Przemoc ponad wszystko
Autor w tej przemocy się zatracił, czego nie kryje. Przyłapuje się na tym, że sprawia mu ona przyjemność. Że czerpie z tej grupowej przemocy radość – tak jak i pozostali opisywani przezeń „kibole”. Ludzie stanowiący przekrój wszelkich zawodów i postaw życiowych. Wykolejeńcy, pijacy, drobni złodzieje, rasiści jawnie wspierający Front Narodowy, ale i budowlańcy z dobrze prosperującymi firmami, malarze pokojowi, pracownicy banków i wysoko postawieni członkowie gangów.
Opisy akcji kibicowskich grają na wszystkich zmysłach, jak przystało na reportaż. Książkę Buforda się słyszy, czuje i widzi, a czytelnik przykleja się do lepkich od brudu i rozlanego piwa kontuarów manchesterskich pubów. O tym, jak wyglądały akcje, wiele mówi ten fragment:
„Jego kumple nie zostali daleko w tyle i dogonili go na ulicy, by wspólnie ruszyć w pościg przez Covent Garden. Bez końca skandowali: „Millwall”. Terry Burns nie był w stanie biec dostatecznie szybko – miał kibiców Millwall dosłownie na karku – i w końcu spróbował uciec jedną z bocznych uliczek, która okazała się ślepym zaułkiem. Jedyny szczegół, którym dysponujemy, to rower – Terry Burns złapał go, by się bronić – ale wyobrażam sobie skręcające kiszki przerażenie, które musiał odczuwać, gdy zdał sobie sprawę, że został zapędzony w kozi róg. Wyobrażam sobie, jak gorączkowo szuka drogi ucieczki, dzwonków u drzwi, murku, aż wreszcie chwyta najbliższą rzecz pod ręką, nieporęczną tarczę ze szprych i dętek, by bronić się przed tym, co – jak wiedział – w mgnieniu oka nadciągnie chodnikiem.
Terry Burns zginął. Został sześciokrotnie pchnięty nożem. Każde z dźgnięć przebiło serce.”
,,Między kibolami”
Fot.: Materiały prasowe/Wydawnictwo Cyranka
Świat, którego nie ma
Czytając książkę Buforda, nie sposób przestać ją porównywać z legendarnymi „Depeszami” Michaela Herra. Obaj autorzy fenomenalnie operują słowem – narkotyczne wizje przestraszonego Herra czającego się z karabinem na żołnierzy Wietkongu są równie wstrząsające, co opisy pijackiego tłumu kiboli, szukającego przemocy w zaułkach angielskich miast. O ile jednak „Depesze” zostawiają czytelnika z wyraźnie antywojennym przesłaniem – trudno o lepszy dowód bezsensowności wojny – tak w „Między kibolami” zabrakło czegoś uniwersalnego. Wniosku, który byłby ważny dla każdego, kto książkę przeczyta. Autor zdradza ambicje wytłumaczenia, co ludzi pcha w kierunku przemocy, dlaczego ona ich tak upaja, ale odpowiedzi nie znajduje i zadowala się tanimi ogólnikami. Niestety na koniec dostajemy po prostu szalenie efektowny i plastyczny opis świata, do którego nie należymy.
W dodatku jest to opis świata, którego już nie ma. Buford pisał „Między kibolami” w latach 80. ubiegłego wieku – książka została wydana została po angielsku w 1991 roku. Dosłownie za chwilę świat przesiąkniętych przemocą chuliganów, którzy co weekend rozbijają angielskie miasta i miasteczka, zaczął odchodzić w niepamięć. Trzydzieści lat później, gdy książka w końcu ukazała się po polsku (to zresztą kolejne podobieństwo z „Depeszami”, które ukazały się u nas niemal 40 lat po premierze) możemy ją traktować wyłącznie jako dokument o wartości historycznej.
Świat futbolu zaczął się zmieniać w latach 90. – gdy telewizje zrozumiały, że piłka nożna to kura znosząca złote jaja. W futbolu zaczęły pojawiać się wielkie pieniądze, które dziś przybrały niemoralne wręcz rozmiary.
W 1992 roku powstała Liga Mistrzów, a liga angielska zmieniła się w Premier League – dziś to zdecydowanie najbogatsze rozgrywki piłkarskie świata. Tak dobrze działającego biznesu nie mogli jednak psuć rozmiłowani w przemocy młodzieńcy z klasy robotniczej. Władze piłkarskie ze wsparciem krajowych rządów zaczęły walczyć z chuligaństwem. Z jednej strony walka była ekonomiczna – ceny biletów zaczęły być oszałamiające (dziś, by obejrzeć mecz Arsenalu, należy się liczyć z wydatkiem między 50 a 100 funtów; czyli między 250 a 550 złotych za bilet), z drugiej na wszystkich łamiących zasady zaczęły być nakładane bardzo surowe kary, egzekwowane przez państwo – długoletnie zakazy stadionowe, roboty społeczne, aresztowania.
Pierwsza wielka akcja chuligańska, w której wziął udział Buford i której opis otwiera książkę, miała miejsce w kwietniu 1984 roku przy okazji półfinałowego meczu w Pucharze Zdobywców Pucharów między Juventusem Turyn a Manchesterem United. Po spotkaniu na Stadio Comunale angielscy kibice ruszyli demolować miasto i bić Włochów. Dziś nie tylko nie istnieje już ten stadion, ale i rozgrywki zostały rozwiązane. Z kolei kibice Manchesteru United, w struktury których przeniknął Buford, nazywani są prześmiewczo „prawn brigade”, gdyż podczas meczów zajadają kanapki z krewetkami i nie mają wolnych rąk, by oklaskiwać boiskowe wydarzenia. Dzięki książce Buforda, możemy zatem wniknąć w świat, który bezpowrotnie przeminął.
Bill Buford, „Między kibolami”, przeł. Krzysztof Cieślik, Wydawnictwo Cyranka, listopad 2021.
Piotr Żelazny – dziennikarz sportowy. Twórca, wydawca i redaktor naczelny „Kopalni – sztuki futbolu”, niezależnego magazynu piłkarskiego, który „opowiada o świecie przez pryzmat futbolu”.
Czytaj też: Połączenie westernu i gotyckiej opowieści. Dlaczego warto obejrzeć „Psie pazury”?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS