Za błędne uważa przekonanie, że jedna osoba nic nie może zmienić.
Według słownika Cambridge Dictionary słowo climatarian oznacza osobę podejmującą takie wybory żywieniowe, które mają na celu jak najmniej szkodzić środowisku. I nie jest nowe, bo w przestrzeni publicznej funkcjonuje już od co najmniej kilku lat. Coraz częściej słychać opinię, że to właśnie indywidualne decyzje w kwestii sposobu odżywiania są w stanie wpłynąć na zahamowanie zmian klimatycznych. Weganizm, czyli rezygnacja z produktów odzwierzęcych, na ile to tylko możliwe, doskonale wpisuje się w ten trend. To decyzja podejmowana nie tylko z uwagi na dobro zwierząt, ale mając na uwadze dobro planety w ogóle.
Do pociągu kanapką z pasztetem z fasoli
W przytulnej kuchni swojego domu w Brzeźnicy Ewa Michnik częstuje mnie wodą. Z kranu. Po co kupować butelkowaną, skoro ta jest równie smaczna i czysta. Towarzyszą nam psy, z pomieszczeń na niższej kondygnacji domu docierają smakowite zapachy, bo Ewa prowadzi firmę cateringową. W piecu dochodzi focaccia, a gospodyni pokazuje mi listę potraw, które będzie dziś szykować: pasztety, pasty, chleby. Wszystko tylko z roślinnych składników. Najpierw była decyzja o wykluczeniu mięsa i nabiału ze swojej diety.
– Jeśli jesteś osobą, która ceni wolność nade wszystko, to normalne, że chcesz dać ją także innym stworzeniom – tłumaczy.
Ale stawiając na weganizm jako styl życia, Ewa miała świadomość, że to wybór, który wpływa nie tylko na jej dobre samopoczucie. Troska o planetę to dla niej nie frazes używany jedynie w kontekście selektywnej zbiórki śmieci. Choć oczywiście odpady segreguje. Ma fotowoltaikę i panele solarne. Stara się nie kupować książek, papier zastępuje audiobookami. Ogranicza plastik i przetworzoną żywność. Kupuje zdrowe produkty od rodzimych producentów. Jeśli tylko może zrezygnować z samochodu, wybiera transport publiczny. W ubrania zaopatruje się wymieniając to, co ma w kręgu koleżanek. Teraz postanowiła, że przez rok nie kupi żadnej odzieży poza – w razie potrzeby – bielizną i butami. Nie chce dokładać Matce Ziemi balastu.
– Łazienkę myję octem, a trawę kosimy tylko tam, gdzie to konieczne – mówi.
Stara się żyć jak najbardziej w zgodzie z naturą, nie naruszając ekosystemu, nie degradując środowiska i życia jego mieszkańców. Jest przekonana, że każde, nawet drobne działanie ma sens. Nawet w zderzeniu z ogromem zniszczeń, jakie człowiek na co dzień funduje Planecie.
Wciąż zbyt restrykcyjna?
Kiedy pytam ją, czy zna dane na temat wpływu przemysłowej hodowli zwierząt na środowisko, tylko smutno się uśmiecha i mówi o emisji gazów cieplarnianych. Według badań i raportów, cytowanych nie tylko na stronach organizacji prozwierzęcych, poziom emisji gazów cieplarnianych związanych z chowem zwierząt jest porównywalny z emisjami całego sektora transportowego i wynosi ok. 15% całości. Wyniki badań nie pozostawiają wątpliwości. Jak podają Otwarte Klatki, już opublikowane w 2014 roku analizy przeprowadzone pod kierownictwem Petera Scarborough z Uniwersytetu w Oksfordzie potwierdziły, że najwyższe wartości emisji gazów cieplarnianych związanych z pożywieniem generują osoby spożywające duże ilości (więcej niż 100 g dziennie) mięsa (7,2 kg CO2), a najniższe weganie (2,9 kg CO2). Produkcja zwierzęca jest dla środowiska dużo bardziej obciążająca niż roślinna. Wymaga bowiem więcej energii i wody, powoduje większą erozję gleby, zanieczyszczenie powietrza, wylesianie terenów, niszczenie siedlisk czy ginięcie gatunków. I choć dieta oparta wyłącznie na produktach roślinnych dla niektórych wydaje się zbyt restrykcyjną propozycją, Ewa Michnik nie wahała się podejmując decyzję, by również jej firma miała wegański profil. Twierdzi, że był to dobry pomysł.
– Coraz więcej ludzi chce jeść roślinnie, świadomość rośnie. Szukają ekologicznych produktów, zamienników mięsa i nabiału, zwracają nawet uwagę na opakowania – opowiada mieszkanka Brzeźnicy.
Jako kucharka jest przekonana, że nie ma takiego smaku, którego nie byłaby w stanie odtworzyć bazując tylko na roślinnych produktach. Mówi, że to tylko kwestia przypraw. Powodzenie kuchni roślinnej tylko utwierdza ją w przekonaniu, że warto, bo świat powoli się zmieni, a ludzie zaczynają widzieć więcej, niż tylko koniec własnego… talerza.
Czipsy z pietruszki i aromatyczne szyszki
Pochodzi z Gródka nad Dunajcem, mieszkała w Krakowie, by w końcu osiąść w Brzeźnicy. Nie tylko na wsi takim jak ona nie jest łatwo. Nawet w rodzinie jej wybory żywieniowe także nie zawsze znajdują akceptację. Nie przejmuje się tym i robi swoje. Przy czym uważa, że weganizm czy wegetarianizm jako dieta i styl życia, to tylko jedna z dróg do tego, by pomóc Ziemi wstać z kolan. Choć przyznaje, że najlepsza. W swojej kuchni opowiada o filozofii zero waste, tak ważnej w czasach, kiedy nadprodukcja dosłownie wszystkiego dramatycznie zwiększa ilość odpadów. Nie tylko plastiku i konfekcji (którą często też produkuje się z plastiku), ale także żywności. Na marnowanie której zgody Ewy nigdy nie było.
– Nic nie wyrzucam. Jeśli już to do kompostownika, by potem wykorzystać raz jeszcze. Wszystko staram się spożytkować. O, popatrz – mówi i podchodzi do lodówki. Wyciąga miseczkę z końcówkami łodyg ze szparagów.
Psy je uwielbiają. Następnie pokazuje mi wytłoczyny z pestek dyni, które dostała w zaprzyjaźnionej tłoczarni oleju. Miele je na mąką i dodaje do potraw. W tamtym roku była na stażu kucharskim w Szwecji.
– Jak zobaczyli, że chcę wyrzucić resztki pietruszki, byli zdziwieni. Zrobiliśmy z tego czipsy. Ludzie marnują tyle jedzenia – wzdycha.
Ona zbiera spadłe z drzew owoce jabłek i gruszek i robi z nich kiszonki. Jak podaje Portal Spożywczy, produkcja żywności wymaga dużych nakładów ze strony środowiska, głównie wody i energii, które są marnotrawione wraz z wyrzuconą żywnością, np. wyrzucenie do kosza 1 kg wołowiny wiąże się ze zmarnowaniem od 5 do 10 ton wody zużytej na jej wyprodukowanie Ewa ma tego świadomość – nie tylko w kwestii jedzenia. Z szyszek przyniesionych z lasu przyrządza syropy i stosuje je jako kulki aromatyczne do kąpieli. Korzysta z tego, co oferuje natura, ale sama jak najwięcej stara się dać w zamian. Wychodząc z założenia, że każde działanie, nawet takie mikro, ma znaczenie.
Oddaj, ale nie marnuj
Z domu Ewy Michnik wychodzę odprowadzana przez gospodynię i cztery psy.
– A wiesz, że po śmierci można zadeklarować swoje ciało do badań medycznych. Można się na coś przydać – mówi na koniec.
Wracam do domu z torebką (oczywiście papierową) wytłoczek z dyni i instrukcją, jak ich nie zmarnować. A przede wszystkim z przekonaniem, że dzięki takim ludziom, jak Ewa ten świat i jego mieszkańcy wciąż mają szansę na ratunek.
Izabela Nowicka, dietetyk:
Dieta wegańska jest jednym z bardziej restrykcyjnych modeli żywieniowych, ale mimo tego jest jak najbardziej bilansowalna. Oznacza to, że mądrze ułożona, może być pełnowartościowa i poza witaminą B12, którą należy suplementować, dostarczyć wszystkich niezbędnych składników odżywczych. Mało tego, najnowsze badania sugerują, że może być korzystna w leczeniu żywieniowym cukrzycy, chorób zapalnych i zaburzeń hormonalnych, a nawet świetnie sprawdzi się dla sportowców. Ponadto, dieta roślinną bazuje na produktach, które cechują się mniejszym zużyciem wody i mniejszą produkcją gazów cieplarnianych niż przemysłowe produkty mięsne i mleczne. Nie musisz całkowicie przychodzić na dietę roślinną, wystarczy że przynajmniej 2-3 razy w tygodniu zamiast mięsa na obiad przygotujesz posiłekna bazie wysokobiałkowych strączków aby poprawić swoje zdrowie i stan planety. Taki model żywienia jest zgodny z rekomendacją Światowej Organizacji Zdrowia oraz Instytutu Żywienia i Żywności.
Agnieszka Majba-Pochwat
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS