz złoto ME 2021 i MŚ 2022 z reprezentacją Włoch, którą wciąż prowadzi. Dziś można nawet powiedzieć, że to najlepszy trener na świecie.

Ale wtedy słyszało się, że nieufność Włocha wobec naszych siatkarzy była ogromna, wręcz obsesyjna, i że wszystko zepsuła. Jedna z plotek mówiła, że “Fefe” w Spale wieczorami robi zdjęcia aut naszych siatkarzy, a rano chodzi na parking i porównuje z fotografiami czy te samochody są tak samo zaparkowane. Oczywiście w ten sposób trener miał sprawdzać czy aby jego zawodnicy nocą nie wymykali się z ośrodka.

Złą atmosferę w kadrze prezes Kasprzyk w końcu wprost potwierdził w naszej rozmowie. Przytoczmy jeszcze jeden fragment:

– Jeździłem do kadry, żeby obserwować, jak się przygotowuje, wpadałem do nich na dobę czy dwie, nocowałem i mam swoje obserwacje […] Z kapitanem, Michałem Kubiakiem, ciągle byłem w kontakcie i kiedy było trzeba, to interweniowałem.

W jakich sprawach pan interweniował?

– Na przykład Michał do mnie zadzwonił, że jest problem, bo jeden zawodnik domaga się wyższej dniówki za pobyt na zgrupowaniu [później słyszeliśmy, że ten siatkarz miał stwierdzić, że za wytrzymywanie z De Giorgim należy się większa kasa].

Szok i głupie pytania. A dzień po spotkanie jak terapia grupowa

Porażki ze Słowenią na ME 2017 i 2021 były końcem dla trenerów De Giorgiego i Heynena. Natomiast porażka ze Słowenią na ME 2015 okazała się być początkiem końca dla Stephane’a Antigi.

Trenerski żółtodziób z Francji przejął naszą kadrę w 2014 roku i od razu sensacyjnie poprowadził ją do mistrzostwa świata. Mimo że po tamtym sukcesie kadra straciła lidera ataku Mariusza Wlazłego, najbardziej wszechstronnego gracza, czyli Michała Winiarskiego, oraz kluczowego rozgrywającego Pawła Zagumnego, to w kolejnym sezonie i tak radziła sobie dobrze. W Pucharze Świata, który był najważniejszą imprezą sezonu, Polacy wygrali aż 10 z 11 meczów. I zdobyli brązowy medal. Ale to był wynik, który bardzo nas wszystkich zabolał. A to dlatego, że tylko ekipy z pierwszego i drugiego miejsca zapewniły sobie kwalifikację na igrzyska. My o Rio 2016 musieliśmy się bić dalej. “Ten brąz to burak, a nie medal” – mówił wtedy rozżalony Michał Kubiak.

W podłych nastrojach nasi siatkarze niemal prosto z Japonii musieli jechać na ME do Bułgarii. Tam łatwo wygrali w fazie grupowej z Belgią 3:0, ze Słowenią 3:1 i z Białorusią 3:0. Jako zwycięzcy grupy C Polacy przenieśli się z Warny do Sofii i czekali na ćwierćfinał. W mogącej pomieścić 12 500 widzów Arenie Armeec w stolicy Bułgarii oglądaliśmy baraż Holendrów ze Słoweńcami (Słoweńcy wygrali 3:0) o możliwość zagrania z Polską. Tamten mecz usypiał grupkę 500 kibiców i uśpił też naszą ekipę. Obudziliśmy się, przegrywając w ćwierćfinale 0:2, w setach 17:25 i 19:25. Dwie następne partie wygraliśmy 25:23 i 25:19, w tie-breaku prowadziliśmy 14:13 i mieliśmy piłkę meczową, ale przegraliśmy 14:16.

Niektórzy dziennikarze pytali po tamtym meczu siatkarzy czy Antigi nie trzeba zwolnić. Nasi zawodnicy byli takimi głupimi pytaniami słusznie zdumieni. Ale dzień później trener Antiga powiedział dziennikarzom coś, czego być może później żałował.

Do hotelu, w którym mieszkała polska kadra, przyjechaliśmy wtedy, gdy wszyscy byli już spakowani na samolot do kraju. Trener Antiga nie mając czasu, a pewnie i siły na rozmowy indywidualne, poprosił do jednej z sal konferencyjnych całą grupę dziennikarzy. Siedliśmy w kręgu, w którym wyglądaliśmy trochę jak na terapii. I próbując zdiagnozować czego nam brakuje, pytaliśmy:

– Z jakim elementem gry macie największy problem?

– Nasi rozgrywający muszą być bardziej precyzyjni, żeby dać większy komfort zbijającym – odpowiadał Antiga.

– Namówisz Pawła Zagumnego, żeby wrócił? – chcieliśmy wiedzieć.

– To jest możliwe. Ta pozycja jest bardzo ważna, trzeba wystawiać dobrze i dobrze rozdzielać piłki. Paweł ma bardzo duże doświadczenie, w zeszłym roku grał świetnie.

To było jak wotum nieufności dla Fabiana Drzyzgi. W 2014 roku on też świetnie prowadził naszą grę, ale robił to wspólnie z doświadczonym Zagumnym. Zagumny do kadry już nigdy nie wrócił, mimo tych słów Antigi na koniec rozrywek w 2015 roku. W 2016 roku trener stawiał bardziej na Grzegorza Łomacza niż na Fabiana Drzyzgę. A gdy Polska odpadła w ćwierćfinale igrzysk Rio 2016, Drzyzga mówił wprost w rozmowach z mediami, że trzeba zwolnić Antigę. To niespotykane, zwykle sportowcy powstrzymują się od takich opinii, po prostu czekając na decyzje działaczy. Drzyzga opowiadał, że stracił przez trenera półtora roku w reprezentacji, a nawet że igrzyska w Rio to była dla niego wycieczka. Twierdził, że Antiga nie zapomniał mu nazbyt emocjonalnej reakcji po jednej ze zmian w 2015 roku i dlatego przestali się dogadywać.

“Tragedia!” – to nie była prawda. A teraz po prostu wreszcie wygrajmy

Na pewno z emocjami przesadzili ci, którzy mocno krytykowali reprezentację Polski po przegranym półfinale ME 2019. Wtedy w Lublanie Słoweńcy pokonali nas 3:1 (25:23, 24:26, 25:22, 25:23).

“Tragedia!” – krzyczał swoją okładką “Przegląd Sportowy”. A obok zdjęcia Wilfredo Leona zatrzymanego przez słoweński blok czytaliśmy: “Miało być złoto, do półfinału szli jak burza, a w Lublanie zaliczyli wielką wpadkę. Biało-czerwoni zagrają jedynie o brąz”.

Po czymś takim w obronie kadry stanęli kibice. Mieli rację, przypominając, że szczyt formy drużyna osiągnęła półtora miesiąca wcześniej i wykonała najważniejsze zadanie 2019 roku, gdy w Gdańsku w eliminacjach do igrzysk wywalczyła awans, pokonując Słowenię (3:1) i Francję (3:0). Zresztą, tę Francję Polska ograła też dwa dni po przegranym półfinale ME ze Słowenią. W meczu “jedynie o brąz” było 3:0 dla nas. W Paryżu.

Tamten brąz naprawdę wypadało docenić. Teraz też doceńmy, że kadra znów jest w strefie medalowej wielkiego turnieju. Ale też teraz zdecydowanie oczekujmy więcej – pora wreszcie wygrać ze Słoweńcami. W końcu to bardzo dobry zespół, ale jednak gorszy od naszego. To “tylko” trzykrotni wicemistrzowie Europy, którzy na MŚ nigdy nie mieli medalu, a na igrzyskach nawet nigdy nie zagrali. To my – aktualni wicemistrzowie świata i brązowi medaliści ME oraz zwycięzcy Ligi Narodów z trwającego sezonu i liderzy światowego rankingu FIVB (Słowenia jest w nim ósma) – jesteśmy faworytem. Pora wywiązać się z tej roli w meczu ze Słowenią na mistrzostwach Europy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTydzień bez samochodu
Następny artykułPięciolatek z Płocka walczy z ciężką chorobą. Na lotnisku odbędzie się charytatywna impreza