A A+ A++

Jeszcze przed meczem z głośników poleciał radiowy hit z wersem: “Witajcie w naszej bajce”. A polską bajką od dwóch tygodni są rzuty rożne – Zieliński dośrodkował, Buksa uderzył głową. Było 1:0. Piosenka dalej idzie: “Tu wszystko jest możliwe”. I trudno było w to nie uwierzyć, gdy w bramkę nie trafiali Gakpo i Memphis, Zieliński wślizgiem w polu karnym ratował przed groźnym dośrodkowaniem, a Szczęsny bronił strzały van Dijka i Dumfriesa. W piosence jest też sporo o szczęściu. Dało się je poczuć, gdy Bart Verbruggen – bramkarz, który mógłby mieć “10” na plecach – przyciśnięty przez Polaków w popłochu wybijał piłkę prosto pod nogi Bartosza Slisza. Albo wtedy, jak Jakub Moder wykonywał piruety na piłce. Albo, gdy Kacper Urbański bez grama strachu holował ją na połowie rywali.

Zobacz wideo

Zawsze można wyeliminować drobne błędy – lepiej się ustawić, szybciej przesunąć, celniej podać, mocniej kopnąć, zachować koncentrację w tej jednej akcji więcej. Ale nie umiem się na to wszystko pogniewać, patrząc na ogół zaangażowania, ambicji i odwagi, które pokazała reprezentacja Polski. Chciała grać w piłkę, a to po mundialu w Katarze już dużo. Walczyła, a to w eliminacjach nie było standardem. Nie przestraszyła się Holendrów, choć wcześniej pękała przed Czechami i Albańczykami. Oceniam to półtorej godziny w Hamburgu przez pryzmat całego poprzedniego roku z hakiem. I tym bardziej doceniam pracę Michała Probierza, który podniósł tę kadrę z dna i przygotował tak, że wreszcie nie wstyd jej w świecie pokazać.

Szczęście oczywiście długo Polsce sprzyjało, ale też Polska nie polegała tylko na nim. Miała bardzo dobry fragment między 55. a 65. minutą. Świderski miał w 89. minucie okazję, by wyrównać. Wcześniej Kiwior powinien uderzyć mocniej. Holendrzy podobnych i lepszych szans mieli więcej, ale przecież już przed meczem spodziewaliśmy się, że właśnie tak będzie. Wiedzieliśmy, że będą faworytami, że przewaga będzie po ich stronie i że w drugiej połowie wpuszczą lepszych piłkarzy od naszych. Spodziewaliśmy się porażki, bo rozbierając obie kadry na czynniki pierwsze, próżno było szukać argumentów za zwycięstwem Polaków. Może dlatego więcej we mnie zrozumienia niż złości czy rozczarowania. Ale to obserwacje z trybuny. Zrozumiem piłkarzy, którzy będą po porażce 1:2 czuli niedosyt.

Reprezentacja Polski przegrywa, ale wciąż idzie do przodu

Natomiast po porażce z Holandią wciąż utrzymuje się we mnie przekonanie z ostatnich miesięcy, że reprezentacja Polski się rozwija i gra coraz lepiej. Probierz miał niewiele czasu, a nawet nie zaczynał odbudowy reprezentacji od zera tylko od posprzątania po poprzednikach. Selekcjoner jednak miał pomysł, jak zbudować ją tak, że całość już nie chwieje się przy byle wietrzyku. Postawił na prostotę. W sparingach Polacy wygrali z Ukrainą i Turcją, długimi fragmentami i pod wieloma względami prezentowali się znacznie lepiej niż w meczach w 2023 r. Probierz postawił na fundament podobny jak większość sąsiadów – złożony z zaangażowania, determinacji i woli walki. Na tym etapie budowy trudno wymyślić coś odkrywczego, nawet najbardziej wyrafinowani projektanci – jak Pep Guardiola czy Mikel Arteta – odwołują się do tych wartości, co pokazały nakręcone o ich drużynach seriale.

Dalej Probierz wskrzesił pewność siebie i odwagę, których reprezentacji jego poprzedników – Czesława Michniewicza i Fernando Santosa – brakowało najbardziej, a które zobaczyliśmy w wielu fragmentach meczu z Holandią. Wreszcie Polska przynajmniej próbowała grać w piłkę. Bardziej odważna była już sama walka o jej odzyskanie – rozpoczynała się znacznie dalej od własnej. Pojawił się też pomysł, co z nią zrobić po przejęciu. W sparingach przed Euro widzieliśmy i próbę szybkiej gry do przodu, i wyprowadzenia piłki spod własnej bramki, i wykorzystania dobrego dryblingu Nicoli Zalewskiego, i technicznych możliwości Piotra Zielińskiego, Kacpra Urbańskiego, Sebastiana Szymańskiego czy Jakuba Modera. Nie udałoby się to, gdyby piłkarze nie zaczęli wierzyć we własne umiejętności. A pamiętamy, jakie mieli z tym problemy na samym początku. Probierz w przerwie swojego drugiego meczu, rozgrywanego na Narodowym z Mołdawią, krzyczał, że jeśli zawodnicy sami w siebie nie wierzą, to niech chociaż wiedzą, że on w nich wierzy i że wierzą w nich rodziny. Z czasem presja zaczęła ich mobilizować, a nie paraliżować. Poprawę w tej kwestii zobaczyliśmy przede wszystkim w Cardiff. Gdy przyszło strzelać rzuty karne przeciwko Walii i spróbować uniknąć kompromitacji w dosłownie ostatniej możliwej chwili, żaden z piłkarzy się nie pomylił.

Fundament jest, widzimy go. Dotychczas nie wiedzieliśmy tylko, czy wszystkie materiały związały na tyle mocno, by przetrwać w naprawdę trudnych warunkach. Było jasne, że rywale na Euro znajdą najsłabszy element całej konstrukcji, a później wykorzystają każde najdrobniejsze pęknięcie. Obawa, że to się zawali – nie tyle przez słabość budowli Probierza, ale przez jej świeżość i niepotwierdzoną wcześniej trwałość – była naturalna. Selekcjoner zbudował tyle, ile potrafił w krótkim czasie, ale gwarancji, że budowla przetrwa starcie z holenderskim tornado, nie było żadnej. Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono – pisała w kontekście znacznie poważniejszym niż piłka Wisława Szymborska. 

Spodziewałem się. Nucę: “Polacy nic się nie stało”

A tak, jak Holandia kadry Probierza nie sprawdził jeszcze nikt. Miałem więc tylko nadzieję, że fundament pozostanie nienaruszony – czyli, że polscy piłkarze nagle nie zwątpią we wszystko, co przekazywał im Probierz w ostatnich miesiącach, że znów “zostawią fajnych chłopaków w hotelu” – jak mówił przed barażowym finałem Wojciech Szczęsny, że będą dla rywali nieprzyjemni, że nie cofną nogi w kluczowych starciach, że te nogi nie będą im drżeć za każdym razem, jak tylko rywale ruszą do pressingu, że ich jedyną odpowiedzią nie będzie wtedy kopnięcie na ślepo do przodu, a wreszcie – że chęć do atakowania kompletnie w nich nie umrze. 

I w wielu fragmentach meczu z Holandią, rywalem znacznie od Polski mocniejszym, to właśnie widziałem. Twierdziłem – i twierdzę nadal – że drzwi do awansu zatrzasnęło już losowanie, a delikatnie tylko uchylił je system Euro, który pozwala wyjść z grupy nawet z trzema punktami.  Z taką grą i ze słabszymi rywalami niż Holandia, Austria i Francja z taką grą można by walczyć o więcej, marzyć i dmuchać balonik. Może dlatego nucę teraz “Polacy nic się nie stało”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCo za słowa Probierza do piłkarzy po meczu z Holandią. Prawdziwy szef
Następny artykułLuterańska parafia modli się i rozdaje piłki