W białostockim szpitalu zmarł pochodzący ze Staszowa znakomity kompozytor i dyrygent Robert Panek. Miał 87 lat. Artysta był zakażony koronawirusem.
Robert Panek urodził się w 1933 roku w Staszowie. Ukończył Wyższą Szkołę Muzyczną w Warszawie o specjalności dyrygentura oraz klarnet. Od 1960 roku związany był z Białymstokiem. Przez wiele lat pracował w szkołach muzycznych, orkiestrze symfonicznej oraz jako kapelmistrz orkiestr dętych. Pisał utwory m.in. na orkiestrę dętą, symfoniczne, dla dzieci a także utwory okolicznościowe.Skomponował hejnał swojego rodzinnego Staszowa, który codziennie odtwarzany jest w południe z wieży Ratusza. Tworzył również dla wielu koronowanych głów. Fanfary jego autorstwa rozbrzmiewają podczas ceremonii wręczania Nagrody Nobla. Kompozycje Roberta Panka można było usłyszeć ponadto podczas otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Atlancie i w Pekinie.
Pogrzeb kompozytora odbędzie się 26 listopada o godz. 12 na cmentarzu w Karakulach. Ze względu na sytuację epidemiologiczną, ma mieć charakter kameralny.
W ubiegłym roku na łamach “TN” ukazał się obszerny materiał poświęcony artystycznym dokonaniom Roberta Panka. Publikujemy go w całości.
Fidel Castro gawędził z nim pięć godzin
Ma w swoim dorobku ponad 160 partytur. Jego utwory grano podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Atlancie i Pekinie, a fanfary, które skomponował wiele lat temu, rozbrzmiewają w trakcie wręczania Literackiej Nagrody Nobla. Robert Panek – bo o nim mowa – niedawno skończył 85 lat, i równocześnie świętował 65-lecie swojej pracy artystycznej. Ta praca zawiodła go na najważniejsze salony świata. A wszystko zaczęło się w Staszowie.
Codziennie w samo południe z wieży staszowskiego Ratusza grany jest hejnał miasta. Jego melodia to dzieło Roberta Panka, taki ukłon w stronę rodzinnego grodu. Hejnałów w swoim życiu stworzył zresztą kilka. Ot, choćby dla Quito, stolicy Ekwadoru. Gdy pojechał tam kiedyś, władze z wdzięczności zafundowały mu wycieczkę po kraju. Z eskortą i przewodnikiem. Mógł wybierać miejsca, które chce zobaczyć. Powiedział, że chce pojechać na Wyspy Galapagos. Tam akurat nigdy wcześniej nie był, choć Amerykę Łacińską znał bardzo dobrze.
Jak wulkan gorąca
Jego ojciec był naczelnikiem straży pożarnej w Staszowie. W miasteczku nad Czarną przyszły kompozytor urodził się i spędził dzieciństwo. Niełatwe to były czas. Miał kilka lat gdy wybuchła II wojna światowa. Niedługo po jej zakończeniu opuścił rodzinne strony. Został członkiem orkiestry 41 Pułku Piechoty 12 Dywizji Zmechanizowanej. Swoje umiejętności szlifował ponadto w warszawskim Państwowym Liceum Muzycznym, Oficerskiej Szkole Kapelmistrzów Wojskowych w Rembertowie, a później w Wyższej Szkole Muzycznej w klasie klarnetu. Po studiach osiadł w Białymstoku, gdzie niebawem powołał do życia pierwszą w Polsce orkiestrę milicyjną. Prowadził ją do 1994 roku.
Na początku lat 60-tych Ministerstwo Kultury PRL poszukiwało człowieka, który mógłby zająć się organizacją szkolnictwa muzycznego na Kubie. Było to nie lada wyzwanie. Wyspa żyła jeszcze świeżym rewolucyjnym uniesieniem. Niedawny pogromca reżimu Batisty, Fidel Castro, rozlokował u siebie radzieckie rakiety, co doprowadziło do konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi i dodatkowo zaostrzyło i tak napiętą sytuację w regionie. A jednak chętnych na egzotyczny wyjazd nie brakowało. Do siedziby resortu zgłosiło się ponad 30 muzyków. Wśród nich był Robert Panek. Traf chciał, że to właśnie jemu powierzono nietypową misję.
– Pamiętam jedno z przyjęć w polskiej ambasadzie w Hawanie. To było zaraz po tym, jak dotarłem na Kubę – wspomina kompozytor – Przyjechał na nie słynny Che Guevara, w mundurze, z dwunastostrzałowym pistoletem przy boku. Otaczała go uzbrojona po zęby obstawa. To wszystko robiło spore wrażenie. Na mnie również. Che był żywą legendą rewolucji
El Comandante
Na spotkanie z kolejną legendą nie trzeba było czekać długo. Któregoś dnia Robert Panek grał z międzynarodowym kwintetem w konserwatorium Cubancan. Niespodziewanie zjawił się tam sam Fidel Castro. Polski muzyk przedstawił mu swój zespół i chwilę porozmawiali na różne tematy.
– Z racji tego czym się zajmowałem, znałem się dość dobrze z jego bratem, Raulem Castro, który był wtedy ministrem obrony – opowiada Robert Panek. – Wiem, że gdy Fidel usłyszał po raz pierwszy orkiestrę wojskową pod moją batutą, powiedział Raulowi: „Słuchaj, naprawdę trzeba było aż z Polski człowieka ściągać, żeby nauczyli się grać w rytm tej laski, którą on wymachuje? Sam bym wiedział jak to zrobić. Lać ich tą laską przez łeb!”
Niedługo potem dyktator zaprosił Panka do siebie na prywatną pogawędkę.
– Byłem u niego dokładnie 5 godzin i 20 minut – wspomina kompozytor. – Z nim się naprawdę przyjemnie rozmawiało. Miał bardzo wszechstronną wiedzę. Mówiliśmy dosłownie o wszystkim. W pewnym momencie zaczął nucić różne melodie: „Marsyliankę”, hymn Niemiec. Pytam czy hymn amerykański też potrafi zanucić. Widać było, że się obruszył. Ale tylko na moment. Za chwilę kontynuował rozmowę. Mówi mi, że skoro już zeszło na hymny, to jego zdaniem powinniśmy sobie zmienić nasz polski. „Co w nim złego?” – pytam. „Na pewno znalazłoby się coś lepszego niż to” – odpowiedział, poczym podszedł do szafy, wyciągnął jakąś płytę, włączył i… popłynął z głośników hymn Jugosławi, pieśń „Hej Słowianie”, niemal identyczna jak „Mazurek Dąbrowskiego”, bo wzorowana na jego melodii. Tylko tempo jest inne, znacznie wolniejsze. Mówię więc: „Ale przecież to jest hymn jugosłowiański”. Fidel się uśmiechnął i krzyknął: „Brawo! Nie dałeś się nabrać”. „No w końcu taka moja praca” – odrzekłem.
Z obiema melodiami związanych jest całe mnóstwo zabawnych historii. Robert Panek wspomina jedną z nich.
– Kiedyś przyjechał do Polski z oficjalną wizytą marszałek Tito. Rozpoczyna się ceremonia powitania głowy bratniego kraju. Orkiestra zaczyna grać hymn Jugosławii. Większość rodzimych partyjnych kacyków nie zdawała sobie sprawy z jego podobieństwa do naszego. Kiedy popłynęły pierwsze takty powolnej melodii, na wielu twarzach członków państwowej delegacji pojawiło się dosłownie przerażenie. Pewnie pomyśleli sobie, że orkiestra się spiła i jakoś tak nieudolnie grają „Mazurka”. Skandal międzynarodowy. A po chwili ten cudowny wyraz ulgi, gdy zabrzmiał prawdziwy „Mazurek”. Niebywale komiczna sytuacja – dodaje.
Wybawił papieża z kłopotu
Podczas jednego z pobytów na Kubie Robert Panek zetknął się z wysokiej rangi przedstawicielem rządu Nikaragui, który w swoim kraju zaoferował mu pracę w charakterze organizatora reprezentacyjnej orkiestry wojskowej. Przyjął propozycję. Już następnego dnia obaj wylądowali na lotnisku w Managui.
– Wiedzieli, że przyjeżdżam z Polski, więc zagrali na powitanie, a jakże, polski hymn narodowy – mówi kompozytor – To było ogromnie wzruszające, choć przypominało bardziej marsz żałobny Chopina. Zrozumiałem wówczas, że jest tu rzeczywiście sporo do zrobienia. Większość z członków orkiestry w ogóle nie znała nut, niektórzy byli jeszcze analfabetami. Mieli za to znakomity słuch!
Niedługo potem Robert Panek ze swoją nikaraguańską orkiestrą, która rozrosła się do ponad 100 instrumentalistów uczestniczył w powitaniu papieża Jana Pawła II, podczas jego pielgrzymki do tego latynoskiego kraju. Dowodzący kompanią reprezentacyjną oficer złożył dostojnemu gościowi meldunek, poczym zamierzał przeprowadzić go przed pochylonymi sztandarami. Ojciec święty zatrzymał się jednak, prawdopodobnie nie chcąc przechodzić obok flagi bojówek odpowiedzialnych za śmierć katolickiego biskupa Romero. Metropolita San Salvadoru Oscar Romero został zamordowany w marcu 1980 roku podczas odprawiania mszy świętej w szpitalnej kaplicy.
Nastąpił moment konsternacji. I wówczas sytuację uratował polski dyrygent, który kazał orkiestrze zagrać „Mazurka Dąbrowskiego”. Jan Paweł II spojrzał zdumiony i zapytał towarzyszącego mu prezydenta, skąd w tym dalekim zakątku taka melodia? Wtedy poproszono Roberta Panka i przedstawiono rozrzewnionemu ojcu świętemu. Kilka lat później Panek napisał utwór na orkiestrę symfoniczną pt. „Modlitwa papieża”, który zadedykował wielkiemu rodakowi. Kompozycja została bardzo ciepło przyjęta w Watykanie, a jej autor otrzymał od papieża odręczny list z podziękowaniem.
Niebawem o muzyku z Polski zrobiło się w Nikaragui na tyle głośno, że zwróciła się do niego nawet starszyzna plemienna Indian Misquito, prosząc, aby zajął się dokumentacją ich ludowej muzyki. Panek wywiązał się z tego zadania.
Do Ameryki Łacińskiej muzyk wracał potem jeszcze wielokrotnie. Koncertował m.in. w Meksyku, Hondurasie, Panamie, Kostaryce i Belize. Dla argentyńskiej narodowej drużyny piłkarskiej skomponował marszowy utwór na zawody Copa America. Spodobał się bardzo.
– Przysłali mi zaproszenie na okrągłą rocznicę powstania argentyńskiej reprezentacji piłkarskiej i bilety lotnicze w obie strony – wspomina muzyk. – Na stadionie La Bombonera w Buenos Aires, podczas uroczystej fety, wykonano mój utwór. A potem był trwający przez trzy dni bal z udziałem najważniejszych sportowców kraju. Oczywiście był również Diego Maradona.
Po zwycięstwie Argentyńczyków w Copa America Robert Panek otrzymał paczkę, a w niej strój reprezentacji. O kilka numerów za duży. Do tego… pięć kilogramów kawy, którą rozdał znajomym.
– Niedawno któryś z nich zadzwonił z prośbą, abym szybko coś nowego napisał, bo mu się kawa kończy – żartuje R. Panek.
W KRĘGU GWIAZD SPORTU
Piłkarska reprezentacja Argentyny nie jest jedyną obdarowaną przez Roberta Panka specjalną partyturą. Muzyk napisał też utwór dedykowany ekipie Kamerunu. To było podczas mundialu we Włoszech w 1990 roku. Kamerun był prawdziwą sensacją tamtych mistrzostw. Dotarł do fazy ćwierćfinałowej i dopiero na tym etapie, po dramatycznym meczu, uległ Anglii. Rozpacz afrykańskich piłkarzy była gigantyczna. Panek specjalnie dla nich skomponował dzieło „Nieposkromione Lwy”. Za pośrednictwem polskiej ambasady w Rzymie został on przekazany kameruńskiej ekipie jeszcze zanim zdążyła wylecieć w drogę powrotną do domu. Spodobał się. Autor kompozycji otrzymał niebawem osobisty list z podziękowaniami od słynnego Rogera Milli. Milla zrobił na mundialu prawdziwą furorę. Przed mistrzostwami miał zamiar zakończyć sportową karierę. Do Włoch pojechał na osobistą prośbę prezydenta Kamerunu. Mimo swoich 38 lat, zdobył 4 bramki. Każdą z nich celebrował charakterystycznym tańcem przy narożniku boiska. To od tego zaczęła się moda na popularne teraz „cieszynki”.
Na jednym liście od Milli się nie skończyło. Panowie nawiązali znajomość, która trwa do dziś.
– Od czasu do czasy pisujemy do siebie – mówi Robert Panek.
2 minuty i 6 sekund trwał utwór, który kompozytor napisał dla Otylii Jędrzejczak. Dokładnie tyle Otylia płynęła po złoty medal na igrzyskach w Atenach. Tworzył jeszcze m.in. dla Justyny Kowalczyk, która po wysłuchaniu dedykowanego jej dzieła zadzwoniła z podziękowaniami, proponując autorowi, że w zamian nauczy go jeździć na nartach.
Adam Małysz też był pod wrażeniem. Poświęcony swoim sportowym sukcesom utwór usłyszał w Chicago, podczas spotkania z tamtejszą Polonią. Organizatorzy wydarzenia telefonowali do kompozytora o drugiej w nocy, prosząc by jak najszybciej przysłał nuty. Sam Małysz dzwonił potem również. „Widzi Pan ile świata trzeba przejechać, żeby móc Pana posłuchać” – żartował.
„FLAGI NA WIETRZE”
Z okazji wstąpienia Polski do NATO Robert Panek napisał marsz na trąbkę. Został również poproszony o skomponowanie muzyki, która miała być wykonana podczas ceremonii otwarcia olimpiady w Atlancie.
To właśnie tam, w stolicy Georgii, polski muzyk poznał Li Xuda, chińskiego dyrygenta i zarazem członka Komitetu Olimpijskiego.
– Jakiś czas później dawny znajomy odnalazł mnie i zaproponował skomponowanie muzyki na igrzyska w Pekinie – opowiada R. Panek – Przyjąłem to jako wielki honor i wyróżnienie.
W roku 2006 kompozytor został zaproszony do Chin, aby na miejscu zapoznać się z muzyczną kulturą tego kraju, a także tradycyjnymi instrumentami. Wszystko to miało być pomocne do uchwycenia odpowiedniego klimatu w przygotowywanym dziele.
– Miałem okazję obserwować z bliska wszystkie przygotowania do Igrzysk – wspomina. – Pekin zamienił się w wielki plac budowy, na którym praca trwała niemal bez ustanku. Już podczas tej podróży powstała część utworu na ceremonię zamknięcia olimpiady. Resztę dopisałem po powrocie do kraju.
18-minutowa suita symfoniczna zatytułowana została „Chińskie akwarele”. Dodatkowo Robert Panek skomponował jeszcze osobny utwór perkusyjny pt. „Odgłosy bębnów”. Nikt, nawet autor, nie wiedział do końca w którym momencie, i jak dokładnie wykorzystana zostanie muzyka. Wszystko utrzymywane było przez organizatorów w ścisłej tajemnicy. Dopiero podczas uroczystości okazało się, że utwór Panka, podzielony został na kilka krótszych fragmentów. Jeden z nich nazwano „Flagi na wietrze”, a oglądający transmisję słyszeli go w chwili, gdy prezentowane były narodowe symbole krajów, biorących udział w sportowym święcie.
KRÓLEWSKIE PROGI
Z okazji ślubu belgijskiego następcy tronu – księcia Filipa (panującego dziś jako Filip I) z arystokratką o polskim rodowodzie – Matyldą d’Udekem d’Acoz – Robert Panek przygotował muzyczne życzenia dla młodej pary. Podobny upominek przesłał również norweskiemu księciu Haakonowi, kiedy ten wstępował w związek małżeński z Mette Martin. Utwór pod tytułem „Muzyka serc” w wykonaniu królewskiej orkiestry kameralnej odegrano w Oslo dwukrotnie – podczas ceremonii zaślubin oraz przy wręczaniu weselnych prezentów.
Dla koronowanych głów pisał później jeszcze kilkakrotnie. Skomponował m.in. kwartet smyczkowy, dedykowany hiszpańskiej królowej Zofii. Został zaproszony do jego wykonania na madryckim dworze i miał okazję rozmawiać z monarchinią. Była zdumiona, że tak biegle mówi po hiszpańsku. Obecny przy spotkaniu król Juan Carlos zażartował wówczas, że wszystko to co piękne zawsze dedykują jego żonie.
– Jeśli wasza wysokość pozwoli, będę miał zaszczyt napisać również coś dla niego – odparł wówczas i słowa dotrzymał. W 1995, roku podczas uroczystych obchodów 60. rocznicy urodzin króla, tuż przed przygotowanym specjalnie na tę okazję koncertem trzech wielkich tenorów, na dziedzińcu pałacu królewskiego wykonany został utwór skomponowany na cześć jubilata przez artystę ze Staszowa.
Kilka miesięcy później Robert Panek z ambasady szwedzkiej otrzymał propozycję napisania marsza na 50. urodziny króla Karola Gustawa. Wplótł w niego motywy hymnu Szwecji. Marsz przyjęty został entuzjastycznie i do dziś jest często grywany na królewskim dworze.
PASJE
Po 11 września 2001 roku Robert Panek stworzył wstrząsający marsz żałobny „8.48” upamiętniając w ten sposób godzinę pierwszego ataku na wieże WTC. We wrześniu roku 2003 uczestniczył w pogrzebie zamordowanej szwedzkiej minister Anny Lindh, gdzie dyrygował wykonaniem swojego „Epitafium” napisanego na tę smutną okoliczność.
11 marca 2004 roku doszło do krwawych zamachów w madryckim metrze, w wyniku których zginęło blisko 200 osób. Po tej tragedii Robert Panek skomponował 4-minutową „Sokorellę”, która 20 marca została wykonana podczas nabożeństwa żałobnego w katedrze hiszpańskiej stolicy. Hiszpanie wymyślili dla niej własny tytuł – „Niebo płacze”. Nawiązywała on do milionowych manifestacji przeciwko terroryzmowi, które po ataku przeszły ulicami miast wielu krajów.
Poza muzyką R. Panek z powodzeniem zajmuje się jeszcze poezją. Początkowo pisał tylko „do szuflady”. Będąc na kontrakcie w Nikaragui po raz pierwszy zaczął publikować w prasie swoje wiersze w języku hiszpańskim. W 1993 roku wydał debiutancki tomik poezji pt. „Pęknięte lustro”. Dziś ma już na swoim koncie kilka zbiorów wierszy.
Kolejną jego pasją jest fotografia. Wystawy zdjęć Roberta Panka, których tematyką jest głównie piękno przyrody i życie codzienne mieszkańców najbardziej egzotycznych zakątków świata, prezentowane były już wielokrotnie nie tylko w Polsce, ale i poza jej granicami.
Obecnie Robert Panek mieszka w Białymstoku. Został tam skierowany nakazem pracy w 1960 roku. Jak wspomina, miał do wyboru stolicę (gdzie skończył studia muzyczne), Częstochowę i Białystok właśnie.
– Wybrałem to ostatnie miasto trochę z ciekawości, bo po prostu nigdy wcześniej tam nie byłem – mówi kompozytor.
W 2018 roku twórca świętował 85. urodziny i 65-lecie pracy artystycznej. Na uroczystości zjechało m.in. wielu zaprzyjaźnionych z kompozytorem dyplomatów.
– Byli ambasadorzy Meksyku, Kuby, Nikaragui, Węgier i Cypru – opowiada R. Panek. – Znamy się od wielu lat. Zabrałem ich wszystkich do Białowieży, założyliśmy gumowe buty i przez parę godzin chodziliśmy po puszczy. Bardzo im się podobało.
Kompozytor jest laureatem wielu międzynarodowych nagród muzycznych. Na temat jego dorobku powstały także dwie prace magisterskie: „Twórczość muzyczna Roberta Panka” – w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz „Robert Panek – obywatel świata” – w Katedrze Muzyki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Rafał Staszewski
Fot. arch.
Robert Panek podczas niedawnej wizyty w Staszowie na ławeczce Adama Bienia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS